Ciekawostki

Chciałam, żeby mój syn opuścił swoją żonę, ale bezskutecznie. Teraz nie wiem, czy ona pozwoli mu mi pomagać

Zawsze uważałam się za silną kobietę. Nie taką, która płacze w nocy w poduszkę i czeka na czyjeś współczucie, ale taką, która przyzwyczaiła się sama pokonywać trudności, sama wychowywać dzieci, sama pracować na kilku etatach, aby w domu było światło i ciepło.

Po śmierci męża zostałam z dwójką dzieci i całkowitą ciszą w domu, którą trzeba było wypełnić.

Robiłam wszystko, aby moje dzieci wyrosły na dobrych i porządnych ludzi, aby wiedziały, że mama jest ich oparciem. I wierzyłam, że kiedyś one również będą dla mnie oparciem.

Mój syn był dla mnie wyjątkowy. Chociaż mówią, że matka nie ma ulubieńców, to jednak między matką a synem zawsze istnieje niewidzialna więź, którą trudno zerwać.

Był cichy, mądry, zawsze dostrzegał moje zmęczenie. „Mamo, śpij, sam odrobię lekcje” — mówił w dzieciństwie.

A ja, zmęczona po nocnej zmianie, zasypiałam z myślą, że wychowuję złotego chłopca.

Ale czas mija, dzieci dorastają. I pewnego dnia przyprowadził do naszego domu swoją dziewczynę. Spotkałam ją bez uprzedzeń, chociaż serce od razu poczuło — ta kobieta nie jest moja.

Patrzyła na mnie zimnym wzrokiem, uśmiechała się grzecznie, ale w jej głosie było coś lodowatego. „Mamo, to jest Joanna” — przedstawił ją syn.

Skinęłam głową, próbując znaleźć w jej twarzy choć odrobinę ciepła, ale zamiast tego dostrzegłam tylko obcość.

Od pierwszych dni starała się pokazać, że teraz on należy do niej. „My z Igorem zdecydowaliśmy…”, „Myślimy o kupnie…”,

„Poradziliśmy się i zdecydowaliśmy…” – ciągłe „my”, które coraz bardziej mnie odsuwało. Milczałam, połykałam urazy, bo co można powiedzieć?

Syn był zakochany, jego oczy błyszczały, a ja nie chciałam niszczyć jego szczęścia. Ale głęboko w duszy rosła niepokój: ta kobieta zabierze mi syna.

Tak się stało. Po ślubie przeprowadził się do niej, a nasze spotkania stawały się coraz rzadsze.

Dzwoniłam: „Synku, jak się masz?” Odpowiadał pośpiesznie: „Mamo, wszystko w porządku, jesteśmy zajęci, oddzwonię później”. Ale „później” nie było żadnego telefonu.

Kiedy przychodziłam sama, patrzyła na mnie tak, jakbym była nieproszonym gościem. „Właśnie mieliśmy wychodzić” – mówiła z uśmiechem, w którym nie było szczerości. A ja wracałam do domu z ciężkim sercem.

Próbowałam porozmawiać z synem. „Igorze, pamiętaj, że jestem sama, potrzebuję twojego wsparcia”.

Wzdychał: „Mamo, zawsze jestem z tobą, ale trzeba też zrozumieć Joannę”. Czułam, jak wymyka mi się z rąk, jak nitka, która pęka, jeśli pociągnąć ją zbyt mocno.

Czas mijał. Moja samotność stawała się coraz bardziej dotkliwa. Widziałam, jak moje przyjaciółki spędzają czas z dziećmi i wnukami, a w moim domu panowała cisza.

I wtedy zrodziła się we mnie myśl, której teraz boję się wypowiedzieć nawet przed samą sobą: chciałam, żeby mój syn opuścił swoją żonę.

Wychwytywałam każdą ich kłótnię, każdą drobnostkę, która mogła świadczyć o tym, że nie pasują do siebie.

Od pierwszych dni starała się pokazać, że teraz on należy do niej. „My z Igorem zdecydowaliśmy…”, „Myślimy o kupnie…”, „Poradziliśmy się i zdecydowaliśmy…” – ciągłe „my”, które coraz bardziej mnie odsuwało.

Milczałam, połykałam urazy, bo co można powiedzieć? Syn był zakochany, jego oczy błyszczały, a ja nie chciałam niszczyć jego szczęścia. Ale głęboko w duszy rosła niepokój: ta kobieta zabierze mi syna.

Tak się stało. Po ślubie przeprowadził się do niej, a nasze spotkania stawały się coraz rzadsze. Dzwoniłam: „Synku, jak się masz?”

Odpowiadał pośpiesznie: „Mamo, wszystko w porządku, jesteśmy zajęci, oddzwonię później”. Ale „później” nie było żadnego telefonu.

Kiedy przychodziłam sama, patrzyła na mnie tak, jakbym była nieproszonym gościem. „Właśnie mieliśmy wychodzić” – mówiła z uśmiechem, w którym nie było szczerości. A ja wracałam do domu z ciężkim sercem.

Próbowałam porozmawiać z synem. „Igorze, pamiętaj, że jestem sama, potrzebuję twojego wsparcia”.

