Screen youtube
Jego milczenie, zmęczenie, obojętność w ostatnim czasie. Zrzucałam winę na pracę, wiek, stres. Nie jestem głupia – widziałam, że się zmienił.
Ale nie chciałam się angażować. Wierzyłam, że to tymczasowe. Że wrócimy do siebie. Że może po prostu nie mógł znieść tego świata.
Nie mogłam sobie nawet wyobrazić, że nie był ze mną od dłuższego czasu.
Pewnego wieczoru wrócił do domu spokojny, nawet trochę podekscytowany, jak to często bywa przed wakacjami. Powiedział: „Biorę tydzień wolnego na własny koszt.
Pojadę z Marcinem do Egiptu. Tylko tydzień morza i spokoju. Chcę się zrelaksować”. Oczywiście przytaknąłam. Niczego nie podejrzewałam.
Marcin to jego stary kumpel, z którym od lat jeżdżą na ryby, wspinają się po górach i siedzą w garażu. Dlaczego miałbym mu nie zaufać?
Szybko się spakował. Pomogłam mu nawet spakować rzeczy. Do walizki włożyłam jego ulubiony ręcznik, kupiony dziesięć lat temu w Gdyni.
Uśmiechnęłam się do niego. Życzyłam mu udanej podróży. Pocałował mnie w policzek. Zamknęłam za nim drzwi i pomyślałam: „Może tak będzie najlepiej. Może wróci i wszystko się poprawi”.
Niczego nie szukałam. Nie sprawdzałam jego rzeczy. Ale to stało się przez przypadek.
Myłam łóżko i teczka z biletami wypadła z szafki na podłogę. Chciałam go odłożyć, gdy mój wzrok przykuło imię.
To nie było imię Marcina. To w ogóle nie było imię mężczyzny. Brzmiało ono: „Bilet dla: Irena K.” A obok.
A obok był kolejny bilet, na nazwisko mojego męża. Dwie osoby. Jeden numer rezerwacji. Jeden hotel.
Ręce mi się trzęsły. Jakbym została oblana zimną wodą. To nie był sen. Wpatrywałam się w ten kawałek papieru jak w wyrok. Nie krzyczałam. Nie płakałam.
Siedziałam na podłodze w łazience z tym biletem w rękach i nie rozumiałam, kim jestem. Ani kim byłam przez te wszystkie lata. I co się ze mną stało.
Nie zadzwoniłam do niego od razu. Nie chciałam słuchać kłamstw. Po prostu siedziałam w ciszy. Następnego dnia zalogowałam się na jego laptopa.
To był nawyk, hasło było takie samo. Były tam listy. Pokwitowania. Korespondencja. Okazało się, że korespondował z tą Iriną od kilku miesięcy.
Znali się od dawna. Kiedyś razem pracowali. Potem ona wyjechała. A teraz nagle wróciła. I oto był, stary ogień, stara historia.
Rozmawiali o restauracjach, hotelach, jej nowej bieliźnie, którą kupiła specjalnie „na nasz wyjazd”.
A ja? Ja myłam podłogę. Sprzątałam po jego przyjaciołach. Czekałam, aż wróci do domu z pracy. Byłam tłem. \
Spokojnym brzegiem, do którego wracał. A teraz chciał burzy.
Spakowałam swoje rzeczy. Na początku nie wiedziałam dokąd jadę. Potem poszłam do domu mojej siostry. Powiedziałam: „Muszę pomyśleć”.
Nie pytała dlaczego. Po prostu zrobiła herbatę i pościeliła mi łóżko. Po raz pierwszy od wielu lat spałam spokojnie.
Bez tego dziwnego przeczucia, że coś jest nie tak. Dwa dni później napisał: „Jak się masz?” Nie odpowiedziałam.
Tydzień później zadzwonił. „Chcę z tobą porozmawiać”. Ale ja już wiedziałam, że nie mam więcej pytań.
Powiedział już wszystko – z biletem, z kłamstwami, z ciszą. Żyję teraz inaczej. Nie mogę powiedzieć, że wszystko jest łatwe.
Ale zaczęłam oddychać. Poszłam do psychologa. Wróciłam do swoich marzeń. Pozwoliłam sobie na dyskomfort. I wiesz co?
Cieszę się, że prawda wyszła na jaw. Bo najgorsze jest życie w iluzji. A najbardziej bolesne jest marnowanie życia na kogoś, kto już cię zostawił, kto nawet nie wyszedł za drzwi.
Ten bilet, ten na nazwisko „Irena K.”, stał się moim biletem do wolności.
Kiedy wsiadałam do pociągu, czułam taką radość, jakby świat znów nabrał kolorów. Torba była pełna…
Jechałam do niego z sercem przepełnionym ciepłem. Nie widzieliśmy się od kilku miesięcy, a ja…
Przebaczyć – to nie zawsze oznacza być silną. Czasem to po prostu strach przed tym,…
Mąż często wracał późno z pracy. Mówił, że to tymczasowe, że firma ma teraz trudny…
Nie kochałam mojego przyszłego męża. Mówię to bez wstydu, choć kiedyś bardzo się tego wstydziłam.…
Przeżyliśmy razem dwadzieścia dwa lata. Dwadzieścia dwa lata pod jednym dachem — z tymi samymi…