Ciekawostki

Mój mąż zaprosił na swoje urodziny wielu gości, ale jakby zapomniał o mojej rodzinie. Kiedy wieczorem zapytałam go, dlaczego tak się stało, powiedział, że to jego święto i będą tu najbliżsi, a moja mama nie jest jego krewna

Myślałam, że urodziny męża będą po prostu kolejną rodzinną okazją, żeby się spotkać, posiedzieć razem, pośmiać się i choć na chwilę zapomnieć o codziennych sprawach.

Przez kilka dni pomagałam mu wszystko organizować, sprzątałam mieszkanie, planowałam menu, kupowałam dekoracje.

Goście dzwonili jeden po drugim, potwierdzali przyjście, pytali, co przynieść. Lista rosła, a ja coraz wyraźniej widziałam, że są na niej tylko jego bliscy.

Jego rodzice, rodzeństwo, kuzyni, przyjaciele z pracy, nawet dalecy znajomi, z którymi widuje się raz na rok. Mojej rodziny tam nie było.

Ani mamy, ani taty, ani nawet siostry. Na początku pomyślałam, że to zwykłe przeoczenie, że zapomniał, że jeszcze do nich zadzwoni.

Screen freepik

– Pewnie jutro zaprosi moją mamę – uspokajałam sama siebie.

Ale jutro nie nadeszło. Przyszedł dzień urodzin.

Od rana krzątałam się po kuchni, przygotowując potrawy, które lubił najbardziej. Starałam się być spokojna, nie psuć mu święta własnymi wątpliwościami.

Goście zaczęli przychodzić, składali życzenia, śmiali się, siadali przy stole. Atmosfera była głośna i radosna, a ja coraz bardziej czułam, że czegoś brakuje. A raczej kogoś.

Kiedy już wszyscy byli, a w mieszkaniu nie było ani jednego wolnego krzesła, dotarło do mnie, że moja rodzina naprawdę nie została zaproszona. Nie było żadnego „zapomniałem”, żadnego „zaraz zadzwonię”. Była cisza. Świadoma.

Wieczorem, gdy część gości wyszła na balkon, a w kuchni zrobiło się trochę spokojniej, zapytałam go wprost:
– Dlaczego nie zaprosiłeś mojej mamy?

Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, jakbym zadała pytanie zupełnie nie na miejscu.

– A dlaczego miałem to zrobić? – odpowiedział.

– Bo to moja rodzina – powiedziałam cicho. – Zawsze byliśmy razem przy takich okazjach.

Westchnął, jakby był zmęczony tą rozmową.

– To moje urodziny. To moje święto. Chciałem, żeby byli tu najbliżsi.

– Moja mama nie jest dla ciebie najbliższa? – zapytałam.

Wzruszył ramionami i powiedział coś, czego nie zapomnę do końca życia:

– Nie jest moją krewną. To nie moja krew.

Te słowa uderzyły mnie mocniej niż krzyk. W jednej chwili zrozumiałam, że przez wszystkie te lata byłam dla niego kimś pomiędzy.

Żoną, ale bez pełnych praw. Kimś, kto ma gotować, sprzątać, pomagać, ale nie wprowadzać do jego świata swoich ludzi.

– A ja? – zapytałam drżącym głosem. – Też nie jestem twoją krwią?

Spojrzał na mnie, jakby dopiero wtedy dotarło do niego, co powiedział.

– Ty jesteś co innego – rzucił szybko. – Nie rób z tego dramatu.

Ale dramat już się wydarzył. Nie w jego oczach. W moim sercu.

Przez resztę wieczoru uśmiechałam się mechanicznie, dolewałam gościom herbaty, zbierałam talerze. Nikt nie zauważył, że w środku pękam.

Że każde kolejne życzenie „sto lat” brzmi dla mnie jak kpina, bo ja coraz wyraźniej widziałam, jak wygląda moje miejsce w tej
rodzinie.

Gdy ostatni goście wyszli, a w mieszkaniu zapadła cisza, usiadłam przy stole i powiedziałam spokojnie:

– Wiesz, co dziś zrozumiałam?

– Co? – zapytał obojętnie.

– Że moja rodzina zawsze będzie dla ciebie obca. A ja razem z nią.

Nie odpowiedział. Poszedł do łazienki, jakby ta rozmowa go nie dotyczyła.

Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o mojej mamie, która pewnie siedziała sama w domu, nie wiedząc nawet, że urodziny mojego męża odbywają się kilka ulic dalej. Myślałam o sobie i o tym, jak łatwo można kogoś wykluczyć, mówiąc tylko jedno zdanie.

Od tamtego dnia już wiem, że problemem nie były urodziny. Problemem było to, że przez lata godziłam się na bycie „nie z krwi”. A teraz zadaję sobie jedno pytanie: jak długo jeszcze można być żoną, ale nie być częścią rodziny?

Teściowa uznała, że jej syn jest wszystkim, co ma, i że musi być przy niej. Ale wtedy pojawiłam się ja i pokrzyżowałam jej plany. Wtedy przyszła do mnie i powiedziała: „On będzie słuchał tylko mnie i jeśli mu każę, to cię zostawi”

Moja wielodzietna i samotna sąsiadka ciągle dzwoni do mojego męża i prosi o pomoc. Rozumiem to, ale pewnego dnia wróciłam do domu, a ona przygotowywała u nas herbatę, co mnie zaniepokoiło

Kiedy dowiedziałem się, że rodzice postanowili zostawić swoje mieszkanie mojemu bratu, przestałem im pomagać. Niech teraz on zajmuje się ich życiem i potrzebami: „Synu, kochamy cię tak samo, ale on potrzebuje więcej”

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts

Moja wielodzietna i samotna sąsiadka ciągle dzwoni do mojego męża i prosi o pomoc. Rozumiem to, ale pewnego dnia wróciłam do domu, a ona przygotowywała u nas herbatę, co mnie zaniepokoiło

Nigdy nie uważałam się za zazdrosną kobietę. Zawsze powtarzałam sobie, że zaufanie to fundament małżeństwa,…

1 godzinę ago