Moja córka ma już własną rodzinę, ale robi wszystko, aby moje trzecie małżeństwo się rozpadło, a wszystko dlatego, że mam być przy niej, a nie żyć własnym życiem

Od zawsze myślałam, że dorosłe dzieci, nawet jeśli mają własne życie, potrafią zrozumieć potrzeby rodziców. Moja córka wychowała się w poczuciu, że mama zawsze jest obok, zawsze gotowa pomóc.

I ja byłam. Ale teraz, kiedy mam już własne, trzecie małżeństwo, wszystko się zmieniło. Nagle okazało się, że moja obecność gdzie indziej jest czymś złym, czymś, czego nie można zaakceptować.

– Mamo, dlaczego spędzasz tyle czasu z nim? – zapytała pewnego dnia, patrząc na mnie z wyrzutem. – To nie tak powinno wyglądać.

Powinnaś być przy mnie, z nami. Słuchałam jej i czułam dziwne ukłucie w sercu. Próbowałam wytłumaczyć, że życie toczy się dalej, że mam prawo do szczęścia, do własnego domu, do własnego męża. Ale ona nie chciała słuchać.

– Nie rozumiesz – kontynuowała. – Ja tu potrzebuję mamy, a ty… ty żyjesz swoim życiem.

Było mi ciężko, naprawdę. Czułam się rozdarta między obowiązkiem a pragnieniem. I choć mój mąż był przy mnie, czułam jego bezradność, kiedy jego oczy mówiły: „Nie chcę się mieszać, ale wiem, że cierpisz”.

– Kochanie – powiedział cicho, kiedy po raz kolejny poczułam się oceniana – ja cię wspieram. Ale nie mogę walczyć z każdym twoim konfliktem. To twoja córka…

Te słowa tylko pogłębiły moje poczucie osamotnienia. Córka nie chciała zaakceptować mojego szczęścia. Każdy uśmiech, każda wspólna chwila z mężem była dla niej ciosem. Nie mogłam zrozumieć, jak miłość dziecka może przekształcić się w kontrolę i manipulację.

Pewnego wieczoru siedziałyśmy razem w kuchni. Ona z kubkiem herbaty, ja z poczuciem winy, które już dawno przestało mieć sens.

– Mamo, jeśli naprawdę mnie kochasz, zrezygnujesz z niego – powiedziała cicho, ale stanowczo.

– Nie mogę – odpowiedziałam, próbując ukryć łzy. – Kocham cię, ale nie mogę rezygnować z mojego życia, z mojego małżeństwa.

Jej oczy zrobiły się mokre, a ja poczułam, jak całe moje serce się kurczy. To nie było łatwe. To nie była decyzja, którą podejmuje się lekko. To była walka między miłością a wolnością.

Dziś wiem jedno: nie mogę pozwolić, aby ktoś, nawet własne dziecko, decydowało o moim szczęściu. Nie mogę poświęcić swojego życia tylko po to, by inni czuli się komfortowo. Zrozumiałam też, że miłość nie zawsze oznacza podporządkowanie się oczekiwaniom innych.

– Mamo, wiesz, że cię kocham – powiedziała w końcu, ale ton jej głosu był pełen rezygnacji. – Ale nie rozumiem tego wszystkiego.

– Ja też cię kocham – odpowiedziałam spokojnie. – I właśnie dlatego muszę żyć swoim życiem.

Czasem czuję, że nasze relacje nigdy już nie będą takie same. Ale wiem też, że w końcu mogę oddychać własnym powietrzem. Żyć własnym życiem, kochać w sposób, który mnie nie niszczy i nie zmusza do bycia kimś, kim nie jestem.

Mój mąż jest jedynym dzieckiem mojej teściowej i prawdopodobnie dlatego tak bardzo się nim opiekuje i uczy mnie: „Mężczyzna to też małe dziecko, o które trzeba dbać, opiekować się nim, wybaczać mu wszystko i kochać za to, że jest”

Moja siostra zdecydowała się wyjść za mąż w wieku 18 lat, a teraz chce, żebym oddał jej swoją część mieszkania: „Jesteś mężczyzną, a do tego nie jesteś żonaty”

Wydawało mi się, że mam szczęście do teściowej i wydawała mi się mądrą kobietą, dopóki nie zaczęła nam pomagać w remoncie domu. Nie będę robić wszystkiego według jej gustu, to jest moje mieszkanie