Ciekawostki

Mama dostała od babci mieszkanie i miała gdzie mieszkać, a kiedy powiedziałam, że mam już dość włóczenia się po wynajmowanych mieszkaniach, udawała, że mnie nie słyszy i zaczęła opowiadać o swoim życiu

Długo milczałam, połykając jedną urazę za drugą, przekonując siebie, że mama może jest zmęczona, roztargniona, nie usłyszała, nie zrozumiała, że pewnie nie miała złych intencji.

Ale tamten wieczór pamiętam do dziś: żółte światło starej kuchni, para unosząca się znad herbaty, zapach tostów i mój głos, który drżał tak, jakby każdy wyraz ważył tonę.

Zebrałam całą odwagę i w końcu powiedziałam to, co od lat mnie dusiło:

„Mamo, ja już nie mogę. Ciągłe przeprowadzki, obce ściany, obcy ludzie, pakowanie pudeł w środku nocy… Jestem zmęczona. Też potrzebuję domu.”

A ona… po prostu upiła łyk herbaty. Spokojnie, bez pośpiechu, bez cienia emocji, jakbym powiedziała jej, że kupiłam nowe rękawiczki albo że w sklepie były ładne tulipany.

Screen freepik

Nawet nie podniosła na mnie oczu. Nie westchnęła. Nie skinęła głową. Tylko rzuciła: „Ojej, właśnie dziś wspominałam, jak jeździliśmy z twoim ojcem w młodości w góry. Boże, ile to było przygód…”

I wtedy zrozumiałam, że ona mnie doskonale usłyszała. Po prostu postanowiła udawać, że nie.

Coś we mnie pękło. Tak jak pękają stare krzesła, kiedy odpada ostatni gwóźdź — głośno, boleśnie, bez powrotu do poprzedniego stanu.

Patrzyłam na jej dłonie, które spokojnie układały chleb na talerzu, na jej twarz, na której nie było nawet cienia współczucia. Ona miała swoje mieszkanie — to, które dostała po mojej babci.

Niewielkie, ale przytulne: parkiet, który pamiętał jej młodość, własna kuchnia, łazienka, ściany, które znały jej zapach.

A ja… całe dorosłe życie spędzałam na cudzych metrach: „wyprowadzić się do 15-go”, „sąsiad za głośny”, „właścicielka podniosła czynsz”, „trzeba szukać nowego”, „przepraszam, zmieniliśmy zdanie”.

A mama zawsze mówiła tylko: „A co ja mogę zrobić?”

Nigdy niczego od niej nie żądałam. Nie chciałam jej mieszkania. Chciałam tylko, żeby zobaczyła moją zmęczoną twarz. Żeby choć raz zapytała: „Córko, jak sobie radzisz?” Żeby zatrzymała swoją opowieść o górach i powiedziała: „Jakoś ci pomogę, nie martw się.”

Ale ona umiała słyszeć tylko siebie.

Po tamtym wieczorze wyszłam szybciej, niż planowałam. Na progu jeszcze rzuciła:

„Jesteś ostatnio taka nerwowa. Kobiecie to nie przystoi.”

Musiałam zagryźć język, żeby nie wybuchnąć płaczem. Bo w środku krzyczało:

„Nerwowa? Mamo, jestem wykończona. Nie mam domu. Walczę każdego dnia!”

Zamiast krzyku powiedziałam tylko „dziękuję za herbatę” i zamknęłam za sobą drzwi.

W moim wynajętym pokoju — tym samym, z którego miałam się wyprowadzić, bo właścicielka powiedziała, że wraca jej siostrzenica — usiadłam na podłodze między pudełkami i pytałam siebie: dlaczego jedne matki zrobią dla dzieci wszystko, a moja… nie potrafi nawet mnie wysłuchać.

Dzień później przypadkiem usłyszałam, jak mówiła przez telefon do znajomej:

„Ja też nie miałam łatwo. Wszystko zdobyłam sama. Ona jest młoda, da sobie radę. A mieszkanie jest moje. Należne.”

I wtedy zrozumiałam coś najważniejszego: problem nie jest w mieszkaniu. Problem jest w tym, że dla niej zawsze jestem na drugim miejscu — gdzieś pomiędzy jej wspomnieniami, wygodą i oczekiwaniami.

Po raz pierwszy od wielu lat nie rozpłakałam się. Nie obwiniałam się. Nie tłumaczyłam. Wstałam, otarłam dłonie z kurzu i pomyślałam:

„Sama sobie stworzę dom. Choćby był malutki. Choćby od zera. Ale mój. Bez milczenia, bez obojętności, bez ignorowania.”

Bo dom to nie metry. Dom to miejsce, gdzie ktoś cię słyszy.

I obiecałam sobie jedno: od dziś żyję inaczej. A jej… jej już nigdy nie będę opowiadać o swoich tułaczkach. Bo i tak nie usłyszy.

Postanowiłam zamieszkać w domu spokojnej starości, ponieważ zrozumiałam, że nie jestem potrzebna własnym dzieciom. A potem przyjechała do mnie córka i zapytała, komu zostawię cały majątek: „Mamo, mam dużo dzieci, a mój brat nie ma jeszcze rodziny”

Syn poprosił mnie, żebym oddała mieszkanie mojemu wnukowi i obiecał, że zabierze mnie do siebie. Byłam gotowa to zrobić, dopóki nie usłyszałam rozmowy telefonicznej mojej synowej: „Ona myśli, że ktoś ją tu potrzebuje, a tak naprawdę to nam potrzebne jest jej mieszkanie”

Mój mąż postanowił opuścić mnie dla mojej przyjaciółki, a ona nie wymyśliła nic lepszego niż zaprosić mnie na ich ślub. Jak można tak postąpić po tylu latach wspólnego życia

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts