Wydawało mi się, że jestem dobrą teściową. Nie z tych, które stoją nad duszą i wskazują, co i jak robić. Zawsze starałam się pomagać, kiedy tylko się pobrali.
To przygotowywałam kolację, to spacerowałam z wnukiem, to nagle dorzucałam pieniądze na jakiś zakup. Mój syn często mówił:
— Mamo, bez ciebie na pewno byśmy sobie nie poradzili.
I miałam ciepło w sercu.
Pamiętam, jak po narodzinach wnuka mieszkali u mnie przez kilka miesięcy. Wstawałam w nocy, żeby zanieść dziecko do mamy, kiedy płakało.
Czasami nawet sama je kołysałam, żeby synowa mogła choć trochę pospać. Szczerze wierzyłam, że staliśmy się jedną wielką rodziną.
Ale wszystko stopniowo się zmieniło. Przeprowadzili się do wynajmowanego mieszkania i widywałam ich rzadziej. Dzwoniłam, pytałam, czy nie potrzebują pomocy — zawsze słyszałam: „Dziękujemy, damy sobie radę”.
Tego wieczoru przyjechałam bez uprzedzenia. Chciałam zrobić niespodziankę: przyniosłam pierogi, ulubione zabawki wnuka. Kiedy weszłam, zobaczyłam, że syn je kanapkę, a wnuk chrupie ciastka. Na kuchence nic nie było. Mam to jakoś ścisnęło.
Usiadłam i, starając się mówić jak najspokojniej, zapytałam:
— Synu, powiedz, dlaczego nie gotujesz dla syna i wnuka? Wiesz przecież, jak ważne jest, aby dobrze się odżywiali.
Spojrzała na mnie chłodno:
— A dlaczego uważasz, że masz prawo mnie o to pytać?
— Ależ ja nie jestem zła — zagubiłam się. — Po prostu się martwię. Zawsze uważałam, że wspólna kolacja to rodzinna tradycja.
Ona milczała. Syn zmienił temat. Pojechałam do domu z dziwnym uczuciem — jakbym zrobiła coś strasznego, chociaż chciałam tylko dobrze.
Kilka dni później zadzwoniłam. Nie odebrała. Potem syn zaczął mówić, że są bardzo zajęci i nie mogą przyjechać. Tak minęły miesiące.
Potem lata. Minęło już pięć. Nie widziałam, jak rośnie mój wnuk, nie słyszałam jego głosu. Wiem tylko ze zdjęć w mediach społecznościowych, że poszedł do szkoły.
Wiele razy przewracałam tę rozmowę w głowie. Być może należało milczeć. Być może moje pytanie zabrzmiało jak wyrzut. Ale czy to normalne — zrywać relacje z powodu jednego pytania?
Kilka dni temu otrzymałam wiadomość od syna: „Mamo, musimy porozmawiać”. Serce mi zadrżało. Może jednak minął już czas urazy. Może zrozumieli, że jedna rozmowa nie powinna odbierać nam lat, których nie da się już cofnąć.
Nie wiem, co powie. Ale wiem na pewno, że pierwsze, co powiem, to: „Tęskniłam”.