Wszystko było u nas w porządku. Wiktor miał dobrą pracę, dobrze mnie traktował, nigdy nie dał się w żaden sposób przytłoczyć i kochaliśmy się nawzajem.
Nawet wielu naszych przyjaciół nam zazdrościło.
Ale w końcu zdecydowaliśmy, że chcemy mieć dziecko. Staramy się już od sześciu miesięcy, ale nic się nie dzieje.
Przeszłam wszystkie możliwe testy i lekarz powiedział, że wszystko jest ze mną w porządku, więc musimy pobrać próbki mojego męża.
Mój ukochany był wyrozumiały i zgodził się. Kilka dni później dowiedzieliśmy się, że nie może mieć dzieci. Byliśmy zdenerwowani, ale próbowaliśmy dalej.
Minęło kilka miesięcy i coraz bardziej zdawaliśmy sobie sprawę ze skali problemu, bo nasze wysiłki szły na marne.
Nie chcieliśmy nikogo adoptować, nie czuliśmy takiej potrzeby, to była ogromna odpowiedzialność. Sztuczne zapłodnienie i tym podobne były bardzo drogie, nie mieliśmy takiej możliwości.
Pewnego dnia obejrzeliśmy razem film, w którym była podobna sytuacja, a ojciec dziecka był przyjacielem głównego bohatera. Porozmawialiśmy o tym trochę i Wiktor sam zaproponował mi taką opcję.
Oczywiście nie wzięłam tego na poważnie i myślałam, że żartuje. Ale on nalegał. Byłam temu kategorycznie przeciwna, nie rozumiałam, jak ktokolwiek mógł nawet o tym pomyśleć. Ale każdego dnia zaczęłam zauważać coraz więcej dzieci: na placach zabaw, w parku, w przedszkolach, na naszym podwórku, na przejściach dla pieszych…
Dręczyło mnie to, bo naprawdę chciałam zostać matką. I pewnego dnia powiedziałam mężowi, że się zgadzam.
Długo wybieraliśmy potencjalnego ojca. Chcieliśmy kogoś znajomego, ale potem zdecydowaliśmy, że lepiej będzie wybrać kogoś z daleka. Zrobić to i zapomnieć. Mieliśmy listę z punktami, które ten mężczyzna musiał spełnić. Zdrowy, żonaty, z dziećmi…
I znaleźliśmy go. W firmie, w której pracuję, odbyła się wymiana pracowników i przyszedł do nas młody i przystojny Andrzej. Wszystko w nim było idealne: jego wygląd, charakter, poczucie humoru, inteligencja… Przypominał mi nawet trochę mojego męża.
Powiedziałam Wiktorowi o Andrzeju i następnego dnia przyszedł do mnie porozmawiać. Poznali się i Viktor zaprosił go do sauny na spotkanie. Wieczorem wrócił nie będąc sobą.
Powiedział mi, że wolałby pojechać do innego miasta do swoich rodziców, żeby zostawić mnie z nim samą i wszystko poszło dobrze. Oczywiście był zdenerwowany i nie chciał, żeby tak się stało.
I wcale nie było to dla mnie łatwe. Udawałam, że jestem w związku z Andrzejem i zaprosiłam go do domu. Nasza zażyłość trwała dwa tygodnie, a ja ledwo mogłam to znieść. Ale potem zobaczyłam dwa paski. I zaraz potem odeszłam od Andrzeja, niczego nie wyjaśniając.
Po tym, jak przekazałam mu tę wiadomość, mój mąż od razu przyszedł i promieniał ze szczęścia. Oboje byliśmy szczęśliwi. Przez całą ciążę opiekował się mną najlepiej, jak potrafił.
Urodziła nam się Anna. Teraz ma 4 lata i przez cały ten czas nigdy nie słyszała, że dziecko nie jest Wiktora. Nadal się kochamy i mamy bardzo ciepłe relacje. Nasze dziecko jest nam bliższe niż nasze własne. I oboje to rozumiemy.
Kiedy urodziłam dwie córeczki, myślałam, że to będzie najszczęśliwszy czas mojego życia. Wydawało mi się,…
Nie mogę zrozumieć, dlaczego nazywałam tę kobietę „mamą”. Może dlatego, że tak trzeba? Bo tak…
To był początek jesieni, pierwszy semestr studiów, nowe miasto, nowi ludzie i ogromne plany na…
Kilka miesięcy temu, kiedy syn z żoną postanowili zamieszkać u nas na chwilę, byłam zaskoczona,…
Zgodziłam się, żeby syn z synową pomieszkali u nas przez jakiś czas, bo byłam przekonana,…
Mąż często jeździł do swojej matki. Zawsze miała jakiś powód, żeby go wezwać: raz trzeba…