screen Youtube
Mam 45 lat. Nasza rodzinna firma przynosi dobre dochody, ale wymaga czasu i wysiłku. Razem z mężem i synem aktywnie pracujemy, każdy ma swoje obowiązki, więc jeśli ktoś wypadnie z procesu, robi się ciężko.
Rodzice męża już dawno nie żyją, a moi mieszkają na wsi. Oboje mają ponad 70 lat, ale pomimo wieku nadal prowadzą gospodarstwo: hodują kurczaki i zajmują się niewielkim ogrodem.
Na szczęście w końcu namówiliśmy ich, aby sprzedali krowę, ponieważ nie mają już zbyt wiele siły. Nie potrafią jednak siedzieć bezczynnie i ciągle znajdują sobie zajęcie.
Każdego roku mama prosi nas, żebyśmy przyjechali pomóc w sadzeniu lub wykopywaniu ziemniaków, a także w pracach gospodarskich. Na wsi zawsze jest coś do zrobienia.
Nie zawsze jednak mogę to zrobić: z powodu pracy mam bardzo mało czasu, a jedyny dzień wolny chcę spędzić na odpoczynku, a nie na pracy w słońcu.
Wielokrotnie mówiłam rodzicom, żeby zmniejszyli ilość pracy lub w ogóle zrezygnowali z ogrodu, ponieważ możemy kupić im wszystko, co potrzebne. Ale oni mnie nie słuchają.
Mam siostrę Marię, ale ona mieszka w Kanadzie. Obie pomagamy rodzicom finansowo, ale ponieważ ona jest daleko, główny ciężar pomocy spada na mnie.
W wiosce, gdzie mieszkają moi rodzice, mamy wielu krewnych. Kiedy przyjeżdżamy, trzeba z każdym porozmawiać, a czasem nawet wpaść z wizytą.
W ostatni weekend urodziny miała wnuczka cioci Kasi, siostry mojej mamy – dziewczynka skończyła rok.
Jej rodzice postanowili uczcić to wydarzenie w restauracji. Mama przez cały tydzień dzwoniła do mnie, namawiając, żebym przyjechała i pogratulowała jubilatce.
Odpowiedziałam, że jeśli się uda, to przyjedziemy, a jeśli nie, to nie.
Ostatecznie nie udało się. W nasz jedyny wolny dzień mąż postanowił zostać w domu i odpocząć, a ja zgodziłam się z nim. Tak spędziliśmy dzień.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie ciocia Kasia i zapytała, dlaczego nie przyjechaliśmy, bo czekali na nas, a córka zapłaciła za miejsce w restauracji.
Odpowiedziałam, że nie obiecałam, że przyjedziemy, ale okazało się, że moja mama powiedziała, że przyjedziemy. A jeśli nie zamierzaliśmy, to trzeba było ich uprzedzić.
Po tym byłam wściekła. Było mi przykro, że rozmawiają ze mną jak z dzieckiem. Jeśli nie przyjechaliśmy, to znaczy, że tak się złożyły okoliczności.
Nikt nie ma prawa mi mówić, co mam robić. Postanowiłam, że kiedy pojedziemy do rodziców w następny weekend, oddam te 500 złotych za miejsce w restauracji, żeby tylko nie poruszano już tego tematu.
Agnieszka Kaczorowska na wspólnym nagraniu z Rogacewiczem. Aktorka promieniała szczęściem
Przez długi czas mieszkaliśmy z teściami i na początku naprawdę wierzyłam, że to tylko przejściowy…
Często pukała do moich drzwi. Zawsze nieśmiało, jakby przepraszała za sam fakt swojego istnienia. Najpierw…
Pracujemy razem. To brzmi dumnie, kiedy ktoś pyta, czym się zajmujemy. Wspólna firma, wspólne godziny,…
Zawsze byłam tą „rozsądną” córką. Tą, na którą można liczyć. Kiedy mama chorowała, to ja…
Przez całe życie byłam kobietą, która „daje radę”. Tak o mnie mówiono w rodzinie, w…
Przez całe życie powtarzałam sobie, że wszystko da się poukładać, jeśli tylko jest dobra wola.…