Screen freepik
„Córeczko, już oglądałam sukienki, chcę być najpiękniejszą mamą panny młodej”, serce mi się ściskało.
Robiła plany, jakby wszystko było oczywiste: że będzie stała obok mnie, że odprowadzi mnie do szczęścia, że będzie się z nami fotografować i przyjmować gratulacje razem z naszą rodziną.
Opowiadała wszystkim sąsiadkom, znajomym, a nawet kolegom, że wkrótce będzie miała wielkie święto. A ja wiedziałam, że nie ma tam dla niej miejsca.
Długo nosiłam w sobie ten ciężar. Wydawało mi się, że to nie w porządku — nie zaprosić matki na taką uroczystość.
Ale jeszcze silniej w mojej głowie brzmiała inna myśl: „Pamiętasz, jak to było? Pamiętasz, co ona zrobiła?”
A wspomnienia z dzieciństwa, które próbowałam wyprzeć, powracały za każdym razem, gdy słyszałam jej głos.
Mama nie kochała mnie, tylko siebie. Ona zawsze była na pierwszym miejscu, a ja gdzieś z boku. Kiedy płakałam z powodu zniewag w szkole, ona śmiała się: „Nie wymyślaj, bądź silna”.
Kiedy przychodziłam do niej z marzeniami, odpowiadała: „Nic nie osiągniesz, to nie dla ciebie”. A kiedy naprawdę potrzebowałam wsparcia, wybierała przyjaciół, mężczyzn, rozrywki, ale nie mnie.
Teraz, kiedy w końcu znalazłam osobę, która mnie ceni i kocha, chcę, żeby ten dzień był jasny. Bez wyrzutów, bez jej ciężkich spojrzeń, bez poczucia, że znowu nie spełniłam jej oczekiwań.
Chcę, żeby w tym dniu obejmowali mnie ci, którzy naprawdę mnie kochają, a nie ci, którzy tylko noszą tytuł „matki”.
Ale powiedzenie jej tego okazało się trudniejsze, niż myślałam. Odkładałam rozmowę z dnia na dzień, wyobrażając sobie, jak zareagujesz, jak będziesz płakać i wyrzucać mi.
A potem dowiedziałam się, że już wszystkim powiedziała, że przygotowuje dla mnie niespodziankę, że „będzie główną bohaterką uroczystości”.
Siedziałam z telefonem w rękach, nie wiedząc, od czego zacząć. „Mamo…” – napisałam i skasowałam. „Mam dla ciebie wiadomość…” – i znowu skasowałam.
Chciałam być stanowcza, ale jednocześnie czułam, jak budzi się we mnie ta sama mała dziewczynka, która wciąż czeka na matczyną miłość.
W końcu wybrałam twój numer. Odpowiedziała szybko, a jej głos brzmiał radośnie: „No cóż, córko, kiedy mam się przygotować?
Zdecydowałaś już, jaką suknię wybierzesz? Chcę, żeby wszyscy zobaczyli, jaką mam piękną córkę!”.
Milczałam przez kilka sekund, przełykając łzy. A potem powiedziałam: „Mamo, nie pójdziesz na ślub”.
Zapadła cisza. Długa, ciężka, taka, że chciałam odłożyć słuchawkę. A potem jej głos, już nie radosny, ale zimny i drżący: „To żart?”.
„Nie”, odpowiedziałam. „To moja decyzja. Chcę, żeby to był mój dzień, a nie twoje show. I nie chcę, żebyś tam była”.
Wypuściła ciężko powietrze, jakby po uderzeniu. „Wszystkim o tym mówiłam… Wszystko już przygotowałam… Jak możesz tak postąpić? To ja cię urodziłam, jestem twoją matką!”
„Wiem – powiedziałam – ale nigdy nie byłaś dla mnie mamą w takim sensie, w jakim tego potrzebowałam. A teraz chcę się chronić”.
Płakała i krzyczała jednocześnie. Mówiła, że ją zawstydziłam, że jestem niewdzięczna, że to największa zdrada. A ja słuchałam i
czułam, jak coś we mnie pęka i uwalnia się.
Bo powiedzenie tego było bolesne, ale jeszcze bardziej bolesne byłoby ponowne pozwolenie jej zepsuć mi dzień.
Odłożyłam słuchawkę i długo siedziałam w ciszy. W oknie błyszczały wieczorne światła miasta, a ja chciałam, żeby ktoś mnie przytulił i powiedział: „Postąpiłaś słusznie”.
Wiedziałam, że wielu mnie potępi. Sąsiedzi, krewni, ci, którzy nie znają całej prawdy. Powiedzą: „Jak to możliwe? Nie zaprosić matki na ślub?” Ale tylko ja wiem, co za tym stoi.
I może kiedyś mama to zrozumie. A może nie. Ale wiem na pewno: tym razem wybrałam siebie.
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom, gdy zadzwoniła do mnie córka. Jej głos brzmiał radośnie, podekscytowanie…
Myślałam, że urodziny męża będą po prostu kolejną rodzinną okazją, żeby się spotkać, posiedzieć razem,…
Od samego początku wiedziałam, że wchodzę w niełatwy układ. Nie dlatego, że mój mąż był…
Nigdy nie uważałam się za zazdrosną kobietę. Zawsze powtarzałam sobie, że zaufanie to fundament małżeństwa,…
Nigdy nie myślałem o tym, kto dostanie mieszkanie moich rodziców. Przez długie lata nawet nie…
Nigdy nie planowałam mieszkać na dworcu. A właśnie tak czasem czuję się we własnym mieszkaniu…