Screen freepik
Myliłam się. Życie lubi uczyć pokory, szczególnie wtedy, kiedy człowiek jest pewien, że wszystko ma pod kontrolą.
Paweł był moim pierwszym i jedynym mężczyzną. Poznaliśmy się na studiach — on był pełen życia, ambitny, potrafił mówić tak, że świat wydawał się prostszy.
Miałam dwadzieścia dwa lata, a on twierdził, że jestem kobietą jego życia. Wierzyłam mu każdą komórką serca. Po roku wzięliśmy ślub.
Mieliśmy skromne wesele, dużo śmiechu i jeszcze więcej planów.
Urodziły się nasze dzieci — Kasia i Tomek. Wszystko kręciło się wokół rodziny. Praca, dom, przedszkole, potem szkoła, kredyt, remont.
Czasem brakowało pieniędzy, czasem cierpliwości, ale nigdy miłości — przynajmniej tak mi się wydawało. Paweł był ciepły, opiekuńczy, a przynajmniej taki obraz chciałam widzieć.
Z czasem coś zaczęło się zmieniać. Wracał późno z pracy, coraz częściej był rozdrażniony, nieobecny. Kiedy pytałam, co się dzieje, odpowiadał krótko: „Nie drąż, jestem zmęczony”. Mówiłam sobie, że to stres, że mężczyźni czasem potrzebują ciszy. Nie chciałam wierzyć, że między nami powstaje mur.
Aż pewnego dnia przyszła wiadomość. Najpierw nie chciałam jej przeczytać — wiadomość od nieznajomej dziewczyny, która napisała:
„Twój mąż jest ze mną od roku. Powinnaś wiedzieć”. Poczułam, jak świat mi się zatrzymał. Zdrada. To słowo jak nóż w serce.
Paweł najpierw wszystkiego się wyparł. „Oszalałaś”, „Ktoś chce nas skłócić”. Ale potem nie musiał nic mówić — jego spojrzenie powiedziało wszystko. Spakował torbę i wyszedł.
Mówił, że to nie moja wina, że potrzebuje „czegoś innego”. Młodszej? Lżejszego życia? Nie wiem.
Przez pierwsze tygodnie nie potrafiłam wstać z łóżka. W domu było zbyt cicho. Dzieci milczały, jakby bały się zapytać, dlaczego tata nie wraca.
Minęły trzy miesiące. Zaczęłam powoli dochodzić do siebie. Zrozumiałam, że muszę żyć dla siebie i dla dzieci. I właśnie wtedy zadzwonił.
– „Anna, mogę przyjechać? Musimy porozmawiać.”
W głosie miał coś obcego, jakby był zmęczony.
– „Po co, Paweł?” – zapytałam chłodno.
– „Kasia… zaszła w ciążę.”
Milczałam.
– „Gratulacje.”
– „Nie rozumiesz. Ja nie chcę tego dziecka. Ja już mam dzieci. Chcę wrócić.”
To był moment, w którym zrozumiałam, jak bardzo się od siebie oddaliliśmy. On chciał wrócić nie dlatego, że mnie kochał, tylko dlatego, że jego nowy świat się zawalił.
Spojrzałam w lustro — zmęczona twarz, ale oczy spokojne.
– „Nie, Paweł. Nie wracaj. My już byliśmy. Teraz muszę nauczyć się żyć bez ciebie.”
Rozłączyłam się i po raz pierwszy od dawna poczułam spokój. Wiedziałam, że to koniec, ale też nowy początek.
Teraz, kiedy patrzę wstecz, nie czuję już złości. Tylko wdzięczność — że prawda wyszła na jaw, zanim zapomniałam, kim naprawdę jestem. Nie jestem już tylko żoną i matką. Jestem kobietą, która przetrwała.
Z pozoru to była zwykła sobota. Żona krzątała się po kuchni, w powietrzu unosił się…
Kiedy podpisywałam papiery rozwodowe, ręce mi drżały, ale w głowie panował dziwny spokój. Jakby wszystko…
Nie wiem, jakim cudem życie potrafi tak przewrotnie igrać z człowiekiem. Rok temu byłam szczęśliwą…
Po sześćdziesiątce wydawało mi się, że wszystko, co najlepsze, mam już za sobą. Mieszkałam sama…
Kiedy urodziłam dwie córeczki, myślałam, że to będzie najszczęśliwszy czas mojego życia. Wydawało mi się,…
Nie mogę zrozumieć, dlaczego nazywałam tę kobietę „mamą”. Może dlatego, że tak trzeba? Bo tak…