Screen freepik
Zaczęło się od jednego telefonu.
— „Córeczko, musimy porozmawiać. Lepiej, żebyś usiadła”.
Pomyślałam, że coś się stało, że może jest chora albo ma jakiś problem. Ale mama powiedziała tylko:
— „Słyszałam rozmowę Adama. Nie pytaj jak, ale wiem, że on cię wykorzystuje”.
Te słowa wróciły do mnie jak echo tamtego wieczoru, kiedy wróciłam do domu i spojrzałam na Adama.
Stał w kuchni, mieszając sos do makaronu, kompletnie nieświadomy, że w jednej chwili ktoś próbuje zmienić cały obraz naszego życia.
Mama miała talent do dramatów.
Nigdy nie uważała, że ktokolwiek jest wystarczająco dobry dla mnie. A Adam? Dla niej był za spokojny, za prostolinijny, „nie rokujący”. Niezależnie od tego, że pracował, pomagał mi, dbał o dzieci, troszczył się o mnie tak, jak nikt wcześniej.
— „Co mama tym razem wymyśliła?” — westchnął, kiedy opowiedziałam mu o telefonie.
Nie złościł się. Nie obrażał. Tylko się zmęczył. Tym wszystkim.
— „Kochanie, ile razy jeszcze będziemy przez to przechodzić?”
A ja? Ja znów utknęłam pośrodku. Między jego cierpliwością a jej lękami.
Mama twierdziła, że słyszała, jak Adam mówi przez telefon coś o „załatwieniu mieszkania” i „korzyści”. A ja prawie uwierzyłam — prawie, bo mama miała niesamowity dar wkładania ludziom w usta słów, których nigdy nie wypowiedzieli.
Następnego dnia przypadkiem usłyszałam rozmowę Adama.
Naprawdę mówił o mieszkaniu.
Ale mówił o zrobieniu niespodzianki — o tym, że chciał pomóc mi w remoncie czegoś, o czym od dawna marzyłam. Chciał zrobić to po cichu, żeby mnie ucieszyć.
Wtedy zrozumiałam, że mama nie podsłuchała rozmowy — ona podsłuchała tylko swoje własne lęki.
Kiedy powiedziałam jej prawdę, tylko prychnęła:
— „Nie wiesz, jacy są mężczyźni. Jeszcze zobaczysz”.
Nie zobaczyłam.
Zobaczyłam tylko, jak Adam odsuwa się krok po kroku, ilekroć mama ingerowała w nasze życie. Jak znów próbowała zasiać nieufność, jak broniła mnie przed wyimaginowanymi zagrożeniami, jednocześnie raniąc mnie najbardziej.
Aż w końcu to ja musiałam powiedzieć jej coś, czego nigdy nie chciałam:
— „Mamo, jeśli nie przestaniesz niszczyć mojego życia, nie będziemy się widywać tak często”.
Zatkało ją.
A mnie zabolało.
Ale tego dnia pierwszy raz naprawdę zrozumiałam, że miłość — nawet matczyna — jeśli wchodzi w twoje życie jak huragan, nie zawsze jest troską. Czasem jest strachem, który ktoś próbuje narzucić na ciebie.
Dziś jestem z Adamem.
Stabilnie. Spokojnie. Dobrze.
A mama? Mama powoli uczy się, że dorosłe dzieci nie potrzebują strażnika, tylko wsparcia. I że czasem jej „przeczucia” mogą więcej zniszczyć, niż ochronić.
Zawsze staraliśmy się pomagać rodzicom męża. Mają niską emeryturę i nie mogłam zostawić ich bez…
Siedziałam w pokoju, próbując skończyć ostatnie przygotowania do ślubu, kiedy przypadkiem usłyszałam ich śmiech i…
Szliśmy z mężem w gości do teściów, a ja czułam lekkie podniecenie i radość jednocześnie.…
Czekałam na tę datę z cichą radością i nadzieją. Dziesięć lat razem… Dziesięć lat, które…
Szłam do domu, przytulając do siebie torbę z dokumentami, które musiałam zabrać po tym, jak…
Czułam, że z moim synem dzieje się coś niedobrego. To było to matczyne przeczucie, które…