Ciekawostki

Myślałam, że mama lubi nas z siostrą jednakowo, ale kiedy dowiedziałam się, że dała jej mieszkanie, a mi nawet z dzieckiem nie pomogła, postanowiłam zapytać: „”Kasia potrzebowała pomocy, a ty i tak masz wszystko”

Zawsze wierzyłam, że mama kocha nas tak samo — i mnie, i siostrę. Że jej serce dzieli się na dwie równe części, przeznaczone dla nas obu.

Myślałam, że zawsze będzie nas wspierać w równym stopniu, że wszystkie problemy, wszystkie trudności traktuje w taki sam sposób. Ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna.

Wszystko zaczęło się, gdy dowiedziałam się, że siostra dostała od mamy mieszkanie. Nowe, wykończone, gotowe do zamieszkania. Mnie, z moim małym dzieckiem, nie pomogła w niczym.

Ani poradą, ani wsparciem, ani finansowo. Pamiętam, jak długo siedziałam na kanapie, trzymając dziecko na kolanach, i myślałam: „To niemożliwe… nie może nas kochać inaczej”.

W zeszłą sobotę w końcu odważyłam się z nią porozmawiać. Siedziałyśmy przy kuchennym stole, herbata wciąż parowała w filiżankach, a
ja zbierałam słowa, żeby się nie załamać i jednocześnie nie urazić. Siostra była spokojna, jak zawsze.

Screen freepik

— Mamo — zaczęłam ostrożnie — zawsze wierzyłam, że traktujesz nas tak samo. Że kochasz mnie i Kasię w równym stopniu.

Mama odłożyła łyżkę i spojrzała na mnie spokojnym wzrokiem. Poczułam lekki chłód w powietrzu, który zawsze pojawia się przed ważnym wyznaniem.

— Wiesz… — zaczęła powoli — kocham was obie.

Głęboko wciągnęłam powietrze, trzymając dziecko na kolanach, i zapytałam prosto:

— To dlaczego Kasi dałaś mieszkanie, a mnie, z dzieckiem, w niczym nie pomogłaś?

Mama zamilkła. Cisza trwała kilka sekund, które wydawały się wiecznością. Potem cicho powiedziała:

— Kasia potrzebowała pomocy, a u ciebie i tak wszystko jest…

Te słowa uderzyły mnie jak zimna woda. „U mnie i tak wszystko jest?” — pomyślałam. Siedziałam, patrząc na mamę, i nie mogłam uwierzyć, że naprawdę tak myśli.

Dla niej mój dom, moja praca, moje dziecko — to „już wszystko jest”. A moje lęki, moje codzienne
zmagania, moje samotne wychowanie — to nie potrzeba.

— A czy to jest sprawiedliwe? — spróbowałam znaleźć głos, który by się nie trząsł od urazy. — Dlaczego pomoc Kasi była konieczna, a mnie — nie? Czy moje dziecko nie zasługuje na wsparcie?

Mama zamknęła oczy i cicho odpowiedziała:

— Jesteś dorosła. Poradzisz sobie sama.

Poczułam, jak łzy napływają do oczu, ale nie chciałam ich pokazywać. Moje dziecko patrzyło na mnie i śmiesznie popychało moją rękę małą dłonią, i wtedy zrozumiałam, że nie mogę się teraz załamać.

— Mamo — powiedziałam spokojniej — nie chodzi o to, że nie mogę. Chodzi o to, że wybierasz, kogo wspierać, a kogo zostawić samego. To różnica, i czuję ją każdego dnia.

Mama nic nie odpowiedziała. Odwróciła się do herbaty, jakby rozmowa już się skończyła. Ale wiedziałam, że słowa pozostawiły ślad.

Ślad, którego nie zmyją żadne obietnice o „miłości do obu dzieci”.

Po tej rozmowie długo siedziałam na kanapie, trzymając dziecko. Wspominałam, jak dorastałyśmy razem z siostrą, jak marzyłyśmy o własnym mieszkaniu, wspólnych świętach, drobnych radościach życia.

I nagle uświadomiłam sobie, że mama widzi świat przez pryzmat „kto potrzebuje, a kto nie”, a nie przez miłość do dzieci. Dla niej potrzeba definiuje miłość.

Następnego dnia postanowiłam działać inaczej. Zaczęłam tworzyć własne możliwości, własne radości dla siebie i dziecka. Malowałyśmy ściany w pokoju dziecięcym, kupiłyśmy nową książkę, zrobiłyśmy małe prezenty same. I wiecie co? Było naprawdę wesoło. Bardzo wesoło.

Kiedy widziałam, jak moje dziecko się śmieje, rozumiałam: miłość można tworzyć samodzielnie, nie czekając jej w cudzych decyzjach.

Ale czasem ból wraca. Kiedy widzę siostrę w jej mieszkaniu, kiedy słyszę, jak mama ją chwali za „rozsądne decyzje”, czuję gorycz. Nie mogę ukryć, że rana wciąż jest świeża.

Ale teraz wiem, że jestem silniejsza. Wiem, że moje dziecko jest ważniejsze niż czyjeś oczekiwania. I że miłość — to nie zawsze prezenty czy mieszkania. Czasem to obecność, wsparcie i codzienne ciepło.

Nie pytam już mamy „dlaczego tak”. Po prostu robię swoje. Tworzę dom, w którym my z dzieckiem jesteśmy szczęśliwe. Dom, w którym nie ma pustych obietnic, ale są realne działania. Dom, w którym jest śmiech, przytulanie i drobne radości, których nikt nie może nam zabrać.

A kiedy następnym razem siostra zapyta mnie o pomoc mamy, będę wiedziała: moja siła jest w nas samych. I nikt nie określi naszych wartości, naszej miłości i naszego szczęścia. Bo prawdziwa miłość — to ta, którą tworzysz sam, nawet jeśli nie dostaniesz jej od rodziców.

Mój mąż spędza wszystkie święta ze swoją matką, a ja zostaję sama z córką w domu. To dziwna decyzja, biorąc pod uwagę, że ma rodzinę

Kiedy zdałam sobie sprawę, że w naszym rodzinnym budżecie co miesiąc pojawia się deficyt, postanowiłam sprawdzić, co robi mój mąż. Okazało się, że przekazywał pewną kwotę swojej matce na nowy samochód, a mnie o tym nie powiedział

Zawsze pomagaliśmy teściowej, jak tylko mogliśmy, i doszło do tego, że prawie codziennie pisała do mojego męża, co jej przywieźć. Wtedy nie wytrzymałam i powiedziałam mu: „Niech moja mama też zamawia, a ja będę to wozić, czemu nie”

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts

Mój mąż spędza wszystkie święta ze swoją matką, a ja zostaję sama z córką w domu. To dziwna decyzja, biorąc pod uwagę, że ma rodzinę

Pamiętam ten dzień, kiedy po raz pierwszy poczułam, że nasze święta przestały być wspólne. Zimą,…

2 godziny ago