Screen youtube
Długo zastanawiałam się, czy warto o tym mówić. Ale milczenie tylko sprawia ból. Czasami ból nie wymaga krzyku – po prostu osiada w tobie i powoli cię niszczy.
Z siostrą zawsze byłyśmy różne. Ja jestem cicha, posłuszna, ona jest głośna, ma charakter. Kłóciłyśmy się, godziłyśmy, krzyczałyśmy na siebie, ale mimo wszystko byłyśmy blisko.
Jak dwie strony jednego dzieciństwa, których nikt inny nie zrozumie. Nie było między nami idealnej harmonii, ale była szczerość. A jeszcze mama. Ona zawsze była między nami.
Na początku myślałam, że po prostu chce, żebyśmy były blisko. Ale z biegiem lat stało się jasne, że tak naprawdę wygodnie jej jest, kiedy nie zbliżamy się do siebie zbytnio.
Bo kiedy jesteśmy razem, stajemy się silniejsze, wspieramy się nawzajem, możemy dostrzec to, co wcześniej wydawało się normą. A mama zawsze chciała być w centrum uwagi.
Wszystko kręciło się wokół niej – jej samopoczucie, jej problemy, jej potrzeby. Ja i moja siostra miałyśmy być jej tłem, a nie głównymi bohaterkami swojego życia.
Każda nasza próba pogodzenia się, zbliżenia się kończyła się tym, że mama umiejętnie, niezauważalnie, ale skutecznie wprowadzała pęknięcia w tę relację.
„A ona tak o tobie mówiła…” lub „Po prostu nie chcę, żeby cię znowu wykorzystali…” – i już nie jesteś pewna, czy można jej ufać.
Rozmawiałyśmy – a potem znów milczałyśmy przez kilka miesięcy. Przez drobiazgi, przez urazy, które ktoś podrzucił między wierszami. I
zawsze, kiedy się oddalałyśmy, mama rozkwitała: „Tak jest lepiej. Spokojniej.
Każdy ma swoje życie”. Ale rodzina to nie jest sytuacja, kiedy każdy jest osobno. To jest sytuacja, kiedy jesteśmy razem. Nawet po kłótniach. Nawet przez łzy.
Pewnego razu powiedziałam mamie: „Chcę spróbować jeszcze raz. Zadzwonię do niej. Porozmawiamy”. Westchnęła i odpowiedziała: „No, spróbuj.
Ale nie dziw się, jeśli znów będzie tak jak zawsze. Niektórzy ludzie się nie zmieniają”. Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Może to nie ludzie się nie zmieniają, a warunki, w których ich trzymamy?
Naprawdę znów porozmawiałyśmy z siostrą. Najpierw ostrożnie, używając zwrotów typu „Tęsknię za tobą”, „Może wtedy coś źle zrozumiałyśmy?”, „A gdyby było inaczej?”.
I widziałam, że ona też pragnie bliskości. Nie jest wrogiem. Obie jesteśmy po prostu dziewczynkami, które kiedyś bardzo chciały, żeby mama je przytuliła i powiedziała: „Jesteście dla siebie najdroższe”.
Ale tego nie usłyszałyśmy. Nauczyłyśmy się żyć w ciągłej rywalizacji o jej uwagę, uznanie, miłość.
A teraz, jako dorosłe kobiety, nadal czasami jesteśmy jak te małe dziewczynki, które boją się zrobić o krok za dużo, żeby nie wywołać burzy.
Nie jestem zła na mamę. Być może w jej wyobrażeniu to właśnie jest „szczęście”: spokój, cisza, brak konfliktów. Nawet jeśli ceną za to jest rozłąka.
Ale ja nie chcę takiego życia. Chcę przytulać swoją siostrę, nawet jeśli się pokłóciłyśmy. Chcę dzwonić bez obawy, że znów zacznie się kolejna fala aluzji i podejrzeń.
Chcę mieć bratnią duszę, a nie wspomnienie o tym, jak mogliśmy być blisko, ale nie byliśmy.
Bo kiedy żyjesz w rodzinie, gdzie szczęście mierzy się milczeniem, bardzo łatwo nie zauważyć, jak straciłeś najbliższych.
Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni ktoś zapytał mnie, czy ja w ogóle jestem szczęśliwa.…
Nie pamiętam momentu, w którym mogłabym powiedzieć, że mój mąż mnie kochał. Byliśmy razem, mieszkaliśmy…
Nigdy nie byliśmy naprawdę blisko. Nie tak, jak sobie wyobrażałam, kiedy wychodziłam za mąż. Wtedy…
Dwa lata temu przeszliśmy na emeryturę. Pamiętam ten dzień bardzo wyraźnie. Wyszedłem z pracy z…
Nigdy nie myślałam, że będę jedną z tych matek, które dowiadują się o ślubie własnego…
Nigdy nie myślałam, że będę jedną z tych matek, które dowiadują się o ślubie własnego…