„Jak tylko zajdziesz w ciążę, rzucisz pracę”: zarządził mój mąż, a ja w zamian postawiłam szereg warunków

Mój mąż Andrzej często polega na opiniach innych przy podejmowaniu decyzji. Chociaż nie jest niepewnym siebie chłopakiem, nawet gdyby chciał.

Gdyby Andrzej był słabym, nigdy nie doszedłby do stanowiska kierownika działu. Mój mąż tłumaczy to swoją życiową zasadą, że lepiej uczyć się na cudzych błędach, niż zrobić coś super oryginalnego, a potem gryźć się w łokcie, nie wiedząc, jak poradzić sobie z konsekwencjami.

Nie uważa się za geniusza! Tylko oni wiedzą, jak przekuć swoje błędy w zalety.

Nie widziałam w tym stanowisku nic złego, mimo że myślę inaczej. Oczywiście biorę pod uwagę doświadczenie innych, ale jest ono dla mnie na drugim lub nawet trzecim miejscu.

Kiedy podejmuję decyzję, polegam przede wszystkim na swoich pragnieniach i możliwościach. Nie ma znaczenia, czy moja decyzja jest zbyt innowacyjna. Dokładnie zastanawiam się nad możliwymi błędami i mam kilka planów awaryjnych.

screen Youtube

Pomimo różnicy poglądów w tej kwestii, Andrzej i ja bardzo dobrze się dogadywaliśmy i dochodziliśmy do porozumienia. Ale ostatnio musiałam na nowo spojrzeć na cechy mojego męża i nie wydawały mi się już takie niewinne.

Po raz pierwszy w naszym trzyletnim małżeństwie i w sumie czterech związkach pokłóciliśmy się. A wszystko dlatego, że jego wewnętrznym karaluchom nie podobały się moje poglądy na urlop macierzyński i macierzyństwo.

Dla mnie moja kariera również nie jest pustym dźwiękiem. Dlatego po urodzeniu dziecka nie zamierzałam jej na długo zawieszać, a tym bardziej się z nią żegnać.

Zamierzałam zrobić tak: pracować do ósmego miesiąca, zostać na urlopie macierzyńskim do szóstego miesiąca życia dziecka, a potem znaleźć dobrą nianię.

Z jednej strony chciałam zostać matką, ale z drugiej nie chciałam zamienić się w kurę domową, która zrezygnowała ze swoich marzeń i żyła tylko sprzątaniem i interesami swojego dziecka. Wymyśliłam więc kompromisowe rozwiązanie, z którego Andrzej był całkiem zadowolony.

Dlatego nie wahałam się za niego wyjść, a teraz jestem w ciąży. Nawiasem mówiąc, wciąż jesteśmy na etapie przygotowań. Odwiedzamy lekarzy i robimy badania. Chcemy mieć zdrowe dziecko.

A przedwczoraj mój mąż wrócił z pracy do domu z surowym wyrazem twarzy i niemal od progu dał mi do zrozumienia, że moje plany są już nierealne. Normalne kobiety tak nie robią.

Powiedział, że odejdę z pracy, jak tylko zajdę w ciążę, a w międzyczasie muszę poszukać następcy i przekazać mu firmę. Byłam zaskoczona, gdy usłyszałam, że podjęliśmy decyzję już dawno temu.

Mój mąż zaczął ujawniać, że to tylko ja zdecydowałam, a ja go o to nie pytałam. Ale to był jego własny błąd, że pozwolił swoim błędom pozostać niekwestionowanymi. Z dalszej rozmowy z Andrzejem zrozumiałam, że nie doszedł do tego rozwiązania sam. Zainspirował go przykład szefów kilku innych działów.

Mówili, że ich żony poświęcają się rozwojowi dzieci i organizacji codziennych spraw — co kupić, gdzie pójść, sprzątanie, gotowanie itp. Tylko my mamy rodzinę białych kruków z oczekującą matki kukułką.

Mój mąż krzyczał, że w rodzinie nie może być dwóch karierowiczek! Najlepszą karierą dla kobiety jest bycie matką i gospodynią domową.

Próbowałam zwrócić mu uwagę na ten problem, ale na próżno. Andrzej zdążył sobie wbić do głowy, że skoro jest teraz szefem działu, to musi żyć jak inni szefowie działów w jego firmie. Wtedy postanowiłam zrobić mu psikusa.

Udałam, że się zgadzam, ale postawiłem kilka warunków. Mąż spojrzał na mnie pytająco, a ja powiedziałam mu dokładnie, czego oczekuję w zamian za rezygnację z kariery.

Po pierwsze, Andrzej powinien dostawać pensję za swoją pracę jako matka i żona, i to nie byle jaką, ale taką, jaką ja dostaję teraz, czyli trzy czwarte jego pensji.

Po drugie, nie muszę rozliczać się z tych pieniędzy. Wydaję je, gdzie chcę. Jak to wygląda w przypadku mam, które zostają w domu? Dostają pieniądze tylko na zakupy spożywcze i broń Boże nie proszą o szminkę. Wcale nie byłam zadowolona z takich perspektyw.

Po trzecie, jeśli to jest praca (w końcu mój mąż sam nazwał macierzyństwo i codzienność karierą), to powinnam mieć weekendy i święta. Innymi słowy, w soboty i niedziele oraz przez kilka tygodni w roku Andrzej sam zajmuje się domem lub wynajmuje kogoś innego.

Kiedy skończyłam mówić, mężczyzna najpierw nabrał powietrza, a potem oburzył się, że to nieludzkie. A żony jego kolegów szefów nie stawiały takich warunków.

Ze złością odpowiedziałam, że nie zamierzam zrównywać się z tymi krótkowzrocznymi ludźmi i obniżać swojego standardu życia. Andrzej powiedział, że oczywiście ma dobrą pensję, ale nie wystarcza ona na moje potrzeby.

Zaproponowałam, żeby przejął moją część pracy i zarabiał na rodzinę. Andrzej jakoś się wahał. Do tej pory nie poruszył tego tematu ponownie. Musi się nad tym zastanawiać. Mam nadzieję, że wymyśli coś normalnego i zrozumie, że nie powinien używać cudzych mózgów.

Wystawiliśmy naszej rodzinie rachunek za wesele, ponieważ nie trzeba było skąpić na prezenty

Wiktor do końca pomagał swojemu koledze z klasy. I pewnego dnia ten kolega z klasy przyszedł do niego we śnie z dziwną prośbą

Powiedziałam teściowej, że nie chcę jej widzieć w naszym domu. Mój mąż początkowo się ze mną nie zgadzał, ale teraz jest po mojej stronie