Screen freepik
Nie rozumiała, że dorastaliśmy, że mamy teraz własne rodziny, pracę, obowiązki, a nawet banalną chęć spędzenia czasem weekendu w ciszy.
Długo czułam się winna, że nie jeżdżę tak często, jak by tego chciała. W niedzielę, zamiast jechać do mamy, pakowałam z mężem rzeczy do szkoły, sprawdzałam zeszyty dziecka, próbowałam choć trochę odpocząć po ciężkim tygodniu.
A w poniedziałek zaczynał się nowy maraton spraw. I tak w kółko.
Ale mama nie chciała słyszeć wymówek. Zawsze powtarzała:
— Mam tylko was dwoje. Jeśli nie przyjedziecie, to po co w ogóle żyję?
Te słowa raniły serce. Siostra przyznawała, że jej też nie jest łatwo. Pracuje do późnego wieczora, a weekendy spędza z dziećmi. Ale jak powiedzieć mamie, że jesteśmy zmęczeni? Że czasami chcemy po prostu pobyć w domu i nic nie robić?
I wtedy zaczęły się wyrzuty. Mama dzwoniła prawie codziennie i mówiła:
— Myślicie, że będę tu siedzieć i czekać wiecznie? Jeśli zapomnieliście, mogę znaleźć kogoś, komu przekażę mieszkanie. Wtedy zobaczymy, kto będzie chciał tu przyjeżdżać.
Mówiła to z urazą, jakbyśmy byli winni tego, że czuje się samotna. I za każdym razem czułam, jak gdzieś w środku narasta uraza. Czy dla mamy ważniejsza jest przymusowość niż szczerość? Czy miłość trzeba mierzyć częstotliwością wizyt?
Dobrze pamiętam, jak w dzieciństwie biegłyśmy z siostrą do domu, bo czekała tam na nas mama z ciepłym barszczem lub pierogami. Jej dom zawsze pachniał przytulnością.
Ale wtedy byłyśmy dziećmi. Nie rozumiałyśmy, że mama też się męczyła, że też czasami chciała ciszy. Teraz myślę: może widziała w nas swoje przedłużenie, swoje jedyne wsparcie i dlatego trzyma się tak mocno?
Pewnego razu przyjechałam do niej po pracy. Siedziała w kuchni, smutna, zgarbiona, i powiedziała:
— Liczyłam, nie było cię już trzy tygodnie. Trzy tygodnie! Nikt mnie nie potrzebuje.
Próbowałam wyjaśnić:
— Mamo, ja pracuję, mam dziecko, męża. To nie znaczy, że cię nie kocham.
Ale ona tylko wzruszyła ramionami i powtórzyła:
— Miłość sprawdza się czynami.
Zrobiło mi się przykro, jakbym naprawdę była winna. I wtedy zrozumiałam: moja siostra i ja jesteśmy dla niej jak kotwica.
Boi się zostać sama, boi się pustki we własnym domu. Jej słowa o mieszkaniu nie dotyczą majątku. To krzyk samotnej osoby, która chce być doceniona.
Siostra powiedziała:
— Wiesz, może naprawdę nie rozumiemy jej uczuć? Całe życie poświęciła nam. A teraz dorastaliśmy i żyjemy własnym życiem. Dla niej to jakby zdrada.
Ale nie możemy rzucić wszystkiego i co tydzień jeździć do mamy. Życie jest inne, czasy są inne. A między tymi dwoma światami jesteśmy jakby na rozdrożu.
Często myślę o swoich przyszłych latach. Czy kiedyś nie stanę się taka sama? Czy nie będę wymagać od dzieci tego samego? Czy nie powiem im kiedyś w rozpaczy:
„Znajdę kogoś, komu zostawię mieszkanie”, chociaż w rzeczywistości będzie to oznaczało: „Nie zostawiajcie mnie samej”.
Słowa mamy o mieszkaniu utkwiły mi w pamięci. Stały się przypomnieniem, że rodzice nie zawsze potrafią mówić wprost o swoich potrzebach.
Nie powiedziała: „Jest mi smutno, przyjeżdżajcie, chcę was częściej widywać”. Powiedziała: „Znajdę kogoś, komu mogę zostawić mieszkanie”. Bo tak łatwiej ukryć prawdziwy ból.
Teraz wraz z siostrą staramy się znaleźć inne rozwiązanie. Częściej dzwonimy do mamy, nawet jeśli nie możemy przyjechać. Włączamy wideorozmowę, pokazujemy, jak rosną dzieci.
Czasami gotujemy razem — każda w swojej kuchni, ale połączone kamerą. I chociaż nie zastąpi to ciepła uścisków, mama śmieje się i mówi, że czuje się bliżej nas.
Rozumiem, że nie ma idealnego rozwiązania. Mama i tak chce nas widzieć częściej, niż jesteśmy w stanie. A my i tak czujemy się winne, nawet jeśli robimy wszystko, co w naszej mocy.
Ale chyba na tym polega życie: na poszukiwaniu równowagi między własnym a rodzicielskim, między teraźniejszością a przeszłością.
Dom mojej mamy nadal pachnie przytulnością, tak jak w dzieciństwie. I bez względu na to, jak bardzo się kłóciliśmy lub obrażaliśmy, wiem, że ten dom zawsze będzie na nas czekał.
Być może prawdziwa miłość to nie cotygodniowe wizyty, ale to, że nawet po długiej przerwie czujesz, że drzwi są zawsze otwarte, a mama i tak cię przytuli.
Myślałam, że wychodzę za najlepszego mężczyznę na świecie. Nie idealnego, nie bajkowego bohatera, ale prawdziwego…
Zawsze wierzyłam, że będę miała idealną rodzinę. Nie taką z kolorowych magazynów, nie bajkową, ale…
Kiedy byłam dzieckiem, między mną a bratem zawsze stała jakaś niewidzialna ściana. Mieszkaliśmy w jednym…
W końcu mieliśmy własne mieszkanie. Ten moment, kiedy stoisz na progu swojego domu, otwierasz okna,…
Zawsze wiedziałam, że mój syn dorośnie, znajdzie swoją drogę, swoich przyjaciół, swoją miłość. Ale nigdy…
Pamiętam ten wieczór, kiedy postanowiłam wyjechać za granicę do pracy. Miałam jedną myśl: zarobię pieniądze,…