Przyjechałam do syna bez zaproszenia, chciałam sprawić mu przyjemność i zobaczyć wnuki, ale przypadkowo zastałam synową z nieznajomym mężczyzną. Okazało się, że to przyjaciel rodziny, z którym od dawna miała romans: „Zawsze wtrąca się w sprawy naszej rodziny, niech zajmuje się swoją”

Przyjechałam do syna bez zaproszenia, bo pomyślałam, że sprawię mu radość i zobaczę wnuki.

Nie planowałam zostać długo — najwyżej kilka godzin, może pomóc trochę w domu, może ugotować coś dobrego.

Wiecie, jak to jest z matkami: nawet jeśli dzieci dorosły, serce i tak ciągnie do nich, a wnuki to już w ogóle osobna, najczystsza miłość. Nie miałam żadnych podejrzeń ani złych myśli. Po prostu zatęskniłam.

Kiedy wysiadłam z autobusu, czułam lekki dreszcz ekscytacji. „Zrobię im niespodziankę” — uśmiechałam się sama do siebie, poprawiając torebkę ze świeżym ciastem, które wiozłam dla dzieci.

Syn ostatnio rzadko dzwonił, ale tłumaczyłam to sobie pracą, obowiązkami, kredytem. Takie czasy. Nikt nie ma czasu nawet na własne myśli.

Screen freepik

Kiedy weszłam na ich klatkę i usłyszałam zza drzwi śmiech, pomyślałam, że pewnie bawią się z wnukami. Zanim zapukałam, usłyszałam jednak głos kobiecy — zbyt swobodny, zbyt lekki, taki… nie domowy.

A potem męski, nie należący do mojego syna. Nie chcę opisywać, co poczułam. Jakby nagle powietrze zgęstniało. Zamarłam, dłonią dotykając klamki, jakbym mogła coś cofnąć.

Drzwi otworzyły się, zanim zdążyłam zapukać. Stała w nich moja synowa — lekko zaróżowiona, jakby zaskoczona albo przyłapana.

— O… pani tu? — powiedziała cicho, ale nie tak, jak mówi się do matki męża. Raczej jak do kogoś nieproszonego.

Za jej plecami stał mężczyzna, którego nigdy w życiu nie widziałam. Trzymał kubek, jakby u siebie.

— To… przyjaciel rodziny — dodała szybko, ale jej oczy uciekały na boki.

Próbowałam zachować spokój, chociaż serce biło mi w skroniach.

— A gdzie syn? — zapytałam.

— W pracy. Wyszedł wcześniej, bo ma projekt. Mówił przecież — odparła, a ja wiedziałam, że nie mówił. Syn od kilku dni nie dzwonił.

Chciałam wejść, zobaczyć wnuki, zostawić ciasto, zamienić dwa słowa, odetchnąć. Ale synowa dosłownie zagradzała wejście.

— Dzieci śpią. Nie można ich budzić — dodała po chwili, jakby wymyślając wymówkę.

Ten mężczyzna w końcu zabrał głos:

— Może ja już pójdę? Nie chcę przeszkadzać.

— Nie, zostań — odpowiedziała szybko. A ja… ja stałam z tym ciastem w ręku jak ktoś, kto pomylił adres.

Poczułam, że nie mam prawa tam być. Że mój własny syn ma życie, do którego nie jestem dopuszczona. Że w jego domu nie jestem u siebie, a może nigdy nie byłam.

— Przyjechałam tylko na chwilę. Chciałam zobaczyć wnuki. Tęsknię za nimi — wyszeptałam, próbując ratować sytuację.

Synowa przewróciła oczami, jakby mówiła do kogoś, kto się narzuca.

— Zawsze pani się wtrąca w sprawy naszej rodziny. Proszę zająć się swoją. My sobie poradzimy.

Te słowa zabolały bardziej niż wszystko, co mogłam sobie wyobrazić. Niby wypowiedziane chłodno, ale z czymś ostrym pod spodem. Jakby chciała mi jasno pokazać granicę: tu nie wchodź, to nie twoje życie.

— Nie wtrącam się. Chciałam tylko…

— Wiem, czego pani chce. Ale naprawdę — nie trzeba tu przyjeżdżać bez zapowiedzi. My mamy swoje plany, swoje sprawy. Mąż jest zajęty,
ja też. Nie będę tłumaczyć wszystkiego za każdym razem.

Stałam na wycieraczce, trzymając ciasto, które nagle stało się cięższe niż walizka. Ten mężczyzna patrzył na mnie z mieszaniną
współczucia i zażenowania.

— Może chociaż uściskam dzieci? — zapytałam.

— Śpią, mówiłam już.

A potem zamknęła drzwi. Po prostu.

Nie usiadłam na ławce przed blokiem. Nie płakałam. Szłam powoli do przystanku, jak ktoś, kto niesie w sobie coś, czego nie umie wypowiedzieć.

Czułam, jak zimny wiatr wbija mi się w policzki, ale to było nic w porównaniu do tego, co czułam w środku. Ciasto wyrzuciłam do kosza. Nie mogłam patrzeć na nie.

Syn zadzwonił dopiero wieczorem.

— Mamo, byłaś? Czemu nie zadzwoniłaś, że przyjeżdżasz?

— Nie chciałam przeszkadzać — odpowiedziałam tylko.

— Synowa mówiła, że byłaś zdenerwowana. Coś się stało?

Leżałam w łóżku, patrząc w sufit. Chciałam mu powiedzieć wszystko, ale jednocześnie czułam, że jeśli to zrobię, coś w jego życiu
pęknie. A ja nie chciałam burzyć jego domu, nawet jeśli mnie z niego wyrzucono.

— Nie, synku. Nic się nie stało.

I wtedy usłyszałam w jego głosie ulgę.

— Dobrze. To następnym razem daj znać wcześniej, dobrze?

„Następnym razem”…

Nie wiem, czy będzie następny raz. Nie wiem, czy jeszcze tam pojadę. Ale wiem jedno — matki zawsze stoją z boku, czekając, aż dorosłe dzieci zrobią choć pół kroku w ich stronę.

A ja czekam nadal. Choć drzwi, które dziś przede mną zamknięto, wciąż bolą tak samo.

Mama co tydzień wysyła mi listy z rzeczami, które mam jej przywieźć, i zawsze mówi, że jeszcze nie dostała emerytury, więc oczywiście nie bierzemy od niej niczego, ale mojej siostry o nic nie prosi, a nawet zostawiła jej mieszkanie po babci.

Mama wychowała mojego męża tak, żeby nic nie robił, tylko dostał smaczne jedzenie i czyste ubrania. W pewnym momencie wydawało mi się, że mam nie jedno dziecko, a dwoje i że tak dalej nie może być

Kiedy znalazłam w samochodzie męża damskie rzeczy, zrozumiałam, że nie należą one do mnie ani do nikogo z naszej rodziny. A on twierdzi, że to ja je zapomniałam, bo mam po prostu dużo rzeczy. Mama jest przekonana, że on mnie zdradza: „Rzuć go, on cię oszukuje”