Wzdychał: „Mamo, zawsze jestem z tobą, ale trzeba też zrozumieć Joannę”. Czułam, jak wymyka mi się z rąk, jak nitka, która pęka, jeśli pociągnąć ją zbyt mocno.

Czas mijał. Moja samotność stawała się coraz bardziej dotkliwa. Widziałam, jak moje przyjaciółki spędzają czas z dziećmi i wnukami, a w moim domu panowała cisza.

I wtedy zrodziła się we mnie myśl, której teraz boję się wypowiedzieć nawet przed samą sobą: chciałam, żeby mój syn opuścił swoją żonę.

Wychwytywałam każdą ich kłótnię, każdą drobnostkę, która mogła świadczyć o tym, że nie pasują do siebie.

Joanna mogła podnieść głos, mogła mu coś wyrzucać — a ja już szeptałam mu: „Synku, przecież widzisz, jaka ona jest. Czy naprawdę chcesz takiego życia?” On machał ręką, złościł się: „Mamo, wystarczy, to moja żona”.

Ale ja nie przestawałam. W głębi duszy wierzyłam, że jeśli zostanie ze mną, znów będziemy taką rodziną, jaką byliśmy kiedyś.

Robiłam wszystko, aby zniszczyć ich związek. Mogłam celowo przypominać mu o jego byłej dziewczynie, którą kochał w czasach studenckich.

Mogłam powiedzieć: „Joanna, źle gotujesz, Igor lubi inne potrawy”. Widziałam, jak to ją rani, i czułam dziwną satysfakcję. Ale jednocześnie w sercu czułam niepokój: czy nie wtrącam się zbytnio?

Minęły lata. Ku mojemu zaskoczeniu, ich małżeństwo przetrwało. Urodziło się im dziecko. I wtedy zrozumiałam: mój syn należy teraz nie tylko do niej, ale także do nowego życia, małego stworzenia, które nazywa mnie „babcią”.

Ale i tu nie obyło się bez bólu. Chciałam spędzać więcej czasu z wnukiem, ale Joanna zawsze znajdowała powody: „Jesteśmy zajęci”, „On choruje”, „Lepiej innym razem”.

Widziałam, jak syn rozdarty jest między mną a nią. Próbował zadowolić wszystkich, ale w rezultacie najbardziej cierpiał on sam.

Nieraz słyszałam jego słowa: „Mamo, proszę, nie zmuszaj mnie do wyboru”. A ja właśnie tego chciałam – żeby wybrał mnie.

A teraz, gdy mijają lata, opuszczają mnie siły, nagle zrozumiałam: przegrałam. Mój syn został z nią. Kocha ją, buduje z nią życie, a ja muszę pogodzić się z tym faktem. Ale pogodzić się nie oznacza wybaczyć.

Ale zaakceptować nie oznacza wybaczyć. W głębi duszy nadal czuję urazę. A teraz dręczy mnie nowy strach: a co, jeśli ona nie pozwoli mu mi pomagać?

„Mamo, wiesz przecież, że zawsze jestem przy tobie” — mówi syn, widząc moje niespokojne spojrzenie. Ale ja wiem, że to nie do końca prawda.

Jest przy mnie, dopóki pozwala mu na to żona. I to jest najbardziej bolesne. W końcu wychowywałam go dla siebie, wkładałam w to całą duszę, żeby stał się moim oparciem, a teraz jest mi obcy.

Nie wiem, czy przez te wszystkie lata postępowałam właściwie. Być może, gdybym od początku ją zaakceptowała, gdyby nauczyła się widzieć w niej nie rywalkę, ale kobietę, która kocha mojego syna, wszystko potoczyłoby się inaczej.

Ale nie ma już odwrotu. Zostaję sama ze swoimi myślami, strachem i bólem. Proszę Boga tylko o jedno: aby dał mi siłę, abym doczekała chwili, kiedy syn naprawdę stanie się dla mnie oparciem, a nie tylko słowami.

Mój mąż zrobił wszystko, aby jego macocha nie otrzymała mieszkania ojca: „Jak mogłeś tak postąpić, przecież ja cię wychowałam, jesteś dla mnie jak syn”

Moja mama chce, żebyśmy się nią opiekowali na starość, chociaż nigdy nam nie pomagała, wszystko robiła dla mojej siostry: „Niech więc ona się nią opiekuje”

Wyszłam za mąż po raz drugi i nie chciałam już poznawać swojej teściowej, pamiętając poprzednią: „Dlaczego uważasz, że moja mama jest taka jak wszystkie, ona jest dobra i pokocha cię”

Roman Tkach

Życiorys: 2018 - 2021 - redaktor naczelny i dziennikarz portali Dzisiaj (do 2018) i Kraj (do 2021). 2022 i do chwili obecnej - redaktor portalu internetowego Koleżanka. Edukacja: Narodowy Uniwersytet Biozasobów i Zarządzania Przyrodą w Kijowie. Specjalność: Wydział Agrobiologii. Poziom wykształcenia: specjalista. Zainteresowania: wędkarstwo, sport, czytanie książek, podróże.

Recent Posts