Mojemu mężowi udało się zaciągnąć swoją byłą żonę do naszego domu. Byłam w szpitalu, a jemu ciężko było zostać samemu z dzieckiem.
Więc Krzysztof zadzwonił po pomoc. Szczerze mówiąc, nie mogę w to uwierzyć. Nie zadzwonił ani do mojej mamy, ani do swojej, ale zaprosił swoją byłą!
Co prawda powiedział, że nie utrzymuje z nią kontaktu, że stracił z nią wszelki kontakt, choć podejrzewałam, że to nieprawda.
I jeszcze miał czelność robić ze mnie aferę: powiedział, że wpadam w złość znikąd! To była moja wina, że on, biedak, musiał siedzieć sam z dzieckiem.
Jakbym pojechała na wakacje, a nie do szpitala! A dziecko ma już cztery lata: nie niemowlę, do którego nie wiadomo, jak podejść.
Krzysztof nie powiedział mi o swoich działaniach, dowiedziałam się przypadkiem. Miałam być wypisana w poniedziałek, ale poprosiłam lekarza, żeby wypuścił mnie w piątek.
W weekendy i tak nie robią żadnych badań, a leki będę brała w domu. Uzgodniliśmy, że w poniedziałek przyjdę na badania kontrolne, a w piątek po porannym obchodzie będę mogła wrócić do domu.
Nie uprzedziłam męża, bo nie widziałam sensu. Nie byłby w stanie mnie odebrać: nie miałam samochodu, a taksówkę mogłam wezwać sama. Poza tym nie wiedziałam, czy już wstał, czy jeszcze śpi.
Wróciłam do domu, otworzyłam drzwi i prawie zemdlałam, gdy zobaczyłam dziewczynę w szlafroku, nie moim, przechadzającą się po naszym domu, której w żadnym wypadku nie powinno tu być.
Westchnęła i weszła do naszej sypialni. Krzysztof wyskoczył z toalety, gdy zaczęłam głośno pytać, co się dzieje. Dziecko też wybiegło, a ja przy nim nie potrafiłam w pełni wyrazić tego wszystkiego, co działo się w moim sercu w tamtym momencie.
Mój mąż natychmiast zaatakował mnie oskarżeniami, że go nie ostrzegłam. Oczywiście: najlepszą obroną jest atak. Podczas gdy my załatwialiśmy sprawy, kobiecie udało się uciec, była na tyle sprytna.
Krzysztof powiedział mi, że spali w różnych pokojach, on w pokoju dziecięcym z dzieckiem, a jego „asystentka” w naszej sypialni na naszym łóżku.
„Gdzie miałem to położyć? Osoba przyszła mi pomóc, a ja mam to położyć na podłodze? „ – mój mąż był szczerze oburzony.
W ogóle nie powinno jej tu być! Co to za problem opiekować się dziećmi? Gdyby było ich kilkanaście, to co innego, ale jest tylko jedna i jest dość samodzielna jak na swój wiek. Nie muszę za nim ganiać całą dobę.
Ale mój mąż ma swoje zdanie. Nazwał mnie histeryczką, powiedział, że narobiłam mu wstydu przed jego byłą żoną, która z dobroci serca zgodziła się mu pomóc, po czym chwycił kurtkę i gdzieś uciekł.
Nawet nie zapytał mnie, czy zostałam wypisana, czy tylko wpadłam do szpitala, ani jak się czuję: w końcu przechodziłam operację. To taka mała drobnostka, prawda?
Potem nie odbierał telefonu, gdy próbowałam się do niego dodzwonić. Ale najwyraźniej poszedł do domu swojej mamy, ponieważ postanowiła powiedzieć mi, jak bardzo się myliłam w tej całej sytuacji.
„To twoja wina. Nie powinnaś była zostawiać go samego z dzieckiem. Mężczyźni nie są do tego stworzeni: dzieci to obowiązek kobiet!” – mówiła moja teściowa mentorskim tonem.
To oczywiście moja wina! Zostałam zabrana na pogotowie z zapaleniem wyrostka robaczkowego, ponieważ przez długi czas próbowałam ignorować ból brzucha.
Powinnam była pójść do lekarza, ale nie miałam czasu. Moja mama była chora, nie mogła siedzieć z dzieckiem. Nie mogłam namówić męża, żeby mi pomógł, a o teściowej nawet nie mówię: ona potrafi tylko prawić kazania.
Doszłam już do punktu, w którym musieli wezwać karetkę, a ja zostałam przewieziona prosto na stół operacyjny, ponieważ zegar już tykał. Ale to wciąż była moja wina.
Mój mąż był poza domem przez cały weekend, nawet nie odebrał telefonu, kiedy próbowałam się do niego dodzwonić. A ja miałam czas, żeby pomyśleć, przemyśleć swoje życie i zdać sobie sprawę, że gdzieś skręciłam w złą stronę.
Co to za rodzina, jeśli mężczyzna, który miał być moim wsparciem, po prostu mnie zdradził. Nie dbał o moje zdrowie, o nasze dziecko, przyprowadził swoją byłą dziewczynę do naszego łóżka. Nie wiem, czy z nią spał, czy nie, ale to już nie ma znaczenia.
W poniedziałek Krzysztof postanowił wrócić do domu, a ja miałam już gotową decyzję. Postanowiłam złożyć pozew o rozwód, ponieważ stało się dla mnie jasne, że z tym mężczyzną jestem tak samo sama.
Sama radzę sobie ze swoimi problemami, a on w każdej chwili może mnie zdradzić. Nie chcę ciągle czekać na cios w plecy. Wolę nie mieć nikogo za sobą, niż taką niewiarygodną osobę.
„Będziesz tego bardzo żałować” – powiedział mój mąż, gdy się pakował. „Ja przeżyję bez ciebie, ale jak ty sobie poradzisz beze mnie?”.
W ten sam sposób, w jaki zawsze sobie radziłam. Będę miała trochę mniej pieniędzy, ale coś wymyślę. Ale będę polegać tylko na sobie, bez iluzji pomocy i wsparcia ze strony mojego męża.