Nie minął nawet rok od dnia, w którym tata spakował swoje rzeczy i wyszedł z domu, a mama już przymierzała sukienkę ślubną.
Pamiętam tamten poranek bardzo dokładnie — siedziała w kuchni przy stole, piła kawę i przeglądała coś w telefonie, uśmiechając się do ekranu w sposób, którego nie widziałam od lat.
Myślałam, że to wiadomość od koleżanki, może jakaś plotka, ale kiedy podniosła wzrok, powiedziała spokojnie: „Muszę ci coś powiedzieć”.
Usiadłam naprzeciwko niej i od razu poczułam, że to nie będzie zwykła rozmowa.
— Poznałam kogoś — zaczęła. — I chcemy się pobrać.

Nie potrafiłam wtedy zebrać myśli. Minęło zaledwie kilka miesięcy od rozwodu, dom wciąż był pełen ciszy po tacie, a ona mówiła o
ślubie, jakby planowała wakacje.
— Mamo… ale przecież… — zaczęłam. — Tata dopiero co się wyprowadził.
Wzruszyła ramionami.
— Formalnie rozstaliśmy się dużo wcześniej niż myślisz.
Przez kilka dni nie mogłam się z tym pogodzić. W mojej głowie mama zawsze była tą, która trzyma rodzinę w całości, która czekała,
gotowała, sprzątała, pilnowała wszystkiego. A teraz nagle okazało się, że chce nowego życia, nowego mężczyzny, nowego początku.
Czułam złość, żal i wstyd — jakby zdradzała nie tylko tatę, ale też mnie.
W końcu nie wytrzymałam.
— Dlaczego tak szybko? — zapytałam któregoś wieczoru. — Nie mogłaś poczekać? Choćby ze względu na mnie?
Spojrzała na mnie uważnie, długo.
— Bo długo nie czułam się kobietą — powiedziała cicho. — Tylko służącą.
Te słowa uderzyły mnie mocniej niż krzyk.
— Jak to służącą? — zapytałam. — Przecież tata…
— Tata wracał z pracy, siadał przed telewizorem i oczekiwał, że wszystko będzie gotowe — przerwała mi. — Obiad, czyste koszule,
cisza. Przez lata nikt nie pytał, czego ja chcę. Kim jestem. Czy jestem szczęśliwa.
Zaczęła opowiadać rzeczy, o których nigdy wcześniej nie mówiła. O tym, jak czuła się niewidzialna. Jak każda próba rozmowy kończyła
się zdaniem: „Nie przesadzaj, inni mają gorzej”. Jak przestała kupować sobie sukienki, bo „nie było okazji”. Jak przestała marzyć.
— A ten nowy? — zapytałam z goryczą. — Co on daje, czego tata nie dał?
Uśmiechnęła się smutno.
— Widzi mnie. Pyta, jak minął mi dzień. Mówi, że ładnie wyglądam, nawet gdy jestem w dresie.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony wciąż czułam się zdradzona, z drugiej po raz pierwszy zobaczyłam mamę nie jako
„mamę”, ale jako kobietę, która przez lata żyła cudzym życiem.
Kiedy przyszedł dzień, w którym zaprosiła mnie na kolację z nim, długo się wahałam. Siedział przy stole niepewnie, trochę spięty.
— Wiem, że nie jest mi łatwo tu być — powiedział. — Ale bardzo ją kocham.
Patrzyłam na nich i widziałam coś, czego nie było między moimi rodzicami od lat — lekkość. Śmiech. Spokój.
Nie powiem, że wszystko od razu się ułożyło. Do dziś czasem boli mnie to, jak szybko mama zamknęła jeden rozdział i otworzyła następny.
Ale zrozumiałam jedno — rodzice też mają prawo do szczęścia. Nawet jeśli dla dzieci to szczęście przychodzi za wcześnie.
A kiedy dziś widzę mamę, jak wychodzi z domu uśmiechnięta, z prostymi plecami, wiem, że już nie jest służącą.
I choć nie było mi łatwo to zaakceptować, nauczyłam się, że miłość nie zawsze wygląda tak, jak ją sobie wyobrażamy. Czasem przychodzi wtedy, kiedy inni jeszcze nie zdążyli się pogodzić z przeszłością.