Niedawno moja jedyna córka wyszła za mąż. Naprawdę nie mogłam się doczekać tej chwili, od dzieciństwa rozmawiałyśmy o tym, jak to powinno wyglądać.
Zaplanowaliśmy kolor sukni i wszystkie szczegóły wystroju, a nawet menu w najdrobniejszych szczegółach.
Od tego czasu minęło wiele lat, a Lara, imię mojej córki, pewnie już nawet nie pamięta naszych spotkań i tylko ja od czasu do czasu je wspominam.
Wychowywałam Larę sama, mój mąż wcześnie zmarł, a ja nie chciałam nowego związku, ciągle pracowałam. Kiedy zdałam sobie sprawę, że stać mnie na to, by odłożyć trochę pieniędzy dla córki, zaczęłam to robić.
W wieku 22 lat Lara poznała wspaniałego mężczyznę, Grzegorza, i niemal natychmiast zaczęli razem mieszkać. Wiedziałam, że córka nie zostanie ze mną na zawsze, więc zawczasu przygotowałam się na jej odejście z rodzinnego gniazda.
W sobotni poranek przyszła do mnie ze swoim szwagrem, aby powiedzieć mi o zbliżającym się ślubie.
Pogratulowałam im i przypomniałam sobie, że przez wiele lat oszczędzałam pieniądze dla Lary. Postanowiłam więc dać im je na wesele. W dniu ślubu spotkałam rodziców Grzegorza, wyglądali przyzwoicie i podarowali młodej parze samochód.
Cieszyłam się razem z córką, w jej oczach widać było radość i podekscytowanie. Ja też nie przyszłam z pustymi rękami, dałam córce 30 tysięcy złotych.
Rozumiem, że to niewiele, ale to było wszystko, co miałam. Z pensji w fabryce nie da się wiele zaoszczędzić, a część tych pieniędzy wzięłam na studia.
Córka i zięć podziękowali mi i wzięli kopertę, a następnego dnia zadzwoniła do mnie Lara i zaczęła krzyczeć, że zaoszczędziłam 30 tys. zł na mój jedyny dok:
„Mogłaś spróbować zaoszczędzić więcej, albo wziąć kredyt”.
Zaczęłam płakać, nie sądziłam, że to dla niej takie ważne, myślałam, że moja uwaga jest dla niej najcenniejsza, ale okazało się, że nie. W dodatku rodzice
Grzegorza dali im samochód, a ja jestem złą matką. Cóż, nie mam jej tego za złe, ale gdzieś głęboko w sercu czaiła się mała uraza.