Nikt nie wie, że nasza idealna rodzina to tylko pozory. Od dawna wyglądało to, jakby wszystko było w porządku – uśmiechy, wspólne kolacje, wyjazdy, zdjęcia do albumu rodzinnego.
Każdy, kto nas odwiedzał, mówił: „Ależ macie szczęście, jaka piękna rodzina!” A ja wiedziałam prawdę, choć udawałam, że wszystko jest normalne.
Mój mąż od roku ma kochankę. Nie ukrywa tego. To nie jest skrywana tajemnica, która powoli wyjdzie na jaw, to jest codzienna rzeczywistość, którą ja obserwuję, starając się nie stracić kontroli nad sobą.
Gdyby ktoś mnie spytał, powiedziałabym tylko: „Nie wiem, niczego nie zauważyłam”. Ale w domu, w którym mieszkamy, atmosfera zmienia się co sekundę.
— Co mam zrobić? — powiedział pewnego wieczoru, patrząc na mnie jakby mówił o pogodzie. — Jestem taki wspaniały, a was jest wiele, a
ja jestem jeden.

Stałam jak wryta, próbując zrozumieć, jak można mówić w ten sposób do własnej żony.
Codziennie rano budzi mnie telefon, czasem wiadomość, czasem wchodzę do kuchni i znajduję na stole bukiet kwiatów, który nie jest ode mnie, a w powietrzu czuć zapach perfum, których nigdy nie używałam.
Syn pyta, dlaczego tata spędza tyle czasu poza domem, a ja muszę wymyślać historie, które brzmią prawdziwie.
— Tato miał spotkanie w pracy — mówię i patrzę, jak dziecko wierzy moim słowom, choć w oczach widzę cień wątpliwości.
Najgorsze są weekendy. Wszyscy myślą, że to czas, kiedy spędzamy go razem. A w rzeczywistości mój mąż spotyka się z nią, planuje wspólne wyjazdy, a ja zostaję w domu, starając się utrzymać pozory normalności.
Staram się, by syn nie odczuwał napięcia, by nie wiedział, że jego tata nie jest w pełni oddany rodzinie.
— Musisz zrozumieć — mówił pewnego dnia, kiedy przypadkiem wróciłam wcześniej do domu. — Nie mogę nic zrobić, to naturalne, że podziwiają mnie inne kobiety.
Słowa, które miały być tłumaczeniem, brzmiały jak cios. Nie mogłam uwierzyć, że człowiek, którego kochałam i z którym tworzyłam rodzinę, potrafi mówić w ten sposób, z takim spokojem i pewnością siebie.
Ale w środku postanowiłam, że nie pozwolę, by jego działania zniszczyły moją pewność siebie ani relacje z dzieckiem.
Każdego dnia próbuję budować nasze małe szczęście w cieniu jego egoizmu. Organizuję wspólne wieczory, czytam synowi bajki, planuję wyjazdy, które będą tylko nasze – bez jego obecności.
— Mamo, możemy iść na plac zabaw? — pyta i patrzy na mnie tymi oczami pełnymi zaufania. Wtedy wiem, że wszystko, czego potrzebuję, to prawdziwa bliskość, a nie puste gesty i uśmiechy na pokaz.
I choć wiem, że inni nadal patrzą na naszą rodzinę z podziwem i zazdrością, ja już nie chcę udawać. Bo prawdziwe życie to nie zdjęcia i nie pozory.
Prawdziwe życie to te chwile, kiedy mogę być matką i kobietą, niezależnie od tego, jak bardzo ktoś stara się wmawiać mi, że „jestem jeden, a was jest wiele”.
I tak każdego dnia uczę się żyć dla siebie i dla dziecka, bo nikt nie da nam prawdziwej miłości poza tym, co sami sobie stworzymy.