Screen freepik
Przyniosła szarlotkę, jak zawsze, przytuliła mnie serdecznie — wyglądała jak dobra, ciepła babcia, która przyszła z sercem. Ale, jak się później okazało, jej wizyta miała zupełnie inny cel.
Siedziałyśmy w kuchni, piłyśmy herbatę, rozmawiałyśmy o drobiazgach — o pogodzie, o szkole, o cenach. I nagle, tak jakby mimochodem, zapytała:
— Aniu, a co z tym mieszkaniem, które dostałaś po mamie? Nadal stoi puste?
Nie od razu zrozumiałam, do czego zmierza.
— Tak — odpowiedziałam spokojnie. — Na razie nikt tam nie mieszka. Nie mam czasu się tym zająć. Może kiedyś zrobię remont, zobaczymy.
Popatrzyła na mnie swoim dobrze znanym wzrokiem — pozornie łagodnym, ale z błyskiem wyrachowania.
— Wiesz, moja Ola ma problem. Wynajmuje mieszkanie, dzieci rosną, ciasno im. Może byście zrobili tam remont i pozwolili jej się
wprowadzić na jakiś czas? Rodzina powinna sobie pomagać.
Zamarłam.
— Przykro mi, ale to moje mieszkanie. Spadek po mamie. Jeszcze nie zdecydowałam, co z nim zrobię.
Teściowa zacisnęła usta.
— Młodzi teraz tylko o sobie myślą. Kiedyś ludzie dzielili się, wspierali nawzajem. Nie wstyd ci?
W kuchni zrobiło się cicho. Dzieci akurat wyszły się pobawić, a herbata w filiżankach wystygła. Mąż siedział obok, milczał.
Spojrzałam na niego, licząc na wsparcie, ale tylko westchnął.
— Mamo, nie teraz. Porozmawiamy o tym później — powiedział.
Wiedziałam jednak, że temat jeszcze wróci.
Kiedy wyszła, długo zmywałam naczynia, choć były czyste. Czułam, jak coś mnie pali od środka. Przecież przyszła nie po to, żeby zobaczyć wnuki. Przyszła z konkretnym planem — żeby postawić mnie pod ścianą.
Wieczorem mąż podszedł do mnie.
— Nie złość się na mamę — powiedział cicho. — Ona tylko chce pomóc Oli.
— Rozumiem — odparłam. — Ale dlaczego ta „pomoc” ma być moim kosztem? Mama zostawiła mi to mieszkanie nie po to, żebym oddała je twojej siostrze.
Zamilkł. Po chwili powiedział:
— Masz rację. Ale wiesz, ona jest przyzwyczajona, że wszyscy jej słuchają.
Te słowa zabolały jeszcze bardziej. Bo ja przez lata starałam się być „dobrą synową” — nie sprzeczać się, pomagać, milczeć, kiedy trzeba. Ale zrozumiałam, że jeśli teraz nie postawię granic, później będzie tylko gorzej.
Tydzień później znów zadzwoniła. Tym razem ton miała już inny — nie proszący, tylko rozkazujący:
— Aniu, my tu z Olą myślałyśmy, że może zrobicie remont, a ona się wprowadzi. I tak tam nie mieszkasz, a dzieciom byłoby łatwiej.
Wzięłam głęboki oddech.
— Nie — powiedziałam spokojnie, ale stanowczo. — To moja decyzja. To moje mieszkanie i ja zdecyduję, co z nim zrobić.
Obraziła się. Powiedziała, że jestem egoistką, że myślę tylko o sobie. Ale po raz pierwszy w życiu nie czułam wyrzutów sumienia. Bo wreszcie zrobiłam to, co powinnam była zrobić już dawno — obroniłam siebie.
Z mężem już nie poruszamy tego tematu. I dobrze. Może pewnego dnia jego mama zrozumie, że pomoc nie polega na tym, żeby brać od innych. Że rodzina to nie tylko wspólne nazwisko, ale też wzajemny szacunek.
A ja? Ja nauczyłam się, że prawdziwe szczęście to nie mieć wszystko. To mieć prawo powiedzieć „nie” — i nie czuć z tego powodu winy.
Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni ktoś zapytał mnie, czy ja w ogóle jestem szczęśliwa.…
Nie pamiętam momentu, w którym mogłabym powiedzieć, że mój mąż mnie kochał. Byliśmy razem, mieszkaliśmy…
Nigdy nie byliśmy naprawdę blisko. Nie tak, jak sobie wyobrażałam, kiedy wychodziłam za mąż. Wtedy…
Dwa lata temu przeszliśmy na emeryturę. Pamiętam ten dzień bardzo wyraźnie. Wyszedłem z pracy z…
Nigdy nie myślałam, że będę jedną z tych matek, które dowiadują się o ślubie własnego…
Nigdy nie myślałam, że będę jedną z tych matek, które dowiadują się o ślubie własnego…