Kiedy wrzuciłem na portal społecznościowy zdjęcie z naszego wieczoru – świeczki, wino, uśmiech mojej żony i bukiet róż na stole – nie spodziewałem się, że mama zareaguje.
Ale następnego dnia zadzwoniła. Nie przywitała się, nie zapytała, jak się mam. Pierwsze zdanie brzmiało: „Lepiej zrób remont, zamiast chodzić po restauracjach”.
I nagle znów poczułem się jak ten chłopiec z dzieciństwa, który boi się zrobić coś źle, żeby nie zdenerwować mamy. Milczałem, a ona kontynuowała:
„To pieniądze wyrzucone w błoto. Jeszcze nie macie dzieci, a ty już rozrzucasz pieniądze! Kwiaty dla niej, romantyka dla niej. A u mnie już drugi rok leje się sufit, a tapety odkleiły się”.
Nawet nie próbowała ukryć irytacji. Próbowałem wyjaśnić, że mam prawo sprawić przyjemność swojej kobiecie. Że rozmawialiśmy o remoncie, ale nie możemy teraz wszystkiego ogarnąć.

Że mamy plany i że wraz z żoną również chcemy żyć, a nie tylko łatać dziury w starym mieszkaniu. Ale mama nie słuchała. W jej świecie należałem do niej. Nie do siebie. Nie do żony. Do niej.
Od dzieciństwa przyzwyczaiłem się, że jej słowo jest ostateczne. Ona kierowała wszystkim – z kim mam się przyjaźnić, gdzie mam się zapisać, jak mam się ubierać.
A teraz próbowała kierować moim małżeństwem. Kiedy tylko zacząłem spotykać się z przyszłą żoną, mama od razu powiedziała: „Nie jest dla ciebie”.
Nie dlatego, że coś o niej wiedziała – po prostu nie była tą jedyną. Bo inna kobieta w moim życiu to zagrożenie. Już wtedy obraziła się, że rzadziej dzwonię.
Że nie przyjeżdżam w weekendy. Że coś się zmieniło w moim sercu. I od tamtej pory walczy. Nie o miłość – o kontrolę. „Ona cię dopadła” – powiedziała mama, kiedy dowiedziała się, że kupiłem kwiaty nie bez powodu.
„To ona cię nakręca. Kiedyś byłeś normalnym chłopakiem, a teraz jesteś pod pantoflem”.
A ja milczałem. Ale tym razem coś się zmieniło. Spojrzałem na swoją żonę – zasnęła na kanapie, otulona kocem, z lekkim uśmiechem na ustach, po naszym wieczorze – i zrozumiałem: nie będę już przepraszał za swoje szczęście.
Nie zdradzam mamy, kiedy kocham inną kobietę. Nie zdradzam, kiedy wybieram ciepło, spokój, wzajemność. Nie jestem winny, że ona nie otrzymała tego od swojego męża.
Nie jestem jej cieniem. Nie jestem jej projektem. Jestem dorosłym mężczyzną, który ma prawo do własnego życia. I nie pozwolę sobie więcej żyć w poczuciu winy.
Można zrobić remont – ale nie za cenę upokorzenia. Można pomagać rodzicom – ale nie na żądanie, nie pod dyktando, nie w zamian za milczącą aprobatę.
Nie proszę już o pozwolenie na szczęście. Po prostu będę szczęśliwy. A jeśli mama kiedyś to zrozumie – będę szczęśliwy. Ale jeśli nie – po raz pierwszy nie będę załamany się.
Wybieram żonę. Siebie. Nasz dom. Nasze świeczki, nasze wieczory, nasze kwiaty. I niech mama mówi, co chce.
Być może ona też po prostu pragnie miłości. Ale nie pozwolę już tej potrzebie zrujnować mi życia.
W końcu mamo powiedziałaś prawdę: „Po co ci rodzić dzieci, kto będzie nam z tatą pomagał”