„Kiedy w końcu braliśmy z mężem ślub, zrobiło mi się niedobrze i wezwano karetkę. Wieczorem byliśmy już we troje”

Jestem szczęśliwą żoną, od pięciu lat żyjemy razem w cywilnym związku małżeńskim, ale nie mamy dzieci, mam problemy zdrowotne, ale staramy się jak możemy…

Planowaliśmy duże wesele za pół roku i wtedy znowu będziemy rozmawiać o dzieciach.

Nigdy nie stosowaliśmy zabezpieczeń, a ja nie zwracałam uwagi na opóźnienia. Z czasem stałam się nadpobudliwą płaczką.

Mój mąż to zauważył i zasugerował test. Byłam pewna, że nie mogę być w ciąży, bo mam problemy z hormonami, a wcześniej robiłam już niezliczoną ilość takich testów.

Mąż poszedł do apteki i kupił kolejny test.

Nie uwierzycie — jestem w ciąży! Ostatecznie przekonałam się o tym, gdy podczas badania USG zobaczyłam maleńkie dziecko i jego serduszko. Natychmiast zalałam się łzami. Lekarka rozłożyła ręce na temat hormonów, mówiąc, że jest wiele takich przypadków.

Zrobiłam badania i okazało się, że moje hormony są na granicy normy. Kilka dni później, gdy emocje minęły, przypomniałam sobie, że nie jesteśmy małżeństwem.

Byłam już w 10 tygodniu ciąży. Była zima, a ja nie chciałam brać ślubu o tej porze roku.

Po rozmowie z mężem zdecydowaliśmy, że ślub odbędzie się w maju. Miałam już brzuszek, ale daleko mi było do porodu. Zawsze wyobrażałam sobie, że zdjęcia ciężarnej panny młodej będą bardzo wzruszające.

Ciąża przebiegała spokojnie i dobrze. Dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli dziewczynkę. W tym samym czasie przygotowywaliśmy się do ślubu, kupiłam piękną sukienkę.

Zapisałam się na jogę dla kobiet w ciąży, a mój mąż pomagał mi we wszystkim. Czas leciał i nadszedł dzień ślubu. Wyglądałam niesamowicie, jak z bajki.

Kiedy mój mąż mnie zobaczył, natychmiast zalał się łzami. I oto jesteśmy w urzędzie stanu cywilnego, jestem bardzo zdenerwowana, trzęsą mi się ręce.

Zaczęłam słuchać swojego brzucha. Był cichy. Byłam ostrożna, bo tam zwykle tańczą dzieci. Po tym, jak powiedzieliśmy sobie „tak”, łzy zaczęły płynąć jak fontanna. Nasi krewni i bliscy przyjaciele natychmiast zaczęli nam gratulować, a potem poczułam silne ciepło w żołądku i coś ciepłego spłynęło mi po nogach.

Czyżby odeszły mi wody? Cofnęłam się ostrożnie, a pode mną pojawiła się kałuża. W powietrzu wisiała cisza. Nadal wsłuchiwałam się w siebie, dziecko milczało, nie było skurczów. W końcu mój tata oprzytomniał i krzyknął do całego pokoju, żeby wezwać karetkę.

Położyli mnie na kanapie i czekaliśmy na przyjazd karetki. Bardzo się bałam, mój mąż siedział i trzymał mnie za rękę. Czułam, że on również bardzo się martwi.

Byłam w 36 tygodniu ciąży, co jest bardzo wczesnym terminem porodu. Moja córka nie wykazywała żadnych objawów. Moje ciśnienie krwi zaczęło gwałtownie rosnąć, ale na szczęście karetka przyjechała wystarczająco szybko.

Lekarz powiedział, że po raz pierwszy zabierają rodzącą kobietę z urzędu stanu cywilnego. Natychmiast wsadzili mnie do karetki. Mój mąż był przy mnie cały czas. Wszyscy nasi zaproszeni goście podążali za karetką. Lekarz zaczął żartować, że po raz pierwszy przewozi nowożeńców, ale w tym momencie nie byłam w nastroju do żartów.

Poczułam, że coś jeszcze wypływa i kazałam lekarzowi mnie zbadać. Okazało się, że korek odpadł. Zastanawiałam się, dlaczego skurcze się nie zaczęły. W szpitalu też żartowali, ale nie potrafiłam odpowiednio zareagować na te słowa. Natychmiast sprawdzili bicie serca mojej córki — wszystko było w porządku.

Po wszystkich niezbędnych procedurach ostrożnie podłączono mi kroplówkę dożylną i wszyscy zaczęli czekać. Mój mąż był biały jak prześcieradło, cały czas trzymał mnie za rękę i głaskał po brzuchu.

Godzinę później poczułam skurcze, ale rozwarcie się nie zwiększyło. Szyjka nadal była twarda. Ciśnienie i bicie serca były po prostu niesamowite. Nie spodziewałam się takiego porodu.

Później lekarz zauważył, że bicie serca mojej córki zaczęło się pogarszać. Nie było czasu dłużej czekać, więc pilnie zdecydowaliśmy się na cesarskie cięcie.

Nie mogłam zrozumieć, dlaczego mnie to spotkało. Ale wtedy mój mąż wziął się w garść i powiedział, że dziś jest najlepszy dzień w jego życiu. Pobraliśmy się i urodzi się nasza córka. Poprosił mnie, abym nie denerwowała się i nie płakała.

Po usłyszeniu jego słów moje łzy i podekscytowanie zniknęły. Miałam cesarskie cięcie w znieczuleniu, więc pierwszą osobą, która zobaczyła naszą córkę, był mój tata. Według lekarzy płakał tak mocno, że nikt wokół niego nie mógł powstrzymać łez.

Następnego dnia przynieśli ją do mnie. Była tak malutka, że bałam się ją podnieść. To był najlepszy prezent ślubny, jaki kiedykolwiek otrzymałam. Godzinę później mój mąż zadzwonił i poprosił, żebym wyjrzała przez okno. Wszyscy Goci stali tam i pili szampana za mnie i naszą nowo narodzoną córeczkę. Byłam przytłoczona szczęściem!

„Dlaczego spędzasz noc na ławce, przyjdź do mnie, potrzebuję wnuczki”: osierocona dziewczynka nie mogła uwierzyć, że komuś na niej zależy

„Mój syn przyprowadził do domu dziewczynę. Kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy, byłam bardzo zdenerwowana: ubierała się nieskromnie i zachowywała z pewnością siebie”

„Adam, zostań moim kochankiem, twoja żona o niczym się nie dowie”: powiedziała mi najlepsza przyjaciółka mojej żony, a ja trochę zaniemówiłem na tę prośbę