Screen freepik
Być może inni na moim miejscu udawaliby, że wszystko jest w porządku, ale ja nie mogłam oszukiwać ani siebie, ani ich.
Poznaliśmy się na początku naszego romansu z Igorem. Zaprosił mnie na rodzinny obiad.
Matka przywitała mnie chłodnym spojrzeniem, jakby oceniała każdy mój ruch. A ojciec, choć starał się być uprzejmy, cały czas robił dziwne uwagi:
— Cóż, myślałam, że Igor znajdzie sobie dziewczynę… no, inną — dając do zrozumienia, że nie spełniam ich oczekiwań.
Tego wieczoru wyszłam z ich domu z poczuciem, że rozebrano mnie na części i uznano za niegodną.
Potem miało jeszcze kilka spotkań. Przychodzili na urodziny Igora, ale zawsze znajdowali sposób, żeby rzucić jakąś złośliwą uwagę:
— Pewnie nie umiesz gotować barszczu — powiedziała kiedyś teściowa, kiedy postawiłam na stole makaron.
Uśmiechnęłam się, ale w środku wszystko się waliło.
Kiedy Igor mi się oświadczył, pierwszą rzeczą, o której pomyślałam, było wesele. Siedziałyśmy z mamą w kuchni, rozmyślałyśmy o sukni, o gościach. I wtedy powiedziałam:
— Mamo, nie chcę zapraszać jego rodziców.
Mama spojrzała uważnie, ale bez osądu:
— Jeśli cię nie zaakceptowali, masz prawo ich nie zapraszać. Ślub to twój dzień, a nie ich pole bitwy.
Długo się wahałam, ale potem zdecydowałam, że mama ma rację. Zaprosiliśmy przyjaciół, moich krewnych i najbliższych ludzi.
Uroczystość miała ciepły i szczery charakter. Śmialiśmy się, tańczyliśmy, robiliśmy zdjęcia do późnej nocy. I nie było cienia napięcia.
Po ślubie teściowie nawet nie zadzwonili, żeby pogratulować. I wiecie, wtedy po raz pierwszy poczułam spokój: jeśli ludzie nie chcą być w twoim życiu, nie trzeba ich ciągnąć na siłę.
Teraz, kiedy patrzę na nasze zdjęcie ślubne, widzę szczęście w naszych oczach. Bez fałszu, bez wymuszonych uśmiechów. I rozumiem, że czasami właściwą decyzją jest po prostu nie zapraszać tych, którzy przyszliby tylko zepsuć uroczystość.
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom, gdy zadzwoniła do mnie córka. Jej głos brzmiał radośnie, podekscytowanie…
Myślałam, że urodziny męża będą po prostu kolejną rodzinną okazją, żeby się spotkać, posiedzieć razem,…
Od samego początku wiedziałam, że wchodzę w niełatwy układ. Nie dlatego, że mój mąż był…
Nigdy nie uważałam się za zazdrosną kobietę. Zawsze powtarzałam sobie, że zaufanie to fundament małżeństwa,…
Nigdy nie myślałem o tym, kto dostanie mieszkanie moich rodziców. Przez długie lata nawet nie…
Nigdy nie planowałam mieszkać na dworcu. A właśnie tak czasem czuję się we własnym mieszkaniu…