Kiedy do naszego domu przychodzi teściowa, mój mąż zmienia się nie do poznania. Jakby ktoś przełączał go na inny tryb.
Nagle staje się uważny, uprzejmy, gotowy biec do sklepu o każdej porze dnia i nocy, gotowy przestawiać meble, gotować, sprzątać, słuchać każdej uwagi.
I za każdym razem mam wrażenie, że w tym domu przestaję istnieć ja i nasze dziecko, a zostaje tylko ona — jego mama.
Na początku próbowałam to bagatelizować. Mówiłam sobie, że to normalne. W końcu to jego matka. Przecież dobrze, że ją szanuje.
Przecież lepiej, gdy syn jest troskliwy, niż obojętny. Tylko że z czasem ta troska zaczęła boleć.

— Mamo, usiądź, ja to zrobię — mówił, kiedy tylko przekraczała próg.
— Po co ty wstajesz, przecież się zmęczysz — dodawał, gdy sięgała po szklankę.
— Ty się nie wtrącaj — rzucał w moją stronę, gdy próbowałam coś powiedzieć.
A ja stałam z boku, z dzieckiem na rękach, i zastanawiałam się, od kiedy w tym domu jestem gościem.
Teściowa szybko zorientowała się, że ma tu pełną władzę. Zaczęła przychodzić coraz częściej.
Najpierw „na chwilę”, potem „na herbatę”, aż w końcu po prostu wchodziła, jakby to było jej mieszkanie. Siadała w fotelu i obserwowała.
— Zupa trochę za słona — rzucała niby od niechcenia.
— Dziecko powinno już spać, nie uczycie go dyscypliny.
— Za moich czasów kobieta potrafiła lepiej zorganizować dom.
Mój mąż kiwał głową.
— Mama ma rację — mówił. — Ona wie lepiej.
Próbowałam rozmawiać z nim spokojnie, kiedy zostawaliśmy sami.
— Czy ty w ogóle zauważasz, co się dzieje? — zapytałam któregoś wieczoru.
— Przesadzasz — odpowiedział bez wahania. — Mama chce dobrze.
Chciałam dobrze też ja. Chciałam spokojnego domu, bezpieczeństwa dla dziecka, partnera, który będzie po mojej stronie. Ale z każdym
dniem czułam, że przegrywam z kimś, kto nie powinien być moją rywalką.
Najgorsze było to, że nasz syn zaczął to widzieć.
— Czemu babcia zawsze krzyczy, a tata się nie złości? — zapytał pewnego dnia.
Zamarłam.
— Bo… babcia jest starsza — odpowiedział mąż za mnie. — Trzeba ją szanować.
A gdzie w tym wszystkim był szacunek do mnie?
Teściowa coraz częściej krytykowała mnie przy nim, a on milczał. Albo, co gorsza, przytakiwał.
— Ona się nie stara — mówiła. — Ty tyle pracujesz, a ona nawet domu nie ogarnie.
— No właśnie — dorzucał. — Mogłabyś się bardziej postarać.
Pamiętam dzień, w którym pękłam. Teściowa przyszła bez zapowiedzi, usiadła przy stole i zaczęła rozdawać polecenia.
— Trzeba dziecko zapisać na dodatkowe zajęcia.
— Trzeba zmienić dietę.
— Trzeba pomyśleć o przyszłości.
— A może zapytamy matkę dziecka? — powiedziałam w końcu cicho, ale stanowczo.
Zapadła cisza. Mój mąż spojrzał na mnie tak, jakby mnie nie poznawał.
— Nie podnoś głosu na moją mamę — powiedział chłodno.
— Ja nie podnoszę głosu. Ja chcę być słyszana — odpowiedziałam.
Teściowa wstała teatralnie.
— Widzisz, synu, jaka ona jest? Niewdzięczna. Ja tylko chcę pomóc.
I wtedy zrozumiałam coś strasznego. Że ona nie tylko korzysta z tej sytuacji. Ona ją buduje. A on jej na to pozwala.
Tego wieczoru nie spałam. Siedziałam w kuchni i myślałam o sobie sprzed lat. O kobiecie, która miała marzenia, plany, która wierzyła,
że tworzy rodzinę, a nie trójkąt, w którym zawsze będzie na ostatnim miejscu.
Rano powiedziałam mu wprost:
— Albo jesteśmy rodziną my, albo ty i twoja mama. Ja dłużej tak nie potrafię.
Zaśmiał się nerwowo.
— Stawiasz mnie pod ścianą?
— Nie. Ja ratuję siebie.
Nie odpowiedział. Wyszedł do pracy. A po południu zadzwoniła teściowa.
— Co ty sobie wyobrażasz? — syknęła. — Chcesz mi odebrać syna?
Rozłączyłam się bez słowa. Po raz pierwszy.
Nie wiem, jak to się skończy. Wiem tylko, że już nie chcę być tłem w cudzym życiu. Nie chcę, żeby moje dziecko dorastało, patrząc,
jak matka jest pomijana, uciszana, odsuwana.
Jeśli on nie zrozumie, że ma żonę i dziecko, a nie tylko matkę — będę musiała podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Bo miłość
nie polega na tym, że zawsze robisz wszystko dla jednej kobiety, zapominając o tej, którą wybrałeś na życie.
A ona doskonale o tym wie. I właśnie dlatego z tego korzysta.