Screen freepik
Całe życie na zakładkę cudzych potrzeb. Po rozwodzie sama wychowywałam swoją córkę.
Pracowałam na dwa etaty, biegałam między pociągiem a przedszkolem, gotowałam, prałam, sprawdzałam lekcje. Zmęczenie było wtedy moim drugim imieniem. Ale przecież jestem matką — komu miałam o tym mówić?
Córka, Marzena, dorosła szybko. Osiemnaście, dwadzieścia lat, pierwsza praca, pierwsza miłość, ślub. Pomagałam wszędzie, gdzie mogłam: pieniędzmi, radą, obecnością… a może i tam, gdzie nie powinnam.
A teraz ma trzydzieści dwa lata, dwoje małych dzieci, pracę, domowy chaos — wszystko jak u każdej młodej mamy. I któregoś dnia zadzwoniła, mówiąc:
— „Mamo, musimy porozmawiać. Poważnie.”
Już wtedy czułam, że ta rozmowa będzie trudna. Ale nie wyobrażałam sobie, jak bardzo.
Siedziałyśmy w jej kuchni, gdzie zapach kawy mieszał się ze zwykłym dziecięcym bałaganem: samochodziki, flamastry, napoczęte jogurty.
Marzena nerwowo ściskała kubek w dłoniach.
— „Mamo, ja tak dłużej nie mogę. Potrzebujemy pomocy. Zawsze byłaś obok. Czemu teraz odmawiasz?”
Przełknęłam ślinę i spokojnie powiedziałam:
— „Marzenko, jestem po prostu zmęczona. Chcę… pierwszy raz w życiu choć trochę pożyć dla siebie.”
Spojrzała na mnie tak, jakbym powiedziała coś okrutnego.
— „Ty jesteś zmęczona? A ja nie jestem? Mam dwoje dzieci! Też chciałabym żyć dla siebie, ale nie mogę!”
Milczałam. Bo jakie słowa potrafią wytłumaczyć to uczucie, że przez lata nikt nie widzi cię jako człowieka?
— „Marzenko, pomagałam ci zawsze. Ale nie mogę wychowywać twoich dzieci za ciebie. Nie jestem nianią. Jestem twoją mamą. I babcią —
tak, ale nie całodobową opiekunką.”
Jej twarz stwardniała.
— „Czyli wybierasz siebie?”
— „Tak. Pierwszy raz w życiu — tak.”
Wstała gwałtownie, odsunęła krzesło tak mocno, że prawie się przewróciło.
— „To teraz zapomnij, że masz córkę.”
Te słowa bolały. Nie zwyczajnie bolały — wżerały się gdzieś głęboko, jak igła prosto w serce. Wracałam do domu powoli, jak po długiej chorobie. W głowie dudniło: „Zapomnij, że masz córkę… Zapomnij…”
Przypominałam sobie, jak trzymałam ją za rękę, kiedy była malutka, jak prowadziłam do pierwszej klasy, jak siedziałam przy jej łóżku w nocy przy gorączce. Jak odmawiałam sobie wszystkiego, żeby miała lepsze życie. A teraz… teraz jestem złą matką, bo chcę trochę odpoczynku.
Wchodząc do domu, włączyłam czajnik i usiadłam w kuchni. W mieszkaniu było cicho — i ta cisza po raz pierwszy wydała mi się nie samotna, lecz potrzebna. Może pierwszy raz. Może dlatego, że wreszcie się zatrzymałam.
Mam sześćdziesiąt lat. Nikt nie odda mi straconych lat. Zawsze byłam dla kogoś: dla męża, który odszedł; dla dziecka, które
wychowałam sama; dla rodziców, którymi opiekowałam się do końca. A teraz, kiedy powiedziałam „nie”, nazwano mnie egoistką.
Ale czy szczęście mojej córki naprawdę musi opierać się na moich zmęczonych barkach?
Minęły trzy tygodnie. Marzena nie dzwoniła. Nie pisała. Jakby naprawdę mnie nie było.
Czasem biorę telefon, oglądam jej zdjęcia i myślę: „Może zadzwonić pierwszej? Może przesadziłam? Może powinnam była milczeć i robić swoje?”
Ale potem przypominam sobie te lata, kiedy też nie miałam sił, a mimo to ciągnęłam wszystko sama. I nikt nie pytał, czy ja chcę choć godziny spokoju.
Teraz chodzę na jogę, czytam książki, które leżały na półce latami, czasem wyjeżdżam na krótkie wycieczki. Nie żyję luksusowo — żyję inaczej. I za każdym razem, gdy pojawia się myśl: „Powiedzą, że jestem egoistką”, odpowiadam sobie cicho:
„Egoizm to kiedy ktoś latami cię wykorzystuje, a ty milczysz. Prawo do własnego życia — to zdrowy rozsądek.”
Wiem, Marzena jeszcze wiele razy się obrazi. Powie dużo przykrych słów. Ale kiedyś i ona dożyje mojego wieku. I może wtedy zrozumie.
Jestem jej mamą. Kocham ją. Ale jestem też człowiekiem.
I nie pozwolę już więcej udawać, że mnie nie ma.
Nigdy nie myślałam, że znajdę się w takiej sytuacji. Mój poranek zaczął się jak zawsze:…
Przyzwyczaiłam się już do życia w nieustannym pośpiechu, w którym dzień zlewa się z dniem,…
Już od dawna nie poznaję życia, w którym żyję. Czasem mam wrażenie, że to wszystko…
Nigdy nie przypuszczałam, że będę musiała napisać coś takiego, ale chyba w każdej historii przychodzi…
Przez długi czas powtarzałam sobie, że robię to wszystko z miłości, choć w głębi duszy…
Mieszkaliśmy z Igorem skromnie, ale – jak mi się wydawało – uczciwie i naprawdę. Kiedy…