Ciekawostki

Kiedy poznałam swojego przyszłego męża, wydawał mi się idealnym partnerem, ale zaraz po weselu zrozumiałam, że zamiast kwiatów i czekoladek będę miała patelnie i garnki

Kiedy poznałam mojego przyszłego męża, wydawał mi się dokładnie takim mężczyzną, o jakich mówi się w filmach — uważnym, czułym, gotowym podać ramię w każdej chwili.

Przynosił mi kawę, kiedy byłam zmęczona, proponował spacer po pracy, żeby przewietrzyć głowę, patrzył na mnie tak, jakby byłam najważniejszą osobą na świecie.

W tamtych dniach często myślałam: „Czy naprawdę można mieć takie szczęście?”

Dawał mi kwiaty bez okazji, przynosił małe czekoladki, które lubiłam, a nawet pamiętał datę naszego pierwszego spotkania. Czułam się, jakby los wyjątkowo mi sprzyjał.

Ale prawdziwe życie zaczęło się nie wtedy, gdy zaczęliśmy się spotykać, ani nawet wtedy, gdy zamieszkaliśmy razem. Przełom nastąpił dopiero po ślubie.

Screen freepik

Jakby niewidoczna zasłona opadła między nami, a w miejsce romantycznych gestów pojawiły się zupełnie przyziemne wymagania. Już w pierwszym tygodniu usłyszałam słowa, których nie zapomnę.

– „Teraz mamy rodzinę, musi być porządek” – powiedział tonem człowieka, który recytuje zasady z jakiegoś wewnętrznego regulaminu.

– „Ja pracuję, a ty jesteś więcej w domu, więc kuchnia to twoja sprawa.”

Byłam wtedy przekonana, że żartuje. Myślałam, że zaraz się uśmiechnie, jak zawsze. Ale on patrzył na mnie poważnie, jakby mówił o czymś całkowicie naturalnym.

I wtedy się zaczęło. Zamiast kwiatów — garnki. Zamiast czekoladek — łopatki kuchenne. Pewnego dnia wręczył mi zestaw nowych patelni, zapakowany w ozdobną torbę, z miną człowieka, który właśnie zrobił mi ogromną przyjemność.

– „Żeby ci się łatwiej gotowało” – oświadczył tonem, jakby dawał mi bukiet róż.

A ja stałam z tymi patelniami w rękach i czułam, jak w środku coś mi opada. Gdzie się podziały tamte spacery? Gdzie żarty, gdzie spojrzenia, od których robiło mi się cieplej? Gdzie był ten mężczyzna, którego tak pokochałam?

Przez pierwszy miesiąc próbowałam siebie przekonać: „To tylko adaptacja. Nowe obowiązki, nowe realia.”

Ale gdy tylko proponowałam, żebyśmy zrobili coś razem — poszli do kina czy chociaż wypili herbatę na balkonie — on wzdychał, jakby prosiłam go o coś niewyobrażalnego.

– „Jestem zmęczony. Chcę odpocząć. A w ogóle, czemu tak rzadko jest ciepły obiad?”

Powiedział to w dniu, kiedy wróciłam z pracy całkowicie wykończona i liczyłam na odrobinę wsparcia. Zamiast niego dostałam wyrzut.

Wszystko we mnie się zapadło. Powiedziałam cicho:

– „Ja też jestem zmęczona…”

Nie odwrócił nawet głowy.

– „Jesteś kobietą. To twoje.”

W tamtej chwili po raz pierwszy pomyślałam, że popełniłam błąd. Jakbym kupiła piękne pudełko czekoladek, a w środku znalazła puste papierki. Z zewnątrz — ideał, w środku — rozczarowanie.

Z czasem zaczęłam czuć, że tracę nie tylko siły, ale samą siebie. Budziłam się z myślą, co ugotować na śniadanie.

Wracałam — i myślałam, co przygotować na kolację. Moja praca stała się tłem, moje zainteresowania — nieważne.

A on zamienił się w cichego przełożonego, który ocenia mnie każdego dnia.

Pewnego wieczoru zapytałam:

– „Widzisz w ogóle, że jest mi ciężko? Że boli mnie, kiedy tak mówisz?”

Wzruszył ramionami:

– „Przesadzasz. Każda żona tak robi.”

I wtedy zrozumiałam, że nie przesadzam. Po prostu nie chcę być „każdą”. Chcę być sobą — kobietą, którą się szanuje, docenia i kocha
nie za liczbę umytych talerzy.

Nie wiedziałam jeszcze, jak zmienię swoje życie, ale jedno stało się jasne: lepiej żyć bez kwiatów, niż dostawać patelnie zamiast czułości. Lepiej żyć skromniej, ale z godnością, niż w „pełnej rodzinie”, gdzie miłość mierzy się garnkami.

I chyba właśnie tego dnia zaczęłam powoli odzyskiwać siebie.

Uważałam, że moja synowa jest dobra, a ona myśli tylko o sobie. Ma mieszkanie i nie chce go oddać mojej córce, która nie ma gdzie mieszkać: „Zawsze wiedziałam, że myśli tylko o sobie”

Mój mąż postanowił się ze mną rozstać miesiąc po urlopie macierzyńskim. A teściowa uważa, że postąpił szlachetnie: „Chciałaś, żeby od razu cię zostawił”

Mój narzeczony powiedział, że jeśli nie chcę sprzątać i gotować, to mogę zatrudnić gosposię, która zajmie się tym wszystkim, ale na własny koszt: „Nie będę tego robił za ciebie, więc zdecyduj sama”

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts