Mój mąż załatwia wakacje dla swojej matki, ale nie dla mnie. Nie wiem, czy powinnam się z nim rozwieść

Maminsynek to diagnoza. Rozpaczliwie żałuję dnia, w którym zdecydowałam się związać swój los z mężczyzną, który nie może oderwać się od spódnicy swojej matki.

Piotr spodobał mi się od pierwszego wejrzenia. Nie, nie z powodu jego wyglądu, chociaż jest bardzo przystojnym mężczyzną. Było w nim coś tak swojskiego i wzruszającego, czego dziś się nie spotyka.

Podczas gdy inni faceci częściej myśleli o sobie, Piotr zawsze interesował się tylko mną. Oto banalny przykład. Mój poprzedni chłopak zawsze pytał mnie, jak mi minął dzień.

Wiesz, zwykłe „jak się masz, co nowego”. Ale Peter zadawał właściwe pytania. Czy byłam zmęczona, czy miałam czas na jedzenie i czy było mi zimno, jeśli na zewnątrz było zimno.

Z taką uwagą dał mi spokój. Pamiętam, że miesiąc po naszym spotkaniu pomyślałam, że będzie wspaniałym mężczyzną. Było jednak kilka dziwnych rzeczy w jego zachowaniu.

screen Youtube

Na przykład, zawsze dzwonił do mojej matki o tej samej porze wieczorami. Szczegółowo relacjonował swój dzień. Mówił mi nawet, co jadł na lunch.

Wyglądało to tak, jakby miał dziesięć lat, a nie trzydzieści, i wracał do domu sam po ukończeniu szkoły. Ale odrzuciłam swoje podejrzenia. W końcu kto jest bez wad?

Przed ślubem Piotr otaczał mnie niekończącą się uwagą. Kwiaty bez powodu, prezenty – wszystko było jak w jakiejś kobiecej powieści.

Jednym słowem zawrócił mi w głowie. Ale, jak teraz rozumiem, to były tylko kwiaty. Jagody przyszły później. Pierwsze pół roku po ślubie też było magiczne.

Mieszkaliśmy osobno i kupiliśmy kredyt hipoteczny. Część pieniędzy dali mi rodzice, resztę zarobiliśmy sami. Teściowa dała mi trzydzieści tysięcy z hojności panów.

Ale przy każdej okazji emerytka uroczyście przypominała nam, że powinniśmy jej podziękować za mieszkanie.

Staruszka zrzędziła, że niczego nie żałuje. Mogliśmy poświęcić jej więcej uwagi. W końcu wzięliśmy ślub, przeprowadziliśmy się do innej dzielnicy i dzwonimy do niej raz w tygodniu.

Osobiście wolałam jak najmniej kontaktować się z teściową. Nie lubiłam jej od samego początku. Była władczą ciotką. Tak bardzo gnębiła swojego męża, że ten nie był w stanie zamienić z nią nawet słowa.

Na początku, podczas naszego miesiąca miodowego, Piotr też rzadko dzwonił do mojej matki. Ale potem musiała mu zaufać. I mój mąż zmienił się nie do poznania.

Nie myśl, że jestem bezpretensjonalną osobą. Nie jestem jakąś dziwką czy księżniczką na ziarnku grochu. Nie proszę codziennie o prezenty i kwiaty.

Mogę się też obejść bez śniadania do łóżka. Ale i tak oczekuję banalnej uwagi w dniu moich urodzin czy ósmego marca.

A co my robimy? Mamy naturalny cyrk. Na urodziny teściowej Piotr wynajmuje restaurację i urządza huczną imprezę. Zaprasza lokalne gwiazdy muzyki, obsypuje matkę kwiatami i daje jej prawie diamenty.

A co ja dostanę na urodziny? Skromny bukiet polnych kwiatów i przelew na kartkę też jest dość skromny. Nikt, tak jak mi obiecywano, nie nosił mnie na rękach ani nie napełniał mojej wanny szampanem.

Nie mogę powiedzieć, że oczekuję wielkiego świętowania z okazji moich urodzin. W ostateczności, jeśli nie możesz wyjść, możesz zrobić to romantycznie w domu. Te same świece, kolacja. Cieszyłabym się jak dziecko. Wrażeń starczyłoby mi do następnych urodzin.

I tak w każde święta. W Sylwestra moja teściowa dostaje róże (wyobrażacie sobie, ile kosztują zimą?) i certyfikat do najdroższego spa w mieście.

W główne święto staję się szczęśliwą posiadaczką zestawu patelni. Byłam przeszczęśliwa, jak możecie sobie wyobrazić.

Kulminacja cyrku nastąpiła ósmego marca. Peter wziął wolne w pracy i poszedł pogratulować matce. Podarował jej luksusowy bukiet róż i ogromny tort upieczony na zamówienie.

I przyniósł mi, nie przewróć się, kawałek tego tortu. Tak, tak, jeden mały kawałek wiszący osierocony w ogromnym plastikowym pojemniku.

Nigdy w życiu nie przeżyłam takiego międzynarodowego dnia kobiet. Nawet moi najbardziej pechowi byli chłopcy zawsze dawali mi kwiaty i miłe prezenty.

Ale mój własny mąż, maminsynek, traktował mnie w ten sposób. Pokazał mi otwarcie i bez żadnej nieśmiałości, że ceni swoją matkę bardziej niż żonę.

Swoją drogą mama nie żyje wiecznie, a jego żona, czyli ja, będzie z Piotrkiem jeszcze bardzo długo. Zaczęłam jednak wątpić, czy naprawdę chcę spędzić z nim te lata.

Próbowałam szczerze porozmawiać z mężem. Powiedziałam mu, że ja też zasługuję na jego uwagę. Nie jestem sąsiadką, jestem żoną. Piotr poczuł się urażony i odpowiedział, że mama to mama.

I nie ma nikogo cenniejszego od tej osoby. Rozumiem, że nadaje myśli swojej teściowej, ale to mnie jeszcze bardziej obraża.

Nadszedł czas, aby pozwoliła synowi odejść, aby pozwoliła mu żyć własnym życiem. Ale nie, ona przylgnęła do mojego męża i trzyma go mocno palcami.

Moja teściowa jest przyzwyczajona do tego, że jej syn słucha jej we wszystkim i nawet teraz, kiedy mieszka ze mną, bierze aktywny udział w naszym życiu rodzinnym

Mąż nie chce utrzymywać swojej rodziny, ale odmawia też pozostania w domu ze swoją małą córką

Adam poślubił Annę z egoistycznych pobudek, ale jej stara babcia rozgryzła go i postanowiła dać mu nauczkę