Nie mam ochoty spotykać się z moim zięciem. Jest całkowicie pustą osobą, która zepsuła nerwy naszej rodzinie.
Zdecydowałam, że nie ma dla niego miejsca w moim domu. Ale moja córka obraziła się na swojego męża i teraz też mnie nie odwiedza.
Mówi, że jeśli nie akceptuję jej męża, to znaczy, że ją obrażam, bo oni są rodziną. A ja prawdopodobnie nie jestem już jej rodziną.
Moja córka ma dwadzieścia cztery lata, od trzech lat jest żoną swojego Adama, a wcześniej przez trzy lata chodzili ze sobą.
Poznali się na uniwersytecie i to było wszystko, jej umysł stał się pusty i nigdy nie widziała nikogo innego poza nim.
Nie miałam żadnych pozytywnych emocji związanych z Adamem. Nie był przystojny z twarzy, z postury też nie, już po dwudziestce, a jego charakter nie miał się czym pochwalić.
Był leniwy jak foka i do tego bezczelny. Ogólnie rzecz biorąc, nie lubiłam go. Ale nie zdeptałam pierwszej miłości mojej córki.
Myślałam, że to mądra dziewczyna, zrozumie, że ten Adam to nie jej wersja. Pierwsze miesiące mijały, różowe okulary znikały i wszystko stawało się lepsze.
Ale okulary nie spieszyły się, by spaść. Moja córka uparcie uganiała się za swoim chłopakiem.
Jakiś rok później zerwali, a raczej Adam ją zostawił. Wylała wiele łez, chciała rzucić studia, żeby się z nim nie spotykać, odmawiała jedzenia, znikała z domu na kilka dni i ogólnie rzecz biorąc, spędziliśmy dużo nerwów na tym rozstaniu.
Kiedy burza emocji jakoś zaczęła się uspokajać, Adam ponownie pojawił się w życiu mojej córki i zaproponował, żeby zacząć wszystko od nowa.
Byłam gotowa wygonić go za drzwi za pomocą złej miotły, ale moja córka zarzuciła mu ramiona na szyję. Wszystko ułożyło się po ich myśli.
A ile tych rozstań nastąpiło później? Po każdym z nich moje serce krwawiło dla mojej córki i za każdym razem miałam nadzieję, że to już definitywny koniec.
Musiałam tylko to przecierpieć, żeby raz zachorowała, a potem wszystko będzie dobrze. Ale za każdym razem ten facet wracał.
Najwyraźniej zdał sobie sprawę, że nigdy nie znajdzie kogoś tak naiwnego i wiernego jak moja córka.
Kiedy przygotowywaliśmy się do ślubu, Adam powiedział mi, że muszę zapłacić za połowę uroczystości, którą zaplanowali. Jego rodzice płacili połowę, a ja miałam zapłacić drugą połowę, ale nie było tego w moich planach.
To ślub młodych ludzi, oni tego chcieli, więc niech sami to załatwią. Nie ma pieniędzy? No to nie trzeba organizować wesela dla całej okolicy.
Moja córka próbowała się ze mną kłócić w tej kwestii, a kiedy zrozumiała, że nie zmienię zdania, powiedziała, że się mnie wstydzi.
Rodzice Adama kochają go i są gotowi zapłacić za ślub, ale ja odmawiam. Musiałam przypomnieć córce, że tak naprawdę tylko ja ją wychowywałam przez całe życie, a moi rodzice mają skrzynkę pełną krewnych, którzy jakoś się pozbierają, żeby zaspokoić zachcianki Adama.
Nie poszłam na ślub dla zasady. Poszłam do urzędu stanu cywilnego, dałam bukiet i poszłam do domu.
Później pogodziłam się z córką, albo dlatego, że zdała sobie sprawę, że powiedziała coś niewłaściwego, albo dlatego, że ktoś mądry jej to zasugerował. A może po prostu potrzebowała, żebym pozwolił im z nią zamieszkać.
Nie byłam zadowolona z perspektywy wspólnego mieszkania, ale rozumiałam też obawy córki związane z mieszkaniem z teściową. Nie pozostało mi nic innego, jak pozwolić jej odejść. Myślałam, że jakoś uda nam się dogadać.
Ale Adam nie podjął żadnej próby poprawy relacji. W mieszkaniu zachowywał się jak szef, a kiedy prosiłam go o pomoc, zawsze odpowiadał: „A co, muszę?”.
Głównym argumentem było to, że to nie moje mieszkanie, nic tu nie zrobię. Przez „nic” rozumiałam zmywanie naczyń, proszenie o powieszenie półki, posprzątanie chociaż po sobie.
Któregoś dnia zdenerwowałam się, że zięć zapytany o to, dlaczego w kuchni znowu jest bałagan, ciągnął dalej swoje „czy ja mam to zrobić?”.
Powiedziałam mu, że takie odpowiedzi będzie przekazywał mamie. Żebracy nie mają służby, więc nikt nie ma obowiązku go gonić.
„Spójrz na siebie, elegancki dżentelmen. Daj mu coś, posprzątaj po nim, a on nie potrafi nawet włożyć skarpetek do kosza, więc będą leżeć przy wannie, dopóki ja lub moja córka tego nie zrobimy.
Adam się obraził, zaczął się głośno pakować, a moja córka biegała dookoła, próbując mu to wyperswadować. Potem zaatakowała mnie, żeby przeprosić. Ale brakowało przeprosin dla rozpieszczonego chłopca. Zamieszkali więc z moją teściową.
Od tamtej pory postawiłam córce warunek – nie chcę więcej widzieć jej męża w moim domu. Niech przychodzi w odwiedziny bez niego. Niby nie było w tej prośbie nic nadzwyczajnego, ale ona się na mnie obraziła. Powiedziała, że ona i jej mąż są rodziną, więc są przyzwyczajeni do wspólnych odwiedzin. Więc jeśli nie przyjmę Adama, ona też nie przyjdzie.
Nawet w moje urodziny nie przyszła, tylko pogratulowała mi przez telefon. A ja nie zamierzam znosić jej Adama, który ani nie podziękował, ani nie przeprosił. Z pewnością nie spodziewałam się tego po mojej córce.
Ciągle mam nadzieję, że otworzą jej się oczy, ale nie wiem, kiedy to nastąpi.