Screen freepik
Nigdy nie sądziłam, że własne dziecko może powiedzieć coś takiego swojej matce.
Nawet teraz, po kilku miesiącach, kiedy te słowa wciąż brzmią mi w głowie, nie potrafię zrozumieć: gdzie popełniłam błąd, dlaczego miłość i poświęcenie, które dawałam przez tyle lat, zamieniły się w obojętność i chłód.
Moja córka jest moim jedynym szczęściem, moim oparciem, sensem życia. Odkąd ją urodziłam, żyłam tylko dla niej. Mój mąż już dawno odszedł, zostałyśmy we dwie.
Pracowałam na dwa etaty, żeby miała wszystko: ładne ubrania, książki, zabawki, a później możliwość studiowania na uniwersytecie.
Odmawiałam sobie nowych rzeczy, nosiłam stare płaszcze przez kilka zim z rzędu, żeby tylko ona czuła się jak wszyscy. „Mamo, nigdy cię nie opuszczę, jesteś mi najbliższa” — mówiła w dzieciństwie, obejmując mnie. I wierzyłam, że tak będzie zawsze.
Kiedy wyszła za mąż i przeprowadziła się do innego miasta, tęskniłam za nią, ale cieszyłam się, że ma nową rodzinę.
Pomagałam w remoncie, oddałam swoje oszczędności na ich mieszkanie, woziłam produkty, żeby nie wydawali pieniędzy.
„Mamo, jesteś dla mnie jak złoto” — powtarzała, a te słowa sprawiały, że czułam ciepło. Byłam szczęśliwa, że udało mi się zapewnić jej lepsze życie niż moje.
Z biegiem lat zaczęłam się starzeć. Nie mam już takiej siły, bolą mnie nogi, plecy nie dają mi spokoju.
Trzeba było pomagać w gospodarstwie, chodzić do szpitala, czasem po prostu porozmawiać przez telefon, żeby usłyszeć znajomy głos. Nie prosiłam o wiele.
Chciałam tylko, żeby czasami przyjechała, usiadła obok mnie, napiła się ze mną herbaty i zapytała: „Mamo, jak się masz?” Całe życie poświęciłam jej, a teraz, kiedy zostałam sama, potrzebowałam tylko odrobiny uwagi.
Ale z każdym rokiem była coraz bardziej zajęta. To praca, to dzieci, to obowiązki. Dzwoniłam, a ona odpowiadała pośpiesznie: „Mamo, teraz nie mogę, oddzwonię później”.
I nigdy nie oddzwaniała. Czekałam, usprawiedliwiałam ją: jest młoda, ma ciężko, wszystko zdąży, najważniejsze, żeby wszystko u niej było w porządku.
Aż pewnego dnia zadzwoniłam do niej, bo bardzo źle się czułam. Serce biło niespokojnie, ciśnienie skakało, bałam się nawet, że coś może się stać.
Chciałam tylko, żeby przyjechała i była ze mną. „Córeczko, źle się czuję, przyjedź chociaż na weekend” – powiedziałam drżącym głosem.
W słuchawce nastąpiła pauza, a potem usłyszałam słowa, które jakby rozcięły mnie na kawałki:
„Mamo, nie dzwoń do mnie więcej. Nie mam czasu, żeby do ciebie jeździć i pomagać. Mam własną rodzinę, własne sprawy. Jesteś silna, sama sobie poradzisz”.
Zamarłam. Jakby ktoś wbił mi nóż w pierś. Próbowałam jeszcze coś powiedzieć: „Córeczko, wszystko dla ciebie robiłam, wszystko ci zostawiłam, żyję tylko dla ciebie…” Ale ona mi przerwała:
„Mamo, ile to może trwać? Jestem zmęczona. Pozwól mi żyć własnym życiem”.
I wtedy połączenie zostało przerwane. Odłożyła słuchawkę.
A ja siedziałam w ciszy w kuchni, przyciskając telefon do piersi i nie mogłam uwierzyć, że te słowa wypowiedziało moje dziecko.
To samo, dla którego nie spałam setki nocy, które chorowało na moich rękach, które leczyłam, opiekowałam się nim, chroniłam, odmawiając sobie wszystkiego.
Nie pamiętam, jak minął ten wieczór. Łzy same płynęły mi z oczu, a ja powtarzałam na głos: „Przecież wszystko dla ciebie robiłam… wszystko ci zostawiłam…”
Czułam się tak samotna, jak nigdy dotąd. A jednocześnie czułam, że moje życie straciło sens. Bo jeśli własna córka odwróciła się ode mnie, to po co były te wszystkie lata walki, pracy, poświęceń?
Od tamtej pory nie dzwonię. Czekam, aż ona sobie przypomni, przyjedzie, obejmie mnie, jak kiedyś. Ale mijają tygodnie, a w domu słychać tylko tykanie zegara.
Sąsiadki czasami pytają: „A jak twoja córka? Przyjeżdża?” Uśmiecham się i odpowiadam:
„Tak, jest zajęta, wszystko u niej w porządku”. Nie chcę przyznawać się przed ludźmi, że moje dziecko tak się oddaliło, że nie ma już dla mnie „czasu”.
Mówią, że z czasem ból mija. Ale jest taki ból, który żyje w środku i nie odpuszcza. Siedzi w ciszy, kiedy kładziesz się spać, i budzi się razem z tobą rano.
To ból zdrady, nie ze strony obcej osoby, ale tej najdroższej, tej, dla której byłeś gotów poświęcić wszystko.
Może jeszcze zrozumie. Może nadejdzie dzień, kiedy sama zostanie matką dorosłego dziecka i poczuje, jak to jest czekać na telefon, czekać na wizytę, czekać na słowa „mamo, kocham cię”.
A tymczasem siedzę w ciszy i rozmawiam sama ze sobą, wspominając ją jako małą dziewczynkę o wielkich oczach, która kiedyś powiedziała mi: „Nigdy cię nie opuszczę”.
Przebaczyć – to nie zawsze oznacza być silną. Czasem to po prostu strach przed tym,…
Mąż często wracał późno z pracy. Mówił, że to tymczasowe, że firma ma teraz trudny…
Nie kochałam mojego przyszłego męża. Mówię to bez wstydu, choć kiedyś bardzo się tego wstydziłam.…
Przeżyliśmy razem dwadzieścia dwa lata. Dwadzieścia dwa lata pod jednym dachem — z tymi samymi…
Chyba nie ma na świecie matki, która nie marzyłaby o tym, by zobaczyć swojego syna…
Kiedy wreszcie kupiliśmy działkę, nie mogliśmy uwierzyć, że to naprawdę nasze. Przez lata z mężem,…