Categories: Wiadomości

Mój mąż nigdy mnie we niczym nie wspiera, nawet nie pyta o radę, a słucha tylko swojej mamy. Moja przyjaciółka radzi, żeby wysłać go do niej: „Jesteście rodziną i wszystko powinniście decydować razem, a nie teściowa”

Mój mąż nigdy i w niczym mnie nie wspiera. Nawet nie zapyta o radę, choćby w drobnostkach, a kiedy w grę wchodzą poważniejsze sprawy — tym bardziej omija mnie, jakbym była kimś obcym.

Za to swojej mamie ufa bezgranicznie. Słowo teściowej dla niego brzmi jak wyrocznia, a ja czuję się obok, jak powietrze.

Moja przyjaciółka powiedziała ostatnio półżartem, półserio: „Skoro tak bardzo słucha swojej mamy, to może wyślij go tam na jakiś czas?”

A potem dodała już poważnie: „Jesteście rodziną i powinniście decydować we dwoje, a nie według wskazówek twojej teściowej”.

I choć brzmiało to jak żart, w środku zabolało, bo w jej słowach była prawda większa, niż bym chciała przyznać.

Screen freepik

Zaczęło się powoli, jeszcze wtedy, gdy byliśmy narzeczeństwem. Marek zawsze dzwonił do mamy po poradę — jak pomalować ściany, jaki kredyt wziąć, jaką kurtkę kupić.

Myślałam, że to po prostu bliska relacja matki z synem, nic złego. Ale po ślubie nic się nie zmieniło, a nawet stało się gorzej.

Za każdym razem, gdy próbowałam coś zasugerować, słyszałam: „Poczekaj, zapytam mamy”. I tak czekałam — godzinę, dzień, tydzień.

A decyzje i tak zapadały nie przy naszym stole, tylko przy jej. Pamiętam wieczór, w którym przygotowywałam kolację, a on wszedł do kuchni i rzucił mimochodem: „Mama mówi, że powinniśmy sprzedać samochód, bo to bez sensu trzymać dwa”.

Podniosłam wzrok znad deski do krojenia i zapytałam cicho: „A co ty o tym sądzisz?”. Wzruszył ramionami, jakby to nie miało znaczenia. „Skoro mama tak uważa…”.

Poczułam wtedy, jak coś we mnie pęka. Już nawet nie próbował udawać, że mamy wspólną opinię. Liczyło się tylko to, co powie ona.

Z czasem zaczęłam wycofywać się z rozmów, bo po co mówić, jeśli i tak mnie nie słyszy? Ale w środku paliła mnie złość wymieszana z żalem.

Chciałam mieć partnera, mężczyznę, z którym razem podejmujemy decyzje, a nie chłopca, który przychodzi po błogosławieństwo mamy.

Czasem mówiłam mu prosto: „Marek, jesteśmy małżeństwem. Naszą rodziną. Musimy decydować razem”.

A on tylko odpowiadał: „Ale co ci przeszkadza, że porozmawiam z mamą? Przecież ona chce dla nas dobrze”. Tyle że to „dobrze” zawsze było jej „dobrze”, a nie nasze.

Najgorzej było, gdy teściowa zaczęła wtrącać się w naprawdę osobiste sprawy — kiedy mamy wyjechać na urlop, jak mam gotować, jak powinniśmy urządzić mieszkanie, a nawet jak powinniśmy planować rodzinę.

Czułam się, jakbym żyła w domu, gdzie moje zdanie było dodatkiem, a jej — główną zasadą. Mówiłam mu: „Twoja mama nie może być trzecią osobą w naszym związku”. A on tylko kręcił głową: „Przesadzasz”.

Kiedy opowiedziałam o tym przyjaciółce, spojrzała na mnie ze współczuciem. „Wiesz… jeśli kobieta musi konkurować z teściową o uwagę męża, to nie jest normalne.

Albo on zacznie widzieć ciebie, albo cały czas będziesz walczyć z kimś, z kim walczyć nie powinnaś”.

A potem dodała: „Jeśli tak bardzo słucha mamy, to może faktycznie powinien u niej trochę pomieszkać, żeby sam zobaczył, jak wygląda życie bez ciebie. Może wtedy zatęskni i zrozumie, co naprawdę jest ważne”.

Jej słowa krążyły mi po głowie przez kolejne dni. Nie dlatego, że chciałam wyrzucić go z domu, ale dlatego, że zaczęłam zadawać sobie pytanie: czy ja naprawdę jestem w tym małżeństwie partnerką, czy tylko kimś na doczepkę?

Kiedy ostatni raz Marek podjął decyzję razem ze mną, a nie za mnie? Kiedy ostatni raz zapytał mnie o zdanie, zanim zadzwonił do mamy?

Teraz siedzę wieczorem przy stole i patrzę na kubek z niedopitą herbatą. W głowie mam jedno zdanie, które nie daje mi spokoju:

„Rodzina to wy dwoje, a nie wy troje”. Chciałabym, żeby on to zrozumiał. Chciałabym, żeby w końcu stanął po mojej stronie, a nie pod
ramieniem swojej mamy.

Nie chcę kłótni, nie chcę wojny. Chcę być żoną, a nie tłem, przez które słowa przechodzą jak przez powietrze. Chcę mężczyzny, który
słucha swojej mamy — ale słucha też mnie. Chcę związku, w którym decyzje zapadają przy naszym stole, a nie przy jej.

I chyba nadszedł moment, żeby z nim o tym porozmawiać nie jak skrzywdzona kobieta, ale jak ktoś, kto walczy o swoje własne miejsce w domu, który też należy do mnie.

Wraz z mężem pozwoliliśmy synowi i synowej zamieszkać u nas, ale już po roku usłyszałam, że jesteśmy tu zbędni, ponieważ potrzebują własnego mieszkania: „Mamo, Anna ma rację, a wy moglibyście zamieszkać na wsi”

Zaszłam w ciążę z przyjacielem mojego obecnego męża, a on nie opuścił mnie, gdy dowiedział się o tym. Teraz rozumiem dlaczego, i nie chodziło o wielką miłość, ale o metry kwadratowe, które posiadam

Podczas kolacji mój mąż powiedział, że dzisiaj zadzwoniła jego mama i powiedziała, że trzeba zrobić jej w mieszkaniu remont, chociaż my już od pół roku odkładamy nasz remont: „Ale mama nie może czekać, bo za miesiąc przyjadą do niej krewni”

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts