Że pieniądze nie będą tematem tabu, a raczej narzędziem do budowania naszego życia. Bardzo szybko zrozumiałam, jak bardzo się myliłam.
Na początku były drobiazgi. On płacił rachunki, bo „tak jest wygodniej”. On robił przelewy, bo „lepiej się na tym zna”.
Ja podpisywałam dokumenty, odbierałam telefony od klientów, siedziałam po nocach nad papierami, ale kiedy przychodziło do rozmowy o wydatkach, słyszałam:
– Spokojnie, ja się tym zajmę.
Nie protestowałam. Wydawało mi się, że to naturalne. Że każdy związek jakoś się układa, że nie wszystko musi być idealnie równo. Poza tym ufałam mu. Był moim mężem, moim wspólnikiem, moim partnerem. Przynajmniej tak myślałam.
Wczoraj wróciliśmy późno z pracy. Byłam zmęczona, marzyłam tylko o herbacie i ciszy. On wszedł do kuchni, położył telefon na stole i powiedział to tak zwyczajnie, jakby mówił o pogodzie:
– Musimy kupić mamie nową pralkę.
Podniosłam na niego wzrok.
– Musimy? – zapytałam ostrożnie. – A co się stało z tą starą?
– Zepsuła się – odpowiedział krótko. – Jutro zamówię nową.
– Poczekaj – powiedziałam. – Może najpierw powinniśmy to omówić? To jednak spory wydatek.
Spojrzał na mnie z lekkim zniecierpliwieniem.
– W rodzinie ktoś jeden musi być głową.
Te słowa zawisły w powietrzu. Głową. Czyli kim? Tym, kto decyduje? Tym, kto pozwala albo nie pozwala? A ja kim w takim razie jestem – rękami do pracy?
– Przecież ja też na to pracuję – powiedziałam cicho. – Tak samo jak ty.
Wzruszył ramionami.
– Nie przesadzaj. Mama mnie wychowała. Nie mogę jej odmówić.
Nie chodziło o pralkę. Zrozumiałam to w tej samej chwili. Chodziło o to, że decyzja już zapadła, zanim jeszcze otworzył usta. Ja miałam tylko ją zaakceptować.
Usiadłam przy stole i zaczęłam przypominać sobie inne sytuacje. Wakacje, które „teraz nie są dobrym pomysłem”. Nowy płaszcz, który „może poczekać do przyszłego roku”.
Moje pomysły, odkładane na później, na kiedyś, na „jak firma będzie lepiej stała”. A jednocześnie pieniądze zawsze znajdowały się na potrzeby jego mamy, jego planów, jego decyzji.
– Dlaczego nigdy mnie nie pytasz? – zapytałam w końcu. – Dlaczego ja dowiaduję się o wszystkim po fakcie?
Westchnął ciężko.
– Bo ktoś musi brać odpowiedzialność. Ty jesteś zbyt emocjonalna.
Te słowa zabolały bardziej niż wszystko wcześniej. Emocjonalna. Czyli niewystarczająco racjonalna, żeby decydować o własnych pieniądzach.
W nocy nie mogłam zasnąć. Leżałam obok niego i myślałam o tym, jak bardzo się zmieniłam. Kiedyś miałam swoje zdanie, swoje granice.
Teraz coraz częściej łapałam się na tym, że pytam o pozwolenie. Nawet wtedy, gdy chodziło o coś drobnego.
Rano powiedziałam:
– Chcę, żebyśmy ustalili jasne zasady. Wspólna praca, wspólne decyzje.
Popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
– Robisz problem z niczego.
Może. A może problemem jest to, że przez lata pozwalałam, by ktoś inny był „głową”, a mnie zostawił rolę cienia. Dziś wiem jedno: wspólna praca nie zawsze oznacza wspólne życie.
Czasem oznacza tylko to, że ktoś zarządza, a ktoś inny się podporządkowuje. I najtrudniejsze jest zrozumienie, w którym momencie przestajesz być partnerką, a stajesz się tylko częścią czyjegoś planu.
Przez długi czas mieszkaliśmy z teściami i na początku naprawdę wierzyłam, że to tylko przejściowy…
Często pukała do moich drzwi. Zawsze nieśmiało, jakby przepraszała za sam fakt swojego istnienia. Najpierw…
Zawsze byłam tą „rozsądną” córką. Tą, na którą można liczyć. Kiedy mama chorowała, to ja…
Przez całe życie byłam kobietą, która „daje radę”. Tak o mnie mówiono w rodzinie, w…
Przez całe życie powtarzałam sobie, że wszystko da się poukładać, jeśli tylko jest dobra wola.…
Od kilku tygodni żyłam myślą, że w te święta wreszcie będzie inaczej. Bez pośpiechu, bez…