Mam czterdzieści lat i od ponad sześciu lat jestem wdową, samotnie wychowującą dwie nastoletnie dziewczynki.
Pracuję jako nauczycielka w szkole podstawowej. Po pracy udzielam korepetycji dzieciom i czasami pracuję jako copywriter w nocy.
Przy wszystkich moich zajęciach jestem bardzo zmęczona samotnością.
Z moim zmarłym mężem przeżyliśmy 15 szczęśliwych lat. Kochaliśmy się szczerze, ale niestety rozdzieliła nas śmierć.
Kiedyś obiecałam sobie i jego matce, że nigdy więcej nie wyjdę za mąż i będę żyć tylko pamięcią o jej synu.
Moje życie było podzielone na „przed” i „po”.
Praca pochłaniała cały mój czas. Zawsze szukałam nowej pracy na pół etatu, aby utrzymać rodzinę.
W nocy dużo myślałam i czasami płakałam. Ale rano robiłam makijaż oczu i z uśmiechem przygotowywałam śniadanie dla moich dziewczynek, żeby nie widziały, jak mi ciężko.
Minęło pięć lat. Moje córki stały się starsze. Wszyscy znajomi powtarzali mi, że nie powinnam być sama.
Że dzieci wkrótce będą miały własne związki, a ja zostanę sama. Szczerze mówiąc, moja tęsknota za mężem już minęła, a ja pragnęłam nowych uczuć i emocji.
Wszystko zmieniło się w Sylwestra. Wieczorem 31 stycznia poszłam na zakupy i kupiłam kilka produktów spożywczych. Pojechałam też po prezenty dla moich córek.
Kiedy wróciłam do domu, zobaczyłam schludnie nakryty stół, w mieszkaniu panował niesamowity porządek, a w kuchni pachniało mandarynkami i sosnowym igliwiem.
Moje dwie córki stały w kuchni i o czymś rozmawiały. Kiedy mnie zobaczyły, poprosiły mnie, abym pozwolił im pójść na uroczystości ich kolegów z klasy. Nie miałam nic przeciwko. Były bardzo szczęśliwe i skakały z radości.
Po raz pierwszy świętowałam Nowy Rok sama, w ciszy. Zdałam sobie sprawę, że moje dzieci wkrótce rozpoczną własne życie, a ja zostanę w pustym mieszkaniu.
Święta minęły szybko. Spóźniłam się do pracy, więc zadzwoniłam po taksówkę. Samochód przyjechał, otworzyłam drzwi i szybko wsiadłam na przednie siedzenie. Męski głos zapytał mnie, dokąd jadę.
Jechaliśmy około 15 minut, ale w tym czasie zdążyliśmy porozmawiać o wszystkim. Czułam się, jakbym znała go od dawna. Był rozwiedziony i wychowywał syna. Mężczyzna nie był z naszego miasta, wynajmował mieszkanie.
Wszystko kręciło się z niesamowitą prędkością. Widywaliśmy się prawie codziennie, a do pracy jeździłam już taksówką. Maciej często nas odwiedzał i przynosił słodycze dla moich córek. W mieszkaniu panowała atmosfera spokoju i radości.
Naprawiał nam zepsute drzwi, kran w łazience i gniazdka. Zawsze mieliśmy bardzo romantyczne spotkania w jego mieszkaniu. Wracałam do domu w dobrym nastroju, a moje oczy mówiły same za siebie.
Pół roku później Maciej poprosił mnie, żebym się do niego wprowadziła. Zdałam sobie sprawę, że mieszka w wynajętym mieszkaniu, a pieniądze z czynszu możemy przeznaczyć na własne potrzeby i zamieszkać u mnie.
Co należy zrobić? Nie chcę działać pochopnie, bo nie znam go dobrze. A jeśli on chce tylko moje mieszkanie?