Screen freepik
Miała sześćdziesiąt lat, spokojne życie, ogród, kota i swoje rytuały — poranną kawę, program w telewizji o ogrodnictwie, a wieczorem telefon do mnie, żeby zapytać, jak mija dzień.
Po śmierci taty była sama przez prawie dziesięć lat. Nigdy nie mówiła, że jej źle, ale w jej głosie zawsze czuło się pustkę.
Więc kiedy pewnego dnia rzuciła beztrosko: „Poznałam kogoś”, parsknęłam śmiechem.
— Mamo, kogoś? Co masz na myśli?
— No… mężczyznę. Miłego, spokojnego. Spotykamy się czasem na spacerze po parku.
— Mamo, błagam cię — jęknęłam. — Ty masz sześćdziesiąt lat! Nie potrzebujesz już żadnych spacerów z obcymi facetami!
Mama się tylko uśmiechnęła. Ten jej spokojny, łagodny uśmiech, który zawsze znaczył, że już podjęła decyzję i żadna siła jej nie zatrzyma.
Nie mogłam tego pojąć. Dla mnie miłość w tym wieku była raczej wspomnieniem niż początkiem. A ona zachowywała się jak nastolatka.
Kupowała nowe sukienki, malowała usta na różowo, zaczęła częściej wychodzić z domu. Widziałam błysk w jej oczach, którego nie widziałam od lat. Ale zamiast cieszyć się jej szczęściem, w mojej głowie rodził się niepokój.
„A jeśli on ją wykorzysta?” — myślałam. „Może to jakiś cwaniak, który chce jej pieniądze albo mieszkanie?”
Kiedy poznałam go po raz pierwszy, byłam gotowa na najgorsze. Ale Andrzej okazał się człowiekiem ciepłym i spokojnym. Patrzył na mamę z taką troską, jakiej nie widziałam nawet u taty.
— Cieszę się, że wreszcie mogę panią poznać — powiedział, ściskając mi dłoń.
Nie wiem, co bardziej mnie zaskoczyło — to, że mówił „pani”, czy to, że patrzył na mamę tak, jak patrzy się na kogoś, kogo się naprawdę lubi.
Po tym spotkaniu powinnam odetchnąć, ale zamiast tego zaczęłam się denerwować jeszcze bardziej. Mama dzwoniła coraz rzadziej, tłumacząc, że ma plany z Andrzejem. Nie miała już tyle czasu na wnuki, nie wpadała po drodze z zakupami.
— Mamo, serio? Ty teraz chodzisz z nim do kina? — pytałam z niedowierzaniem.
— A dlaczego nie? — śmiała się. — To nie jest zbrodnia, że chcę jeszcze trochę pożyć.
Któregoś dnia nie wytrzymałam.
— Ty byś lepiej zajęła się wnukami, a nie obcym facetem! — wybuchłam przez telefon. — Miłość w twoim wieku? To brzmi śmiesznie!
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Wiesz — powiedziała po chwili spokojnie — kiedyś też myślałam, że miłość ma termin ważności. Ale jak spotykasz kogoś, kto sprawia,
że znowu chce ci się rano wstawać z łóżka, to nagle wszystko staje się prostsze.
Po tej rozmowie długo siedziałam w milczeniu. Czułam wstyd, ale jeszcze nie potrafiłam się do tego przyznać. Nadal uważałam, że mama daje się ponieść chwilowym emocjom.
Kilka miesięcy później zadzwoniła do mnie i powiedziała:
— Córeczko, chyba się wyprowadzę.
— Co? Jak to wyprowadzisz?! — zaniemówiłam.
— Do Andrzeja. Zdecydowaliśmy, że chcemy razem zamieszkać.
— Mamo, oszalałaś! Ty nawet go dobrze nie znasz!
Ale ona już wiedziała, co robi. Kiedy odwiedziłam ją po raz pierwszy w nowym domu, zobaczyłam kobietę, której nie poznawałam.
Promieniała. Gotowała z Andrzejem obiad, śmiała się, opowiadała coś o planach na wiosnę. I wtedy zrozumiałam, że cała ta moja złość nie wynikała z troski, tylko z egoizmu. Bałam się, że ktoś odbierze mi mamę.
Pewnego wieczoru, kiedy zostałyśmy same przy herbacie, powiedziałam cicho:
— Przepraszam, mamo. Chyba byłam wobec ciebie niesprawiedliwa.
Uśmiechnęła się.
— Nie szkodzi. Ty po prostu jeszcze nie wiesz, że miłość nie ma wieku. Nie zaczyna się od młodości i nie kończy na zmarszczkach. Po prostu przychodzi, kiedy ma przyjść.
Od tamtej pory patrzyłam na nią inaczej. Zrozumiałam, że jeśli coś naprawdę sprawia, że człowiek czuje się potrzebny, to nie ma sensu tego zatrzymywać. Nawet jeśli ma sześćdziesiąt lat i cały świat mówi, że to „za późno”.
Dziś, kiedy patrzę, jak siedzą razem na ławce przed domem, jak trzymają się za ręce i rozmawiają o drobiazgach, czuję wdzięczność.
Bo mama dała mi ważną lekcję: że miłość to nie przywilej młodych. To dar dla tych, którzy mimo wszystkiego wciąż mają odwagę wierzyć, że
warto kochać.
Przyjechałam na urodziny synowej, z torbami pełnymi smakołyków. Upiekłam jej ulubione ciasto z malinami, zrobiłam…
Tego dnia wracałem z pracy później niż zwykle. Był to jeden z tych dni, kiedy…
Kiedy wyjeżdżałam za granicę, miałam w sercu więcej nadziei niż lęku. Wiedziałam, że nie będzie…
Kiedy przyszłam do córki w odwiedziny, nie planowałam niczego nadzwyczajnego. Po prostu zwykła sobota –…
Moja siostra zawsze była osobą, która robiła wszystko tak, jak jej wygodnie. I pewnie przez…
Tego dnia właśnie piekłam szarlotkę. Wiecie, taką, jaką mój syn lubił od najmłodszych lat —…