Screen freepik
Czasem poprosiła, żebym zniosła jej śmieci, czasem żeby kupić chleb albo masło, bo „nogi już nie te”, a innym razem – żeby popatrzeć na jej kran, „bo znowu kapie i pewnie zaleje pół kuchni”. Mówiła to tak bezradnym głosem, że trudno było odmówić.
Pani Helena mieszkała sama, a ja naprawdę myślałam, że jest po prostu samotna. Widywałam ją, jak wraca z apteki powoli, opierając się o poręcz schodów, jakby każdy stopień kosztował ją zbyt wiele.
Zawsze uśmiechnięta, zawsze wdzięczna. „Złote ma pani serce” – powtarzała mi przy każdej okazji. A ja tylko machałam ręką, bo przecież to nic wielkiego. Po prostu zwykła sąsiedzka pomoc.
Z czasem jednak te prośby zaczęły pojawiać się częściej.
Częściej i… coraz poważniejsze.
„Pani Marto, może pomogłaby mi pani posprzątać, bo ja już tak nisko się nie schylę…”
„Pani Marto, proszę mi przeprać te trzy rzeczy, pralka mi wariuje…”
„Pani Marto, czy mogłaby pani dziś pójść za mnie do lekarza i dowiedzieć się, jakie mam wyniki…?”
Byłam zmęczona po pracy, ale coś we mnie mówiło: to tylko drobny gest. W końcu nigdy nie wiadomo, czy ja sama kiedyś nie będę
potrzebować pomocy.
Pewnego dnia, gdy sprzątałam jej kuchnię, usłyszałam rozmowę telefoniczną. Nie podsłuchiwałam celowo, ale drzwi były uchylone.
– Mamo, mówiłam, że przyjdę w weekend, teraz nie mam czasu – odezwał się zirytowany głos młodego mężczyzny.
– A pieniądze już wysłałaś? Bo wiesz, ja tu muszę różne rzeczy załatwiać… – nalegała pani Helena.
– Mamo, nie przesadzaj. I tak masz szczęście, że w końcu przepiszesz mieszkanie na mnie. Nie wiem, po co bierzesz do siebie tę sąsiadkę. Jeszcze coś pokręcisz, a potem będą problemy.
Poczułam, jak zamarzam.
Mieszkanie przepisze…?
A ja myślałam, że jej dzieci są daleko, że mają swoje życie. Że nie mogą jej odwiedzać częściej. Ale ich ton… był zimny, twardy, wyrachowany.
Następnego dnia przyszła do mnie z kolejną prośbą.
– Pani Marto, może poszłaby pani za mnie do banku, bo mnie tak te nogi bolą…?
Zebrałam w sobie odwagę.
– Pani Heleno, a gdzie są pani dzieci? Przecież mogliby pani pomóc.
Zbladła.
Zmieszała się i odwróciła wzrok.
– Oni… oni są zajęci. Dużo pracują. Poza tym… po co mam ich obciążać?
Ale w jej głosie usłyszałam coś nowego.
Lęk.
Nie przed samotnością.
Tylko przed nimi.
Kilka dni później na klatce usłyszałam podniesione głosy. Stałam na półpiętrze i niechcący usłyszałam wszystko.
– Mamo, ile razy mam ci powtarzać, NIE angażuj tej sąsiadki! Jeszcze coś pomyśli, jeszcze komuś powie! – cedził przez zęby jej syn.
– Ale ja sama nie dam rady…
– To przepisz mieszkanie szybciej, a wtedy zobaczymy. Bo jak nie, to weźmiemy prawnika i tyle zobaczysz.
Nogi się pode mną ugięły.
To nie była prośba.
To był szantaż.
Kiedy syn wyszedł, pani Helena usiadła na ławce i zaczęła płakać cicho, tak, jakby bała się, że ktoś usłyszy. Usiadłam obok niej.
– Pani Heleno… co oni robią? Dlaczego pani to znosi?
Spojrzała na mnie jak ktoś, kto już dawno stracił siły tłumaczyć cokolwiek.
– Bo to moje dzieci. Myśli pani, że ja tego nie widzę? Wiem, że im chodzi tylko o mieszkanie. Ale jak to matka… zawsze wierzy, że może kiedyś się zmienią.
Milczałam, bo co mogłam powiedzieć?
Że jej własne dzieci traktują ją jak przeszkodę, której trzeba się pozbyć?
Że jej dobroć obrócono przeciwko niej?
– A pani… pani jest jedyną osobą, która nie patrzy na to, co po mnie zostanie. Dlatego proszę panią o pomoc. Bo pani pomaga z serca, a nie dla korzyści.
Te słowa uderzyły mnie mocniej niż cokolwiek wcześniej.
Od tamtej pory pomagam jej dalej, ale inaczej.
Świadomie.
Z troską, ale też z czujnością.
I z myślą, że na starość nie zawsze najstraszniejsza jest samotność.
Czasem najgorsze jest to, że najbliżsi życzą nam odejścia szybciej, niż sami jesteśmy gotowi.
Wczoraj zadzwoniła do mnie mama. Już wiedziałam, że to ważny telefon — jej głos był…
Mój mąż ostatnio nalega, żebym poszła do pracy. Mówi, że sam utrzymuje naszą rodzinę, a…
Mam sześćdziesiąt lat i nigdy nie myślałam, że będę mogła powiedzieć to na głos: moje…
Przez długie lata nie potrafiłam zrozumieć jednej prostej rzeczy: dlaczego tata traktuje mnie i moją…
Przez wiele lat żyłyśmy z siostrą, wierząc, że to mama kiedyś coś zepsuła. Że to…
Zawsze myślałam, że mam na kogo liczyć, że mama kocha mnie tak samo jak mojego…