„Chcę się rozwieść, by być niezależną osobą. Mam dość życia w małżeństwie: gotowania, sprzątania, opieki”

Marzyłam o ślubie, jak każda dziewczyna. Wyobrażałam sobie siebie w pięknej śnieżnobiałej sukni, a mojego męża jako prawdziwego księcia.

Jednak wtedy nie miałam pojęcia, co mnie czeka po takiej uroczystości.

Nie wiem jak dla innych kobiet, ale dla mnie życie rodzinne to kompletne rozczarowanie.

Teraz po prostu patrzę na moje niezamężne przyjaciółki i zazdroszczę im — robią co chcą, dbają o siebie i tyle.

Mam 28 lat i teraz wkrada się myśl, że pospieszyłam się z tym. Pamiętam moje beztroskie życie przed ślubem: pracowałam cały dzień, po pracy szłam do sklepu, kupowałam jakieś smakołyki.

Wracałam do domu i gotowałam obiad i lunch na jutro do pracy, a jeśli nie miałam na to ochoty, kupowałam pizzę na kolację i szłam do kawiarni w pracy na lunch. W weekendy wychodziłam z przyjaciółmi lub sama.

Jeśli chciałam, to sprzątałam, jeśli nie chciałam, to mogłam cały dzień leżeć na kanapie. Nikt nie powiedziałby mi złego słowa. Jestem swoim własnym szefem. Dostałam pensję, kupiłam bluzkę, poszłam do restauracji, do kina.

Wyszłam za mąż — o mój Boże. Mój mąż jest przyzwyczajony do wstawania wcześnie rano. Pochodzi ze wsi. A ja spałam tak długo, jak się dało, więc kazał mi wstawać z nim o tej samej porze, żeby parzyć mu kawę i robić pożyteczne rzeczy, a nie spać.

Zapomniałam, jak to jest spać do 12 w weekendy. Codziennie wstaję o 6. Po pracy muszę przygotować obiad i lunch dla męża na jutro. Nie lubi wielu rzeczy, krytykuje sposób, w jaki gotuję.

Muszę ciągle starać się go zadowolić, gotować tak, jak lubi. Nie chodzi na lunch do kawiarni, oszczędza pieniądze. I złości się, gdy to robię, bo taniej i zdrowiej jest gotować w domu.

Kupowanie pizzy zamiast obiadu to grzech śmiertelny. Wolę ugotować ją sama w domu. Pierogi ze sklepu to koszmar. Wolę zrobić je sama.

W weekendy, a nawet po pracy w dni powszednie, muszę sprzątać. Mój mąż ciągle krytykuje mnie za to, że nie sprzątam dobrze. Jeśli jestem zmęczona albo mi się nie chce, to znaczy, że jestem leniwa i jestem złą gospodynią domową.

Kiedy dostaję pensję, nie mogę kupić bluzki, bo mąż musi kupić dres. A w ogóle bluzki są drogie i kiepskiej jakości, dopiero niedawno kupiłam nową. I wszystkie pieniądze idą na jedzenie, a musimy oszczędzać na remonty.

Nie ma sensu marnować pieniędzy na ubrania. Normalni ludzie wychodzą do restauracji kilka razy w roku — tylko na specjalne okazje, takie jak urodziny. Chodzenie do kina jest nieciekawe i drogie dla mężczyzny.

On woli oglądać wiadomości. A co robię w domu, to już mój problem. Ale najlepiej posprzątać, tam jest brudny kąt.

Mężczyzna nie powinien pomagać żonie. Gotowanie i sprzątanie to czysto kobiecy obowiązek. Obowiązki mężczyzny mogą poczekać, bo wraca późno z pracy i jest zmęczony. A w niedziele nie robi nic w domu z powodów religijnych.

Posiadanie dziecka jest wspaniałe, uwielbiam mojego syna. Ale pracy jest jeszcze więcej. Mąż w niczym mi nie pomaga. Pojawia się coraz więcej oskarżeń, że jestem złą gospodynią domową. Ale teraz są też oskarżenia, że jestem złą matką.

„Mój mąż otrzymał wiadomość od swojej kochanki. Nie sądziłam, że kiedykolwiek do tego dojdzie: jak można coś takiego wybaczyć”

„Dowiedziałam się o niewierności mojego męża i chciałam się z nim rozwieść, ale tak to zostawiłam: nie powinnam była tego robić”

W wieku siedemdziesięciu pięciu lat Anna otrzymała duży spadek i podzieliła go między swoich krewnych. „Nie obchodzi ich, komu i ile dałam”