Screen freepik
Pamiętam, że mama stała w kuchni i ścierała blat, jakby chciała z niego zetrzeć wspomnienia. „Nie martw się, córeczko, damy sobie radę” – powiedziała. Ale w jej oczach była pustka, której nie rozumiałam.
Ojciec odszedł do innej kobiety. Wtedy nawet nie wiedziałam, co to znaczy „inna kobieta”.
W mojej głowie był tylko tata, który nosił mnie na barana, śmiał się, kiedy źle wymawiałam trudne słowa, i obiecywał, że zawsze będzie mnie chronił.
A potem przestał przychodzić. Najpierw dzwonił rzadziej, później już wcale. Zostały tylko stare zdjęcia i list, w którym napisał, że „tak będzie lepiej dla wszystkich”.
Lepiej… dla kogo? Na pewno nie dla nas.
Mama pracowała na dwa etaty, żebyśmy mieli co jeść. Pamiętam jej spękane dłonie i oczy, które zawsze wyglądały na zmęczone. Nigdy nie mówiła o nim źle, choć miała prawo.
Mówiła tylko: „Twój ojciec ma swoje życie, my mamy swoje. Kiedyś to zrozumiesz.” Ale długo nie
rozumiałam.
Minęły lata. Skończyłam szkołę, studia, wyszłam za mąż, urodziłam córkę. Ojca nie było przy żadnym z tych momentów.
Nie było go, kiedy miałam gorączkę, kiedy płakałam po zawodzie miłosnym, kiedy trzymałam swoje dziecko po raz pierwszy. Był kimś z przeszłości, kimś, kogo znałam tylko z historii.
Aż pewnego dnia zadzwonił.
„Dzień dobry… tu tata” – usłyszałam głos, którego nie słyszałam od ponad dwudziestu lat. Serce mi stanęło. Chciałam się rozłączyć, ale jakaś część mnie kazała słuchać.
„Nie wiem, czy powinnam z panem rozmawiać” – powiedziałam chłodno.
„Wiem, że nie zasługuję, ale… jestem już stary. Choruję. Nie mam nikogo. Myślałem… może byście przyszli? Porozmawiali? Przecież nie zostawicie starego ojca?”
Starego ojca. Te słowa zabrzmiały jak ciężar. Jak wyrzut sumienia. Ale jaki ojciec? Ten, który wybrał inne życie, zostawiając nas bez słowa? Ten, który nie pytał, czy mamy co jeść?
Powiedziałam tylko: „Mama przez lata nie zostawiła mnie ani na jeden dzień. Może to do niej powinien pan pójść po pomoc.”
Zamilkł. Usłyszałam jego oddech, potem łkanie. „Nie wiedziałem, że tak się stanie…” – wyszeptał.
„Nikt nie wie, jak się życie potoczy. Ale każdy dokonuje wyborów” – odpowiedziałam i odłożyłam słuchawkę.
Nie płakałam. Było mi żal – nie jego, tylko tego, że tak wiele lat musiało minąć, żeby zrozumieć, że rodzicem nie jest ten, kto daje życie, ale ten, kto zostaje, gdy jest najtrudniej.
Kilka tygodni później dowiedziałam się, że zmarł. Nie poszłam na pogrzeb. Mama zapaliła świeczkę za jego duszę i tylko powiedziała:
„Nie rób sobie z tego ciężaru. On sam wybrał.”
Czasem, kiedy patrzę na swoją córkę, myślę, że największą siłą jest umieć wybaczyć, ale nie pozwolić, by ktoś po raz drugi złamał ci serce. Bo miłość bez odpowiedzialności nie jest miłością. A rodzina to nie tylko więzy krwi — to obecność, czułość i pamięć.
To była sobota, mój pięćdziesiąty urodzinowy poranek. Wstałam wcześniej niż zwykle, choć nie spałam prawie…
Zawsze wierzyłam, że prawdziwa miłość to wtedy, gdy dwoje ludzi idzie przez życie razem, wspiera…
Kiedyś myślałam, że po sześćdziesiątce życie powoli się kończy. Że człowiek ma już tylko wspomnienia,…
Z pozoru to była zwykła sobota. Żona krzątała się po kuchni, w powietrzu unosił się…
Kiedy podpisywałam papiery rozwodowe, ręce mi drżały, ale w głowie panował dziwny spokój. Jakby wszystko…
Nie wiem, jakim cudem życie potrafi tak przewrotnie igrać z człowiekiem. Rok temu byłam szczęśliwą…