Screen freepik
Mam urodziny w końcu.” Odpowiedziałam krótko: „Pomyślę.” Oczywiście, obraziła się. „Co tu myśleć? Przecież to ja – twoja matka.”
I odłożyła słuchawkę. A ja potem długo siedziałam przy kuchennym stole, patrząc w okno i czując, jak w środku ściska mi się serce.
Każde jej święto to dla mnie jak próba sił. Z góry wiem, jak to będzie wyglądało. Usiądzie przy stole, popatrzy na mnie i zacznie:
„Oto moja córeczka, nieudana jak zawsze. Dałam jej mieszkanie, a ona i tak niezadowolona. Niczego nie potrafi docenić. Nawet porządnego ‘dziękuję’ nie usłyszałam.”
A wszyscy wokół – krewni, sąsiedzi, znajomi – wbijają wzrok w talerze i udają, że nie słyszą. A ja siedzę i myślę: po co tu przyszłam?
Pamiętam dzień, kiedy się przeprowadzaliśmy. Stała wtedy w korytarzu i trzymała w ręku klucze. „Weźcie, mieszkajcie. I tak tu zostanę sama, a wam z dziećmi potrzebne większe miejsce.”
W jej głosie było coś podniosłego, jak u kogoś, kto dokonuje wielkiej ofiary. Wtedy naprawdę byłam wdzięczna. Ale później…
Później każda rozmowa zaczęła brzmieć jak przypomnienie. „To przecież moje mieszkanie, nie zapominaj,” – powtarzała za każdym razem, gdy coś robiłam nie po jej myśli.
Mąż mówi: „Może tym razem pójdziemy tylko na chwilę? Zaniesiemy kwiaty i tort.” Ale ja wiem, że „na chwilę” u mamy nie istnieje.
Jeśli już wejdziesz, musisz wysłuchać całej historii jej życia – jak ciężko pracowała, jak wszystko sama osiągnęła, jak dzieci są teraz niewdzięczne. I gdzieś pomiędzy tymi zdaniami zawsze jestem ja – jako przykład tej, co zawiodła.
„Mamo,” – powiedziałam jej kiedyś – „ja nie prosiłam o mieszkanie. Chciałam tylko, żebyś była blisko i nie wypominała mi wszystkiego.”
Wtedy się rozpłakała. „Widzisz? Takie teraz dzieci! Matka całe życie dla was, a wam nic nie pasuje!” I znowu obraza, cisza przez tygodnie, milczenie jak mur.
Czasem mam wrażenie, że żyjemy w dwóch różnych światach. Ona wciąż tam – w przeszłości, gdzie miłość oznacza poświęcenie.
A ja próbuję żyć inaczej – kochać bez warunków, bez długu, bez nieustannego „jestem ci coś winna”. Ale jak to wytłumaczyć komuś, kto całe życie wierzył, że kocha się tylko wtedy, gdy coś się oddaje?
I znowu – jej urodziny. Patrzę na telefon, miga wiadomość: „Nie zapomnij, czekam.” Serce ściska się znowu. Mąż mówi: „Jedź sama, spokojnie porozmawiacie.”
A ja wiem, że już tyle razy próbowałyśmy rozmawiać. I zawsze kończy się tak samo – jej łzami, moim milczeniem i zdaniem: „Ty niczego nie rozumiesz.”
A jednak… to moja mama. Nie potrafi inaczej. Nie zna miłości bez kontroli. Jej uczucie zawsze idzie przez wyrzuty, przez ból, przez „ja to wszystko dla ciebie”. A ja uczę się nie złościć. Bo wiem, że przyjdzie dzień, kiedy zatęsknię za jej głosem, nawet takim, jaki teraz mnie rani.
Może jednak powinnam pójść? Przynieść tort, posiedzieć chwilę w ciszy, pozwolić jej się ucieszyć. Może nie tłumaczyć, nie przekonywać, nie bronić się. Po prostu być. Może to dla niej największy prezent.
A kiedy wrócę do domu, przytulę dzieci i cicho powiem sobie: „Ja będę inną matką. Bez wyrzutów. Bez długu. Po prostu z miłością.”
Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni ktoś zapytał mnie, czy ja w ogóle jestem szczęśliwa.…
Nie pamiętam momentu, w którym mogłabym powiedzieć, że mój mąż mnie kochał. Byliśmy razem, mieszkaliśmy…
Nigdy nie byliśmy naprawdę blisko. Nie tak, jak sobie wyobrażałam, kiedy wychodziłam za mąż. Wtedy…
Dwa lata temu przeszliśmy na emeryturę. Pamiętam ten dzień bardzo wyraźnie. Wyszedłem z pracy z…
Nigdy nie myślałam, że będę jedną z tych matek, które dowiadują się o ślubie własnego…
Nigdy nie myślałam, że będę jedną z tych matek, które dowiadują się o ślubie własnego…