Ciekawostki

Długo czekałam na święta Bożego Narodzenia, aby pojechać do mamy na wieś, ponieważ mieszka sama i rzadko się widujemy. Ale mój mąż miał inne plany i powiedział mi, że albo świętujemy z jego rodziną, albo mnie zostawi: „Jeśli chcesz, jedź na wieś, ale nie będziesz miała męża”

Długo czekałam na święta Bożego Narodzenia. Nie dlatego, że uwielbiam gotowanie czy świąteczne dekoracje, ale dlatego, że wreszcie mogłam pojechać do mamy na wieś.

Mieszka sama odkąd tata odszedł, a my widujemy się coraz rzadziej. Każda rozmowa przez telefon kończyła się tym samym zdaniem, wypowiedzianym cicho, jakby mimochodem: „Najważniejsze, że u was wszystko dobrze”.

Wiedziałam jednak, że to tylko słowa, za którymi kryje się samotność, długie wieczory i cisza w domu.

Odliczałam dni. W głowie planowałam, co jej przywiozę, jakie potrawy razem przygotujemy, jak usiądziemy przy stole, dokładnie tak jak kiedyś.

Chciałam, żeby te święta były spokojne, bez pośpiechu, bez napięcia. Zwyczajne, rodzinne. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że dla mojego męża te plany znaczą coś zupełnie innego.

Screen freepik

Kiedy wieczorem wspomniałam, że w tym roku chciałabym pojechać do mamy, spojrzał na mnie inaczej niż zwykle. Bez uśmiechu, bez tej swojej codziennej obojętnej miny.

Powiedział, że on już wszystko ustalił. Że jedziemy do jego rodziny, jak co roku. Że jego mama czeka, że wszyscy będą, że nie ma mowy o żadnych wyjazdach na wieś.

Próbowałam tłumaczyć spokojnie. Mówiłam, że mama jest sama, że to tylko kilka dni, że możemy się podzielić czasem. Że święta nie polegają na tym, by zawsze robić to samo.

Im dłużej mówiłam, tym bardziej czułam, że moje słowa do niego nie docierają. Jakby już wcześniej podjął decyzję i teraz tylko czekał, aż się z nią pogodzę.

W końcu powiedział to zdanie. Krótkie, ostre, wypowiedziane bez wahania: „Jeśli chcesz, jedź na wieś, ale nie będziesz miała męża”.

Zamilkłam. Nie dlatego, że nie miałam co odpowiedzieć, ale dlatego, że nagle wszystko stało się jasne. Zrozumiałam, że to nie chodzi o święta, o logistykę czy tradycję.

Chodziło o wybór. O to, komu jestem bardziej „posłuszna”. I że w tym małżeństwie moje potrzeby zawsze były na końcu listy.

Tej nocy długo nie spałam. Leżałam i myślałam o mamie, która pewnie już szykuje pierogi, choć mówiła, że sama sobie poradzi. O sobie sprzed lat, kiedy wierzyłam, że rodzina to wsparcie, a nie ultimatum.

I o tym, jak bardzo przez lata nauczyłam się ustępować, żeby nie wywoływać konfliktów.

Rano spojrzałam na męża i wiedziałam, że cokolwiek zrobię, coś stracę. Jeśli pojadę do jego rodziny — zostawię mamę samą i siebie z poczuciem winy.

Jeśli pojadę na wieś — stracę iluzję, że moje małżeństwo opiera się na zrozumieniu. To była jedna z tych decyzji, których nikt nie chce podejmować, ale które pokazują prawdę o relacjach.

Spakowałam torbę. Bez krzyków, bez dramatów. Powiedziałam tylko, że jadę tam, gdzie naprawdę jestem potrzebna. Nie odpowiedział.

Drzwi zamknęły się cicho, a ja poczułam, jakby razem z nimi coś we mnie pękło — strach, przyzwyczajenie, zgoda na bycie zawsze drugą.

Kiedy mama otworzyła drzwi i zobaczyła mnie na progu, rozpłakała się. W tej chwili zrozumiałam, że niezależnie od tego, co mnie jeszcze czeka, podjęłam właściwą decyzję.

Bo święta to nie miejsce ani stół. To ludzie, przy których nie musisz wybierać między miłością a lojalnością.

Myślałam, że coś jest nie tak z moją rodziną, ponieważ nie możemy znaleźć wspólnego języka z braćmi z powodu tego, że mi zostawiono mieszkanie, a im nie: „Martwo, mogłaś podzielić się między nas, a ty wręcz przeciwnie, wszystko wzięłaś dla siebie”

Uwielbiam gotować i często organizuję spotkania z moimi przyjaciółkami, ale mój mąż tego nie lubi i długo nie mogłam zrozumieć dlaczego, aż przypadkiem usłyszałam jego rozmowę z mamą: „Ona jest ogólnie leniwa, nic nie robi, tylko przyjmuje gości, taka żona nie jest ci potrzebna”

W odwiedzinach u rodziców była nawet moja siostra, z którą od dawna nie miałam kontaktu. A wszystko przez mieszkanie taty, które dostałem ja, i usłyszałam rozmowę, po której nie chcę już rozmawiać nawet z mamą: „Córeczko, ja też rozumiem, że ona zawsze dostała wszystko, co najlepsze, ale to ty zasłużyłaś na to”

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts