Michał zawsze pilnował, żebym nie wdała się w romans z kimś innym. Później dowiedziałam się, że ma kochankę i dziecko

Żyliśmy razem prawie czterdzieści lat. Nie mogę powiedzieć, że byliśmy szczęśliwi, ale przyzwyczailiśmy się do siebie.

Michał nigdy nie był czułym ani szczególnie troskliwym mężczyzną. Zawsze trzymał się nieco na uboczu, był milczący, wymagający, surowy.

Ale wierzyłam, że taka jest męska natura. Znosiłam to, bo „wszyscy tak żyją”. Całe życie poświęciłam rodzinie: dom, dzieci, praca, potem znowu dom. I zawsze – pod jego nadzorem.

Nie podobało mu się, gdy zostawałam w pracy dłużej niż trzeba – „z kim tam jesteś?” – pytał spokojnie, jakby mimochodem. Jeśli malowałam się lub zakładałam coś ładnego — krzywe spojrzenie, milczenie, chłód.

„Nie zapominaj, że nie jesteś już młoda” — rzucił kiedyś. I naprawdę zaczęłam uważać, że nie mam już prawa do czegoś więcej.

screen Youtube

Kiedy dzieci dorosły i wyprowadziły się, zostaliśmy sami. I wtedy po raz pierwszy w życiu poczułam samotność obok żywej osoby. On prawie nie rozmawiał.

A kiedy rozmawiał, to tylko o sprawach codziennych: prąd, gaz, sklep. Ale nigdy o duszy. Nauczyłam się milczeć. Ale w środku rosło we mnie poczucie, że mnie nie widzą, nie słyszą i nie doceniają. Jak rzecz — potrzebna, dopóki sprawna.

Zaczęłam więcej rozmawiać z przyjaciółkami, wychodzić na spacery, czytać, odkryłam dla siebie internet. I tam poznałam jednego mężczyznę.

Na początku wszystko było niewinne — wymiana poglądów, książki, filmy. Potem — wieczorne listy, które ogrzewały. I chociaż nie zrobiłam nic złego — czułam się winna.

Bo wiedziałam: gdyby Michał się dowiedział, rozpętałby piekło. On mógł być zimny, milczący, wymagający — ale mi nie wolno było nawet uśmiechnąć się do kogoś innego.

A kiedy byłam już na skraju — zdarzyła się przypadkowa sytuacja. Jego telefon został w kuchni. Połączenie, imię „Ola” z serduszkiem. Nigdy nie wtrącałam się, ale coś zmusiło mnie, żeby zajrzeć.

Korespondencja z nią była… jak romantyczny pamiętnik. Miłość, troska, czułość. Pisał do niej rzeczy, których nie słyszałam przez całe nasze życie. „Jesteś moim szczęściem… Jak twoja Maria?” – i zdjęcie dziecka. Mała dziewczynka z jego oczami.

To było jak cios. Usiadłam na podłodze i długo nie mogłam wstać. To nie była zwykła zdrada.

To było podwójne życie, o którym nic nie wiedziałam. On strzegł swojej tajemnicy — i jednocześnie kontrolował mój oddech.

Kiedy zapytałam wprost — milczał. Potem powiedział: „Nie martw się, nic wam nie grozi. Po prostu mam jeszcze jedną rodzinę”. I wyszedł. Bez żalu, bez przeprosin.

Było mi strasznie. Wstydno. Bolesno. Jak powiedzieć dzieciom? Jak dalej żyć? Myślałam, że staną po mojej stronie.

Ale synowa, z którą wcześniej miałam napięte relacje, zrobiła wszystko, żebyśmy prawie nie rozmawiali z synem. Mówiła: „Nie wtrącaj się, mama sama jest winna. Na pewno coś było z jej strony”. A syn jej słuchał.

Milczałam. Długo. A potem, kiedy już nie miałam siły, napisałam list. Prawdziwy. Papierowy. Napisałam całą prawdę – spokojnie, bez łez, bez wyrzutów. I on przyjechał.

Siedział w milczeniu, czytał, a potem powiedział: „Mamo… Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?”.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Bo w naszej rodzinie nigdy nie było miejsca na uczucia. Ale wtedy po raz pierwszy zobaczyłam, że on nie jest tylko synem. On jest człowiekiem. Który również potrafi poczuć moje rany.

A co do Michała… On już nie wrócił. I wiecie, już mnie to nie boli. Bo żyję. I nie pozwalam się już chować. Nadal jestem kobietą. Nadal mam prawo do życia. I nigdy więcej nie będę milczeć.

Synowa zrobiła wszystko, aby mój syn przestał się ze mną komunikować, ale w końcu dowiedział się o wszystkim: „Mamo, dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej”

Mama żony zawsze przyjeżdża bez zaproszenia i zostaje u nas na długo, a my mamy własną rodzinę

Zakochałam się w moim sąsiedzie, ale dzieci uważają, że jest już za późno, aby myśleć o nowym związku: „Masz wnuki, a myślisz o uczuciach”