Ciekawostki

Mam 40 lat i po raz pierwszy zaszłam w ciążę, ale mój narzeczony zostawił mnie tuż przed narodzinami syna: „Nie jestem gotowy na ojcostwo, a ty jesteś już dorosłą kobietą, poradzisz sobie sama”

Mam 40 lat i po raz pierwszy zaszłam w ciążę. Nigdy wcześniej nie myślałam, że to może się zdarzyć, że los obdarzy mnie czymś tak nieoczekiwanym w tym wieku.

Mój narzeczony był moim wsparciem, przynajmniej tak mi się wydawało. Planowaliśmy wspólne życie, śmialiśmy się, że będziemy razem w trudnych chwilach i w radości, ale nie wiedziałam, że prawdziwy test naszej miłości nadejdzie tak szybko.

Byłam w siódmym miesiącu, kiedy pewnego popołudnia zadzwonił do mnie i powiedział, że musi ze mną porozmawiać. Pamiętam, że serce zaczęło mi bić szybciej.

Siedzieliśmy w salonie, on stał przy oknie, a ja patrzyłam na jego plecy, próbując znaleźć w jego twarzy choć odrobinę ciepła, którego w tej chwili potrzebowałam najbardziej.

— Nie jestem gotowy na ojcostwo — powiedział nagle, patrząc w dal, jakby mówił o czymś zupełnie obcym, a nie o nas.

Screen IStockphoto

— Co ty mówisz? — wyszeptałam, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę. — Myślałam, że… że jesteśmy razem. Że chcemy tego dziecka.

Odwrócił się do mnie. Jego oczy były zimne, a w głosie brakowało cienia wahania.

— Jesteś już dorosłą kobietą. Poradzisz sobie sama.

Zamarłam. Słowa uderzyły we mnie jak zimny wiatr. Sama. Miała być wspólna radość, a zostałam z pustką i lękiem. Pamiętam, że z oczu popłynęły mi łzy, ale nie płakałam.

Nie mogłam. Musiałam myśleć. O dziecku. O przyszłości. O tym, jak w tym świecie, który wydawał się nagle taki okrutny, dam radę.

Rodzina próbowała mnie pocieszać. Matka mówiła, że wszystko będzie dobrze, że znajdę w sobie siłę. Przyjaciółki powtarzały: „Nie
jesteś sama, masz siebie i swoje dziecko”.

Ale te słowa nie docierały. W moim sercu była pustka po kimś, kto miał być częścią mojego życia i zniknął w chwili, gdy najbardziej go potrzebowałam.

Przyszedł dzień porodu. Byłam przerażona, ale jednocześnie pełna determinacji. Gdy pierwszy raz zobaczyłam mojego syna, poczułam coś, czego nie da się opisać.

Maleńka istota, tak krucha i jednocześnie tak mocna. I choć ojca nie było przy mnie, wiedziałam, że nie poddam się.

Przez pierwsze tygodnie uczyłam się być sama. Każda noc była wyzwaniem, każdy płacz dziecka przypominał mi, że to ja jestem teraz jego całym światem.

Sąsiedzi pomagali czasem, przyjaciele przychodzili z posiłkami, ale przede wszystkim musiałam ufać sobie. Moje życie przestało być o tym, kim był on, a zaczęło być o mnie i moim synu.

Kilka miesięcy później, kiedy przyszedł dzień, w którym myślałam, że może pojawi się choćby przez chwilę, by zobaczyć dziecko, zadzwonił.

— Chciałem powiedzieć… — zaczął niepewnie. — Może przesadziłem. Może chcę… spotkać się z synem.

Patrzyłam na telefon, czując mieszankę złości, żalu i niedowierzania.

— Jest za późno — odpowiedziałam spokojnie, choć serce biło mi szybciej. — Nie wiem, czy chcesz być ojcem, czy tylko obserwatorem. Ja już nie czekam.

Zamknęłam oczy i po raz pierwszy od miesięcy poczułam ulgę. W końcu zrozumiałam, że życie to nie oczekiwanie na kogoś, kto może nigdy nie przyjdzie. Że miłość do dziecka daje siłę, a brak partnera nie odbiera szczęścia.

Dziś mamy syna, który rośnie zdrowo i szczęśliwie. Ja znalazłam w sobie siłę, której wcześniej nie znałam. A on?

Narzeczony, który odszedł, stał się tylko wspomnieniem. Nie ma w nim miejsca na żal, tylko nauka: czasem trzeba być samotnym, by naprawdę nauczyć się
kochać i być kochanym.

Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Może kiedyś pojawi się ktoś, kto będzie z nami. Może nie. Wiem jedno: przetrwaliśmy. Ja i mój
syn. I to jest jedyna miłość, której potrzebujemy.

Z wyprzedzeniem zadbałam o przyszłość syna i wpisałam mieszkanie na niego. Teraz, kiedy jestem już bardzo stara, mówi, że nie ma czasu i że jeśli będę potrzebowała opieki, to jutro zawiezie mnie do domu spokojnej starości

W tym roku mój mąż zaprosił swoją rodzinę na wspólny wypoczynek w górach, który zaplanowaliśmy z nim na Nowy Rok: „Nie porzucę swoich rodziców, oni mnie wychowali, gdzie ja bez nich”

Według mojej córki powinnam siedzieć sama i opiekować się wnukami, a nie próbować żyć szczęśliwie, tym bardziej, że jej ojciec prawie całe życie miał kochanki, a dla mnie nie miał czasu

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts

Robiłam wszystko dla dzieci, aby miały wspaniałą przyszłość, a teraz, kiedy są dorosłe, nie przyjadą nawet na Boże Narodzenie. W tym roku świętowałam sama

Robiłam wszystko dla dzieci. Naprawdę wszystko. Całe moje życie było podporządkowane im, ich potrzebom, ich…

2 godziny ago