screen Youtube
Mój biologiczny ojciec nie pomagał mamie w niczym, a ona zawsze była zła i robiła mi wyrzuty, mówiąc: „Zepsułam sobie młodość, lepiej byłoby studiować niż urodzić ciebie”.
Byłam aktywnym i niespokojnym dzieckiem, co jeszcze bardziej irytowało mamę. Nie lubiła mnie. Jeśli zrobiłam coś złego, nie było jej mnie żal – nigdy.
Kiedy skończyłam sześć lat, urodził się mój brat, który pochłonął całą jej uwagę. Dla niej przestałam istnieć i pomagałam tylko w obowiązkach domowych.
„Przynieś, zrób, upierz, ugotuj” – to było wszystko, co słyszałam od mamy. Nie było sensu jej narzekać – nie była zainteresowana.
Teraz miała syna, którego kochała i wreszcie porządnego męża (w przeciwieństwie do mojego ojca). A ja byłam „błędem młodości”, którego według niej nie dało się naprawić.
Dorastałam w atmosferze niechęci. Ojczym nie dbał o mnie, a matka karała mnie za wszystko: za złe stopnie, za zgubiony parasol, za stłuczony talerz.
Kiedy miałam 16 lat, zdałam sobie sprawę, że moi rodzice są raczej wrogami niż przyjaciółmi. A po tym, jak moja matka powiedziała:
„Chciałabym, żebyś dorosła i opuściła dom”, w końcu zdałam sobie sprawę, że nie będę tu szczęśliwa.
Pewnego wieczoru moja matka powiedziała mi, że powinnam poszukać męża z miejscem do życia i nie liczyć na spadek, ponieważ wszystko zostanie po moim bracie. On jest mężczyzną, więc potrzebuje więcej.
Napięcie między mamą a mną rosło z każdym rokiem. Czułam się zbędna w ich rodzinie, irytując wszystkich swoją obecnością.
Po kolejnych łzach opuściłam dom w wieku 18 lat. Studiowałam wtedy, więc musiałam opłacić czynsz i czesne. Dostałam pracę w sklepie, pracowałam jako kasjerka w nocy, a rano chodziłam na wykłady.
Moje życie było ciężkie. Tak minęły cztery lata. Przez cały ten czas nie utrzymywałam kontaktu z rodziną. Nie dzwoniłam ani nie odbierałam ich rzadkich telefonów (dzwonili tylko raz w roku, w moje urodziny).
Później skończyłam studia i dostałam pracę w swojej specjalizacji. Odkąd opuściłam dom z jedną walizką, brak własnego mieszkania stawał się coraz większym problemem.
Osiem lat zajęło mi oszczędzanie na jednopokojowe mieszkanie na obrzeżach miasta. W końcu spełniłam swoje marzenie. Dwa lata później skończyłam remont i niedawno, po dziesięciu latach tułaczki, wprowadziłam się do własnego lokum.
Nie miałam dzieci, nie wyszłam za mąż, bo zdawałam sobie sprawę, że to jeszcze nie to. Ledwo wiązałam koniec z końcem, a dziecko pochłonęłoby resztki moich sił.
Teraz moje życie jest mniej więcej stabilne. Mam przyzwoitą pracę, własne mieszkanie i mężczyznę, z którym możemy planować dziecko po naszej wiktorii.
Ale ostatnio zadzwoniła moja mama. Zapytała mnie, jak sobie radzę i zasugerowała, żebyśmy się pogodziły. Powiedziała, że czuje się wobec mnie bardzo winna i chce prosić o przebaczenie.
Odebrałam telefon, ale powiedziałam, że nie potrzebuję jej przebaczenia i że jej nie potrzebuję. Przypomniałam sobie moje trudne dzieciństwo i młodość, lata nieustannej pracy, by zarobić choć trochę, przypomniałam sobie moją zdruzgotaną duszę.
Powiedziałam, że nie chcę utrzymywać kontaktu, bo nauczyłam się bez niego żyć. Pogodziłam się z losem i z honorem niosłam swój krzyż.
Mama odpowiedziała, że jestem jeszcze młoda i pewnego dnia będę żałować mojego stosunku do niej. Powiedziała, że jestem niewdzięczną córką i może kiedyś się zmienię.
Czasami czuję się winna, ale moja uraza powstrzymuje mnie przed zrobieniem kroku w jej stronę. A ona nie wydaje się szczególnie mnie chcieć…..
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom, gdy zadzwoniła do mnie córka. Jej głos brzmiał radośnie, podekscytowanie…
Myślałam, że urodziny męża będą po prostu kolejną rodzinną okazją, żeby się spotkać, posiedzieć razem,…
Od samego początku wiedziałam, że wchodzę w niełatwy układ. Nie dlatego, że mój mąż był…
Nigdy nie uważałam się za zazdrosną kobietę. Zawsze powtarzałam sobie, że zaufanie to fundament małżeństwa,…
Nigdy nie myślałem o tym, kto dostanie mieszkanie moich rodziców. Przez długie lata nawet nie…
Nigdy nie planowałam mieszkać na dworcu. A właśnie tak czasem czuję się we własnym mieszkaniu…