Kiedy mój syn poznał swoją przyszłą żonę, ta miała już trzymiesięczne dziecko. Tak się złożyło, że ojciec dziecka zostawił ją, gdy była jeszcze w ciąży.
Mój mąż i ja uważaliśmy, że nie ma się czym martwić. W życiu wszystko się zdarza. Najważniejsze, że mój syn zakochał się w tej dziewczynie i chce z nią być. Niech żyją szczęśliwie, a my im w tym pomożemy.
Cieszyłam się nawet, że moja synowa ma już dziecko. Uwielbiam małe dzieci. Nowożeńcy przywieźli do nas wnuka na weekend.
Chodziłam z nim na spacery, bawiłam się z nim. Kiedy zaczęła się dacza, porzuciłam łóżka i zajęłam się wnukiem.
Ale później zauważyłam, że moja synowa była bardzo kupiecka i zazdrosna. Lubiła dyskutować o tym, kto ile zarobił, kto co kupił i gdzie pojechał.

I zawsze próbowała umniejszać osiągnięcia innych. „Oczywiście, ich rodzice pomogli im kupić samochód”, ”Tata jej męża jest biznesmenem, więc nie mogą zmienić mieszkania!” -podobne zwroty nieustannie wychodziły z jej ust.
Jej rozumowanie było takie, że jej przyjaciele i znajomi nie zarabiają pieniędzy samodzielnie, ale ktoś im zawsze pomaga. Potem zaczęła obrażać mnie i mojego męża. Powiedziała, że pomagamy naszej młodszej córce bardziej niż oni.
W tamtym czasie wzięłam kredyt hipoteczny na córkę. Wyszła za mąż, musieli gdzieś mieszkać, a ich pensje były niewielkie, nie dostawali odpowiedniej kwoty. Postanowiliśmy, że ja wezmę pożyczkę dla siebie, a oni ją spłacą.
I tak moja synowa zaczęła szeptać mojemu synowi, że pomagamy naszej córce bardziej niż sobie. Że zapłaciliśmy za jej ślub i kupiliśmy jej mieszkanie.
A oni są tacy biedni i nieszczęśliwi, mieszkając w starym jednopokojowym mieszkaniu (które daliśmy im, kiedy się pobrali).
Syn zaczął przychodzić do nas coraz częściej, niezadowolony, mówił też, że wszystko dajemy jego córce, a jemu nic. Jak mógł nic nie mieć, skoro dawaliśmy im wszystko, co mogliśmy?
Oczywiście nie mamy góry złota, ale pomagaliśmy, jak tylko mogliśmy: nieustannie opiekowaliśmy się naszym wnukiem, mimo że nie był nasz – nigdy o tym nie wspominaliśmy, kochaliśmy go jak swojego.
Jeśli trzeba było coś zabrać lub przywieźć, zawsze mieliśmy samochód. Pomagaliśmy też finansowo, jeśli tylko mogliśmy. I jak się okazało, to nie wystarczyło.
Według mojej synowej jestem prawie podziemnym milionerem. Tak, pracuję w banku i zarabiam miliony. Mój mąż pracuje jako kierowca w firmie energetycznej – pewnie też wozi pieniądze w torbach.
A kiedy kupiliśmy działkę i zaczęliśmy budować na niej dom (też wszystko kosztem kredytów), było jeszcze gorzej.
Mój syn pomagał nam przy budowie domu, a pracy było sporo. I dopóki pomagał swoimi rękami, wszystko wydawało się być w porządku.
Ale pewnego razu musiałam pożyczyć trochę pieniędzy od syna. Kilka miesięcy wcześniej mój syn i jego rodzina wyjechali na wakacje, a my zapłaciliśmy za połowę wycieczki. A teraz potrzebowaliśmy pieniędzy, ale nie było sposobu na szybkie uzyskanie pożyczki.
Moja synowa dowiedziała się o tym i wtedy się zaczęło! Nie mogła się doczekać rana, zaczęła do mnie wydzwaniać i pytać, na kogo wpiszemy dom. Odpowiedziałam, że jeszcze nie umrzemy i że nie mamy testamentu.
Zaczęła krzyczeć, że robimy wszystko dla naszej córki – zorganizowaliśmy jej ślub, kupiliśmy nowe mieszkanie i prawdopodobnie zostawimy jej też dom, a oni schylają się, by nam pomóc, a my wyciągamy z nich soki, ale nie dostajemy nic w zamian.
Powiedzieć, że było mi przykro, gdy to usłyszałam, to mało powiedziane. To było dla mnie jak cios znienacka. Myślałam, że jesteśmy zżytą rodziną.
I nie tylko ja tak myślałam – znajomi, przyjaciele, krewni – wszyscy nam o tym mówili, a nawet trochę nam zazdrościli z powodu tego, jak przyjazne są nasze dzieci, jak nam pomagają, jak wszyscy troszczymy się o siebie nawzajem.
Po tej rozmowie synowa przestała do nas przyjeżdżać. Stara się też nie wpuszczać do nas wnuka, mimo że jest już dorosły i mógłby sam do nas przychodzić. Odbiera telefony bardzo oschle i zabrania mojemu wnukowi w ogóle rozmawiać ze mną przez telefon.
Mój syn również zaczął przychodzić rzadziej. Zaczął liczyć nasze pieniądze, pytać jakie mamy kredyty i co za nie kupiliśmy.
Odpowiadam, a w jego oczach widzę, że mi nie wierzy. A słowa, które wypowiada, nie są jego słowami, tylko jego synowej.
Nasza zżyta rodzina rozpadła się na naszych oczach. A mój syn zaczął kłócić się z siostrą – o dom, o jej mieszkanie, o nasze mieszkanie.
Nie wierzy, że to ona spłaca kredyt hipoteczny i uważa, że to my kupiliśmy i podarowaliśmy jej mieszkanie. Kiedy żyli jego rodzice, zaczął liczyć i dzielić nasz majątek – co powinien dostać on, a co jego siostra.
W ten sposób synowa wprowadziła niezgodę do naszej rodziny. Odebrała mi syna, ciągle mówiąc mu o mnie przykre rzeczy. I jasne jest, że nocna kukułka zawsze zjada dzienną kukułkę.
Mój syn rzadko mnie teraz odwiedza. Próbowałam rozmawiać z nim przez telefon, przekonać go, że wszystko jest nie tak, ale on nie chce niczego słuchać.
Wydaje się, że zapomniał, jak żyliśmy, jaką mieliśmy rodzinę. Teraz słucha tylko swojej synowej, a ja nie mam do niego zaufania.