Jedna kobieta upiekła cały talerz eklerów. Były niesamowite. Użyła naturalnej śmietany, prawdziwego masła i domowych jajek.
Wierzch posypała najbielszym cukrem pudrem. A na talerzu ze złotą obwódką leżały te wspaniałe, świeże ciastka.
Ponieważ musisz się rozpieszczać, moja ukochana. Musisz sprawić, że poczujesz się dobrze.
I po raz pierwszy w życiu zrobiłam dla siebie eklery. Moja mama robiła te eklery na wielkie święta, kiedy byłam dzieckiem.
A potem kobieta robiła te ciasta dla swojego męża. Dla dzieci. Czasami na święta. Mój mąż odszedł. Dzieci dorosły i wyjechały.
Nie było już przyjaciół. Tylko sąsiadka z pierwszego piętra, Nina. Chodziły razem do szkoły, pięćdziesiąt lat temu.
Ale Natalia po ósmej klasie została malarką. A jej mąż był pijakiem. A jej syn poszedł do więzienia, a potem umarł…
A z sąsiadką nie ma o czym rozmawiać. Wygląda jak stara baba. Ale kobieta taka nie jest! Ona dba o siebie.
Robi manicure, farbuje włosy, ładnie się ubiera. Emerytura jej na to pozwala. Pomagają jej dzieci.
A teraz słucha rad psychologów. Upiekła najpyszniejszą, najlepszą rzecz, jaką kiedykolwiek jadła. Eklery.
Kobieta nalała kawy do pięknej filiżanki z różami. Wzięła najpyszniejszą eklerkę. Wzięła kęs. Zjadła połowę. Odłożyła ją na talerz i gorzko zapłakała.
To było dziwne. Eklery są takie słodkie. A łzy są takie gorzkie. Przy stole w jadalni siedzi zadbana kobieta. Starsza kobieta. Zupełnie sama.
I jest duży talerz z ciastami, bez smaku. Ponieważ smak jedzenia i radość z jedzenia ujawniają się, gdy jesz z tymi, którzy cię kochają.
Kiedy jesteś przyzwyczajony do dzielenia się z nimi zarówno słodkim, jak i gorzkim. A teraz masz ogromny talerz ciastek. A one są bez smaku. Jak skrobia lub wata.
A za oknem świeci słońce, niebo jest błękitne, a chmury płyną. Ptaki śpiewają, a dzieci krzyczą na placu zabaw.
A ty jesteś sam z talerzem ciastek, którymi chciałeś się poczęstować. Aby się uszczęśliwić. Ale nie ma radości…
I kobieta wyszła, zeszła na parter z piątego piętra. Strome schody w starej kamienicy… Zadzwoniła dzwonkiem do mieszkania. Natalia otworzyła drzwi. Była siwowłosa, szczupła, w starym szlafroku, bardzo stara.
Zapłakana kobieta cicho powiedziała, że przyniosła Natalii eklerki, które sama upiekła.
Natalia zrozumiała. Kiwnęła głową, przygotowała się, zdjęła kapcie i założyła buty. Nie dla eklerów. Oczywiście, że nie dla eklerów. Po prostu wszystko zrozumiała. Ci, którzy wiele wycierpieli, rozumieją.
I oboje weszli po schodach. Rozmawiali po drodze, tak jak w dzieciństwie. Wspierali się nawzajem. I tak dotarli na miejsce.
Usiedli przy dużym stole w jadalni. I jedli eklery. Które stały się smaczniejsze. Może stały przez jakiś czas i dlatego tak dobrze smakowały.
A za oknem było błękitno-niebieskie niebo. Chmury rozpłynęły się lub odleciały tam, gdzie wszyscy pójdziemy w swoim czasie. Czas zmienia wszystko. I szybko mija.