Ciekawostki

Mój mąż był przekonany, że moje najlepsze lata już minęły, dopóki nie pojechałam na wakacje. Tam zrozumiałam, że dzięki niemu zaczynam żyć na nowo

Mój mąż zawsze mówił, że po czterdziestce kobieta „zaczyna spokojne życie”. Nie miał na myśli tego, że w końcu odpocznę lub znajdę harmonię, ale to, że nie ma już sensu malować ust, nosić sukienek ani śmiać się zbyt głośno.

„Co ty wygadujesz, Anna — mówił — nie jesteś już dziewczyną. Czas trochę się uspokoić”. I za każdym razem, gdy to powtarzał, coś we mnie się ściskało.

Czy naprawdę po czterdziestce mam po prostu istnieć — gotować barszcz, prasować koszule i patrzeć, jak życie przemija obok mnie?

Kiedyś byłam zupełnie inna. Lekka, uśmiechnięta, spontaniczna. Poznaliśmy się z Piotrem, gdy miałam dwadzieścia cztery lata, a on patrzył na mnie wtedy tak, jakbym była jedyną kobietą na świecie.

Ale lata wspólnego życia, rutyna, dzieci, rachunki, codzienność – wszystko to jakby stępiło uczucia. Przestaliśmy się widzieć. Ja — w fartuchu i troskach, on — w wiadomościach i telefonach.

Screen freepik

Nie zauważyłam, kiedy przestałam malować usta. Po prostu pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że od kilku miesięcy nie kupiłam sobie nic ładnego.

„Po co, myślałam, komu to potrzebne?” Piotr tylko machał ręką, kiedy wspominałam o wycieczce, kinie, a nawet spacerze.

„Pracuję, jestem zmęczony, nie mam czasu na bzdury”.

A potem stało się coś, czego sama się nie spodziewałam. Przyjaciółka zaproponowała mi wyjazd nad morze. Zwykły tygodniowy wyjazd, nic specjalnego.

Wahalam się. „Jak mogę wszystko zostawić? Pracę, dom, Piotra?”. Ale w tym momencie on tylko wzruszył ramionami: „Jedź, jeśli chcesz. Może odpoczniesz i przestaniesz narzekać”.

To było dla mnie jak cios. Ale spakowałam walizkę.

Kiedy pociąg ruszył, po raz pierwszy od wielu lat poczułam, że oddycham. Nie dla kogoś, nie dla czyjejś wygody, ale po prostu dla siebie.

Tam, nad brzegiem morza, po raz pierwszy obudziłam się bez zwykłych myśli – co ugotować, kiedy prasować, czy w domu wszystko w porządku. Po prostu patrzyłam na fale i czułam, że jest mi dobrze.

Pierwsze dni spędziłam samotnie. Obserwowałam, jak inne kobiety śmieją się, kąpią się, piją kawę na tarasach. Na początku czułam się niezręcznie, jakbym była obca w świecie, w którym można być wolnym. A potem spotkałam go.

Nazywał się Igor. Był trenerem pływania w naszym hotelu. Nie był młody, nie wyglądał jak model z okładki magazynu, ale miał w sobie jakąś wewnętrzną siłę, którą od razu wyczułam.

Nie zalecał się, nie próbował mi się podobać. Po prostu powiedział: „Ładnie pani wygląda w tej sukience. Uśmiech pani bardzo pasuje”.

I poczułam się zawstydzona. Bo już zapomniałam, jak to jest, kiedy ktoś zauważa twój uśmiech.

Zaczęliśmy rozmawiać. O drobiazgach, o życiu, o książkach, o muzyce. A potem zaproponował, że nauczy mnie pływać, chociaż od dzieciństwa bałam się wody.

„Zaufaj mi” – powiedział, kiedy stałam po kolana w falach. I zaufałam mu. Po raz pierwszy od wielu lat poczułam, że nie boję się.

Tego wieczoru, kiedy słońce zachodziło, a morze lśniło złotem, zrozumiałam, że ożyłam. Nie dzięki Igorowi, nie dzięki komplementom czy uwadze.

Ale dlatego, że w końcu przypomniałam sobie o sobie. O tej, którą kiedyś byłam. Wesołą, żywą, prawdziwą. I nawet kiedy Igor dotykał mojej dłoni, nie czułam grzechu.

To było jak lustro, w którym po raz pierwszy zobaczyłam siebie – nie jako cień, nie jako matkę, nie jako żonę, ale jako kobietę.

Nie umówiliśmy się na spotkanie po wakacjach. Po prostu pożegnaliśmy się nad morzem. „Nie zapominaj, że nadal możesz latać” – powiedział. A ja uśmiechnęłam się: „Ale teraz sama decyduję, dokąd”.

Kiedy wróciłam do domu, Piotr nawet nie wyszedł mnie powitać. „No i jak, wypoczęłaś?” – rzucił przez ramię.
„Tak” – odpowiedziałam spokojnie.

I po raz pierwszy nie poczułam urazy. Bo nie potrzebowałam już, żeby ktoś oceniał, czy jestem ładna, czy warta uwagi. Sama to wiedziałam.

Teraz budzę się i maluję usta nie dla kogoś, ale dla siebie. Kupuję sukienki, słucham muzyki, piję kawę o zapachu morza. Piotr patrzy ze zdziwieniem: „Coś się zmieniłaś”.

A ja tylko się uśmiecham: „Tak, Piotrze. Bo moje najlepsze lata nie są za mną. One są właśnie teraz”.

I może on nigdy nie zrozumie, że to nie urlop ani inny mężczyzna mnie odrodziły. A moment, w którym przestałam czekać, aż ktoś da mi prawo do życia — i sama je wzięłam.

Nie rozumiałam, dlaczego córka sąsiadki jest dla mnie taka miła i częstuje mnie ciastkami. Okazuje się, że spotyka się z moim synem i chce mi się podobać: sprytny ruch, ale nie dam się na to nabrać

Syn wstydzi się tego, że pracuję jako sprzątaczka, ale to ja płacę za jego naukę i organizuję mu życie. Kiedy dorośnie, zrozumie mnie

Mąż zostawił mnie dla młodej kochanki, ale chciał wrócić, kiedy ona zaszła w ciążę. Nie wziął jednak pod uwagę jednego, że ja już na niego nie czekałam

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts

Mój mąż spędza wszystkie święta ze swoją matką, a ja zostaję sama z córką w domu. To dziwna decyzja, biorąc pod uwagę, że ma rodzinę

Pamiętam ten dzień, kiedy po raz pierwszy poczułam, że nasze święta przestały być wspólne. Zimą,…

17 godzin ago