Ciekawostki

Mój mąż często wracał do domu i mówił, że każdy może być gospodynią domową, ale tylko nieliczni są w stanie chodzić do pracy: z czasem zmienił zdanie, ponieważ codziennie gotował posiłki i wykonywał wszystkie prace domowe

Przez długi czas słyszałam od mojego męża to samo zdanie, powtarzane niemal jak mantra, przy okazji każdej rozmowy o zmęczeniu, obowiązkach i braku czasu.

Wracał z pracy, zdejmował kurtkę, siadał na kanapie i mówił z przekonaniem: „Każdy może być gospodynią domową. Gotować, sprzątać, prać – to żadne osiągnięcie.

Do pracy to trzeba mieć głowę, charakter i odporność”. Mówił to spokojnie, bez złośliwości, jakby przedstawiał oczywisty fakt, z którym nie wypada dyskutować.

Na początku tylko kiwałam głową. W końcu byłam tą, która zostawała w domu. To ja robiłam zakupy, planowałam posiłki, gotowałam, sprzątałam, prałam, pamiętałam o rachunkach, wizytach u lekarza, urodzinach w rodzinie.

Kiedy on wracał, wszystko było na swoim miejscu, obiad czekał, a ja starałam się nie pokazywać zmęczenia. Myślałam, że tak wygląda normalne życie.

Screen IStockphoto

— Ty to masz dobrze — mówił czasem, nalewając sobie herbaty. — W domu, na spokojnie, bez stresu. Ja to haruję.

Nie odpowiadałam. Po prostu zbierałam talerze.

Z czasem zaczęłam jednak czuć, że coś we mnie pęka. Bo „na spokojnie” oznaczało brak przerwy. Bo „w domu” nie znaczyło odpoczynek, tylko ciągłą gotowość. A „każdy może” brzmiało coraz bardziej jak „to nic nie znaczy”.

Pewnego dnia usiadłam wieczorem naprzeciwko niego i powiedziałam spokojnie:

— Chcę wrócić do pracy.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

— Po co? Przecież wszystko działa.

— Działa, bo ja to robię — odpowiedziałam. — Ale ja też chcę pracować zawodowo.

— No dobrze — wzruszył ramionami. — Skoro uważasz, że dasz radę. Tylko pamiętaj, że dom sam się nie ogarnie.

Uśmiechnęłam się wtedy. Sama nie wiem dlaczego.

Znalazłam pracę szybciej, niż się spodziewałam. Nic wyjątkowego, ale dawała mi poczucie, że znów jestem kimś więcej niż tylko „tą od domu”. Pierwszego dnia wyszłam wcześnie rano. Mąż został.

— Obiad jest w lodówce? — zapytał.

— Nie — odpowiedziałam. — Dziś ty gotujesz.

Roześmiał się.

— Przecież to chwila.

Pierwszy tydzień był zabawny. Dzwonił do mnie w ciągu dnia.

— Ile się gotuje ryż?

— Gdzie są worki na śmieci?

— Czemu pralka piszczy?

Wieczorami mówił:

— Coś mi dziś nie wyszło, ale jutro będzie lepiej.

Drugi tydzień był już mniej wesoły. Wracałam zmęczona, a w domu panował chaos.

— Nie zdążyłem — tłumaczył się. — Miałem dużo spraw.

— Jakich? — zapytałam kiedyś.

— No… sprzątałem, gotowałem, prałem.

Spojrzałam na niego uważnie. Zauważyłam cienie pod oczami, nerwowe ruchy, irytację.

Po miesiącu przestał żartować. Przestał mówić, że „to chwila”. Codziennie gotował, robił zakupy, sprzątał. Coraz częściej wzdychał,
coraz rzadziej komentował moje zmęczenie. Kiedyś, gdy powiedziałam:

— Padam z nóg, ciężki dzień w pracy, nie odpowiedział jak dawniej. Zamiast tego tylko skinął głową.

— Wiem — powiedział cicho. — Ja też.

Pewnego wieczoru usiadł przy stole, patrząc na stertę naczyń.

— Wiesz — zaczął — nigdy nie myślałem, że to wszystko zajmuje tyle czasu.

— Co dokładnie? — zapytałam.

— Dom. Wszystko naraz. Człowiek niby jest w czterech ścianach, a nie ma chwili dla siebie.

Milczałam.

Kilka dni później powiedział coś, czego się nie spodziewałam:

— Chyba byłem niesprawiedliwy.

— W czym?

— W tym gadaniu, że każdy może być gospodynią domową.

Spojrzałam na niego.

— I co teraz myślisz?

— Że do tego też trzeba charakteru. I cierpliwości. I siły. Po prostu innej niż w pracy.

Od tamtej pory wiele się zmieniło. Dzielimy się obowiązkami. Rozmawiamy. Czasem wciąż się kłócimy, ale już nie słyszę, że „to nic”.

On już wie, ile kosztuje codzienność. Wie, że dom to też praca. Tylko bez urlopu i bez oklasków.

Czasem, gdy widzę go w kuchni, jak miesza zupę i sprawdza listę zakupów, przypominam sobie jego dawne słowa i myślę, jak przewrotne bywa życie.

Bo dopiero wtedy, gdy sam stanął po drugiej stronie, zrozumiał to, co ja wiedziałam od dawna: że nie każdy potrafi być gospodynią domową. I że to wcale nie jest łatwiejsza droga.

Podczas gdy ja pracuję na dwa etaty, aby wyremontować dom mojej babci, mój mąż szuka idealnej pracy: nie wiem, co powiedzieć

Mój syn powiedział, że słyszał moją rozmowę z jego ojczymem i wie, że ten go nie lubi: „On nie jest moim synem, mam córkę, nie jestem dla niego ojcem”

Kiedy przestałam pomagać mamie i bratu co tydzień, stałam się niepożądanym gościem w ich domu. A nikt z nich mi nie pomagał, wszystko osiągnęłam sama

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts

Anna miała nieprzyjemną rozmowę z sąsiadem i dlatego unikała spotkania z nim, jak tylko mogła. Nagle zapukał do jej drzwi z pudełkiem cukierków i kwiatami

Nigdy nie sądziłam, że zwykła rozmowa na klatce schodowej może sprawić, że człowiek zacznie planować…

2 godziny ago

Synowa namawia mojego męża, żeby zarejestrował mieszkanie na nich dwoje, a ja uważam, że ona coś kombinuje, więc na wszelkie sposoby odradzam synowi ten pomysł

Kiedy syn się ożenił, byłam przekonana, że najtrudniejszy etap mam już za sobą. Wychowałam go…

3 godziny ago