Mój ukochany mąż miał romans z moją najlepszą przyjaciółką. A ja tak im ufałam i zawsze zapraszałam ją do siebie

Zawsze wierzyłam w przyjaźń. Szczególnie w kobiecą. I kiedy ktoś mówił: „przyjaciółka przyjaciółce – wilk”, śmiałam się.

Bo ja ją miałam. Moją. Najlepszą. Tę, która przychodziła bez dzwonienia.

Która wiedziała, jak piję kawę, jakie seriale oglądam, kiedy czuję się źle. Siedziała w mojej kuchni, śmiała się z moim mężem, głaskała naszego kota i mówiła: „Jesteś naprawdę szczęśliwa”.

I wierzyłam, że jestem szczęśliwa. Bo miałam jego – dobrego, uważnego, niezawodnego.

I miałam ją – tę, z którą dzieliłam się wszystkim. Może nawet trochę więcej, niż powinnam.

screen Youtube

Często zapraszałam ją do siebie. Bo czułam się dobrze, kiedy byliśmy wszyscy razem. Nie zauważałam niczego. Ona nie flirtowała.

On nie zalecał się. Wszystko było… w porządku. Po prostu ciepło. Po prostu zaufanie.

A potem wszystko się zepsuło.

Nie powiem, jak się dowiedziałam. Nie powiem, czy widziałam korespondencję, czy ktoś mi powiedział.

Powiem tylko, że poczułam to już wcześniej. Tę zmianę w powietrzu. Te spojrzenia. Tę nagłą ciszę, kiedy wchodziłam do pokoju.

A kiedy wszystko stało się jasne — nie było ani łez, ani krzyków. Była tylko cisza. Tak jakby coś we mnie pękło. Gdyby zdradził mnie jeden — może dałabym sobie radę. Ale kiedy dwie najbliższe mi osoby — i obie okazały się obce…

Nie wiem, ile nocy po prostu leżałam, patrząc w sufit. I ile razy odtwarzałam w pamięci nasz śmiech w kuchni, te uściski podczas świąt, te spojrzenia przez stół. Szukałam tam prawdy – z perspektywy czasu. I znajdowałam ją.

On milczał. Ona zniknęła. Nie usprawiedliwiała się. Nie przepraszała. Po prostu… zniknęła. Tak jak znikają ci, którzy wiedzą, co robią. I wiedzą, że stracą.

A ja zostałam. Z sobą. I z tą samą kuchnią, w której nie było już śmiechu.

Ale z czasem nauczyłam się znowu parzyć kawę. Inną. Ja też stałam się inna.

Teraz wiem: zdrada nie zawsze wygląda tak, jak w filmach. Często przychodzi z wizytą, uśmiecha się i mówi: „Ależ jesteś szczęśliwa, naprawdę”.

A najbardziej bolesne nie jest to, co zrobił on. Najbardziej bolesne jest to, co zrobiła ona.

Tata chce, żebym była przy nim cały czas, ale mam pracę i męża, więc zaproponowałam mu, żeby zamieszkał u brata

Krzysztof wrócił do domu i usłyszał rozmowę teściowej z żoną: „On nie domyśli się, że syn nie jest jego własnym dzieckiem”

Rodzice mojego męża nadal utrzymują kontakt z byłą synową, a mnie nadal nie akceptują jako żony ich syna: „Zobacz, Anna tyle wszystkiego zdążyła zrobić”