Mój mąż uważa, że powinnam zmienić pracę, ponieważ ta nie jest dla mnie odpowiednia. Dopiero teraz zrozumiałam, że to wszystko pomysł mojej teściowej, która z jakiegoś powodu uznała, że to ona jest głową naszej rodziny

Przez długi czas byłam przekonana, że w moim małżeństwie wszystko opiera się na partnerstwie. Pracowaliśmy, dzieliliśmy się obowiązkami, rozmawialiśmy o przyszłości.

Moja praca nie była idealna, bywała męcząca, ale dawała mi poczucie niezależności i bezpieczeństwa.

Wiedziałam, że w razie czego poradzę sobie sama. I właśnie dlatego pierwsze słowa mojego męża przyjęłam spokojnie, niemal obojętnie, jakby nie dotyczyły mnie naprawdę.

— Myślę, że powinnaś zmienić pracę — powiedział któregoś wieczoru, stojąc w drzwiach kuchni.

— Dlaczego? — zapytałam bez emocji.

Screen freepik

— Ona nie jest dla ciebie odpowiednia. Za dużo stresu, za dużo ambicji. Kobieta powinna mieć spokojniejsze zajęcie.

Zamilkłam. To nie brzmiało jak on. Zawsze powtarzał, że podziwia mnie za siłę i samodzielność.

Tego wieczoru jednak mówił jakby cudzym głosem. Próbowałam to zignorować, uznać za chwilowy nastrój. Ale temat wracał. Coraz częściej, coraz ostrzej.

— Mama uważa, że taka praca niszczy rodzinę — rzucił pewnego dnia niby od niechcenia.

— Twoja mama? — zdziwiłam się. — A od kiedy ona decyduje o tym, co jest dobre dla mnie?

Wzruszył ramionami.

— Ona ma doświadczenie. Wie, jak powinno wyglądać normalne życie.

Od tamtej chwili zaczęłam dostrzegać rzeczy, które wcześniej mi umykały. Każda moja decyzja była komentowana. Każdy powrót z pracy —
oceniany.

Gdy zostawałam dłużej, słyszałam, że „prawdziwa żona jest w domu”. Gdy byłam zmęczona — że „sama sobie to wybrałam”. A za każdym razem, gdy próbowałam porozmawiać, on powtarzał te same zdania, jakby wyuczone.

— Mama mówi, że kobieta nie powinna się tak wysilać.

— Mama uważa, że mężczyzna musi być głową rodziny.

— Mama wie lepiej, bo przeżyła swoje.

Pewnego dnia przyszła do nas bez zapowiedzi. Usiadła przy stole, spojrzała na mnie z tym charakterystycznym uśmiechem i powiedziała wprost:

— Za bardzo się wychylasz. W tej rodzinie decyzje zawsze podejmował mężczyzna. Tak było i tak będzie.

Spojrzałam na męża, czekając, aż zaprzeczy. On jednak milczał. Wtedy zrozumiałam wszystko. To nie była jego troska. To nie była
rozmowa o moim dobru. To był plan. Jej plan. A on był tylko wykonawcą.

— Czyli mam zrezygnować z pracy, bo tak postanowiła twoja matka? — zapytałam cicho.

— Nie przesadzaj — odpowiedział szybko. — Ona chce dla nas dobrze.

Dla nas. To słowo zabrzmiało fałszywie. Bo w tym „nas” nie było już mnie. Była tylko ona — kobieta, która uznała, że jest głową naszej rodziny, i syn, który nie miał odwagi jej się sprzeciwić.

Tamtego wieczoru długo siedziałam sama w pokoju. Myślałam o tym, jak łatwo można stracić własny głos, jeśli zbyt długo się milczy.

Zrozumiałam, że jeśli teraz ustąpię, jutro stracę nie tylko pracę, ale też siebie. A wtedy już naprawdę nie będę potrzebna — ani jemu, ani jego mamie.

I po raz pierwszy od dawna postanowiłam, że tym razem to ja podejmę decyzję. Nawet jeśli komuś bardzo się ona nie spodoba.

Mój mąż i ja rozstaliśmy się pół roku temu, ale on nadal kontroluje mnie, żeby nie wyszła za mąż: nie rozumiem, przecież już dawno nie mieszkamy razem, a on nadal uważa, że ma prawo mi rozkazywać

Kiedy zaczęłam zarabiać więcej niż mój mąż, przestał mi wypłacać pensję. Kiedy zapytałam, gdzie ją wydaje, odpowiedział: „Daję ją mamie, po co ci te grosze”

Gdy tylko mój mąż zaczął zarabiać więcej, wszystkie obowiązki domowe spadły na moje barki, a on zachowuje się jak dyrektor i uważa, że muszę się z tym pogodzić