Mama od dawna mieszka sama, a ja i mój brat jesteśmy już dorośli, ale to nie znaczy, że muszę słuchać od sąsiadów o każdym nowym kawalerze, za którego jest gotowa wyjść za mąż już po pierwszej randce

Mama od kilku lat mieszka sama. Kiedyś ten fakt wydawał mi się czymś oczywistym, naturalnym etapem życia.

My z bratem dorośliśmy, wyprowadziliśmy się, założyliśmy własne rodziny, a ona została w mieszkaniu, które przez lata było pełne hałasu, rozmów i ciągłego biegania.

Na początku często do niej dzwoniłam, martwiłam się, czy nie jest jej za cicho, za pusto. Ona zawsze odpowiadała spokojnie, że daje sobie radę i że w końcu ma czas dla siebie.

Z czasem zauważyłam jednak, że „czas dla siebie” w jej przypadku bardzo szybko zamienił się w ciągłe poszukiwanie kogoś obok.

Najpierw były niewinne opowieści o sąsiedzie z klatki, potem o mężczyźnie poznanym w sklepie, później o kimś z sanatorium.

Screen freepik

Każda historia zaczynała się podobnie i kończyła zdaniem, które za każdym razem wprawiało mnie w to samo zakłopotanie — że to „chyba ten jedyny” i że „w jej wieku nie ma na co czekać”.

Najgorsze było jednak to, że o życiu mojej mamy dowiadywałam się nie od niej samej, ale od obcych ludzi.

Sąsiedzi, których ledwo znałam, potrafili zaczepić mnie na ulicy albo napisać na Facebooku i pół żartem, pół serio powiedzieć: „Twoja mama znowu ma nowego kawalera, chyba niedługo wesele”.

Na początku uśmiechałam się grzecznie, udając, że mnie to nie dotyka. W środku jednak narastało we mnie poczucie wstydu, złości i bezsilności.

Nie dlatego, że mama chciała być szczęśliwa. Nigdy nie miałam jej tego za złe. Bolało mnie raczej to, że całe osiedle żyło jej randkami, a ona sama nie widziała w tym nic niestosownego.

Jakby potrzebowała potwierdzenia z zewnątrz, że wciąż jest ważna, że ktoś ją wybiera, że nie została sama. Każda nowa znajomość była ogłaszana światu z entuzjazmem, który mnie przerażał.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka mamy. Bez skrępowania opowiadała, że widziała ją z kolejnym mężczyzną i że „tym razem wygląda to bardzo poważnie”. Słuchałam tego w milczeniu, a potem po raz pierwszy poczułam, że coś we mnie pęka. To nie była troska.

To była plotka. Cudze życie stało się tematem rozmów, a moja mama — bohaterką osiedlowej telenoweli.

Wieczorem zadzwoniłam do niej. Nie chciałam się kłócić, nie planowałam wyrzutów. Chciałam tylko, żeby zrozumiała, że jej wybory odbijają się także na mnie. Powiedziałam spokojnie, że dowiadywanie się o jej planach ślubnych od sąsiadów jest dla mnie trudne.

Przez chwilę milczała, a potem odpowiedziała zdaniem, które zapamiętam na długo: „A co ja mam robić, siedzieć sama i czekać na śmierć?”

Wtedy zrozumiałam, że patrzymy na samotność zupełnie inaczej. Dla mnie była etapem, przestrzenią do poukładania siebie.

Dla niej — porażką, czymś, co trzeba jak najszybciej zagłuszyć obecnością drugiego człowieka. Nawet jeśli ten drugi był ledwie znajomym z jednej randki.

Nie próbowałam jej już przekonywać. Powiedziałam tylko, że nie chcę być wciągana w osiedlowe sensacje i że jej życie uczuciowe to jej sprawa, ale plotki ranią bardziej, niż jej się wydaje. Rozmowa skończyła się chłodno, bez pojednania, bez łez. Przez kilka dni się nie odzywała.

Dziś nasze relacje są inne. Bardziej zdystansowane, ostrożniejsze. Mama nadal spotyka się z mężczyznami, nadal wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia.

Ja nauczyłam się stawiać granice. Nie odpowiadam na pytania sąsiadów, nie komentuję, nie tłumaczę się. Zrozumiałam, że dorosłość dziecka to także moment, w którym przestaje ono ponosić odpowiedzialność za emocjonalne decyzje rodzica.

I choć czasem wciąż boli mnie to, że mama tak bardzo boi się być sama, wiem jedno — jej życie to jej wybory. A ja nie muszę już słuchać o każdym nowym kawalerze tylko dlatego, że ktoś uznał to za temat do rozmowy.

„Zabierz swoje dzieci i odejdź stąd, zanim powiem twojej mamie całą prawdę”: powiedział mój mąż, po tym jak piłam herbatę z koleżanką w naszym domu

Kiedy pojawiła się możliwość zamieszkania z mężem osobno, w mieszkaniu, które przekazała mi babcia, mama przyszła do mnie i powiedziała: „Jeśli zabierzesz wszystko, twój brat zostanie z niczym i jak będziesz z tym żyła”

W rodzinie męża nikt nie traktował mnie poważnie, wszyscy mówili, że całe życie będę żyła na koszt Marcina, ale pokazałam wszystkim, że potrafię nie tylko zmywać naczynia