W dniu moich urodzin mama długo milczała, a potem podeszła do mnie i powiedziała: „Długo zamierzałaś milczeć o mieszkaniu, które twój mąż otrzymał od rodziców, a przecież twój brat jest bez mieszkania”

W dniu moich urodzin obudziłam się wcześniej niż zwykle, choć był to jedyny dzień w roku, kiedy mogłam po prostu pospać.

Dom pachniał kawą, którą mój mąż zdążył już zrobić, a w kuchni czekał na mnie mały bukiet żółtych tulipanów.

„Wszystkiego najlepszego, kochanie” – powiedział, całując mnie w czoło. Uśmiechnęłam się, bo w tym roku naprawdę chciałam, żeby ten dzień był spokojny, bez napięcia, bez niepotrzebnych słów.

Ale gdzieś w środku już czułam ciężar, który nie dawał spokoju od kilku miesięcy – temat mieszkania, które odziedziczył mój mąż, a o którym wiedziało niewiele osób.

Wiedziała mama, bo sama jej o tym opowiedziałam, ale prosiłam, by nikomu nie mówiła. Chciałam, żeby to była nasza prywatna sprawa.

Kiedy późnym popołudniem przyjechała do mnie na kawę, widziałam, że jest jakaś inna. Odsuwała wzrok, unikała uśmiechu, jakby coś trzymała na końcu języka i walczyła z tym przez cały poranek.

Rozmawiałyśmy o pogodzie, o ogrodzie, o mojej pracy, ale wszystko było jakieś płaskie, nieprawdziwe. Widziałam, jak co chwila poprawia rękaw swetra, jak przesuwa filiżankę z herbatą, jak wzdycha, choć nie ma ku temu powodu.

W końcu zapytałam: „Mamo, wszystko dobrze?”. A ona tylko skinęła głową i znów zamilkła na dłużej, niż było to naturalne.

Wstała od stołu, podeszła do okna i patrzyła na podwórko, jakby szukała tam odpowiedzi na swoje wątpliwości.

Dopiero po kilku minutach odwróciła się do mnie, powoli, jakby każdy ruch ją kosztował. „Długo zamierzałaś milczeć o mieszkaniu?” – zapytała nagle, a jej głos był twardszy, niż się spodziewałam.

Poczułam, jak coś we mnie pęka, jak krew odpływa mi z twarzy. „Jakim mieszkaniu?” – zapytałam odruchowo, choć wiedziałam, o co jej chodzi.

„Tym, które twój mąż dostał od rodziców” – dodała jeszcze ciszej, ale już z wyrzutem, którego nie dało się nie usłyszeć. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo mama mówiła dalej: „A przecież twój brat jest bez mieszkania. Ty wiesz, jak mu ciężko”.

Te słowa uderzyły mnie mocniej niż się spodziewałam. W jednej chwili poczułam się jak ktoś, kto zrobił coś złego, choć przecież nic takiego nie zrobiłam.

To nie było moje mieszkanie, nie miałam wpływu na decyzje rodziców mojego męża, nie mogłam oddać czegoś, co nie należało do mnie. Ale mama patrzyła na mnie tak, jakby wszystko było moją winą. Jakbym zatrzasnęła przed bratem drzwi, których nigdy nie miałam klucza.

„Mamo, to nie jest takie proste” – zaczęłam spokojnie, próbując opanować drżenie głosu. „Nie mogłam mówić o czymś, co nie jest moje.

To mieszkanie nie należy do mnie. A poza tym… to naprawdę delikatna sprawa”. Mama jednak tylko pokręciła głową. „Delikatna? Dla kogo?

Dla ciebie? A twój brat? On codziennie wraca do wynajętego pokoju i udaje, że wszystko jest w porządku, żeby nikogo nie obciążać”.

„Wiem, że mu trudno” – powiedziałam, a oczy zaczęły mnie piec. „Ale to nie jest rozwiązanie, żeby…”. „Żeby co?” – przerwała.

– „Żeby podzielić się tym, co macie? Żeby pomóc własnej rodzinie?”. Poczułam, jak łzy zbierają się pod powiekami. „Mamo, proszę… to nie jest fair.

Wiesz dobrze, że nie możemy mu dać mieszkania, które nie jest nasze”. Ale mama milczała. W tym milczeniu było wszystko: rozczarowanie, żal, może nawet pretensja, że moje życie ułożyło się lepiej niż życie brata.

Że mam stabilny dom, męża, spokój. Że nie muszę martwić się o czynsz. Że jestem tą, której „się udało”. A przecież nikt nigdy niczego mi nie dał.

Każdy krok, każdy grosz, każdy dzień stabilności był wywalczony ciężką pracą, wyrzeczeniami i latami niepewności. Ale w tamtej chwili mama nie widziała tego.

Widziała tylko jedną rzecz: nierówność, na którą nie miała wpływu. „Powinnam była się dowiedzieć wcześniej” – powiedziała w końcu, siadając ciężko na krześle.

– „Bo wygląda na to, że twoja rodzina liczy się bardziej niż twoja własna matka i brat”. „To nieprawda” – odpowiedziałam, a łzy w końcu spłynęły po policzkach.

– „Zawsze wam pomagałam. Zawsze byłam przy was. Ale są rzeczy, których nie mogę zrobić, choćbym bardzo chciała”.

Mama patrzyła na mnie długo, a ja przez chwilę miałam wrażenie, że w jej oczach pojawił się cień zrozumienia. Ale zaraz znów zniknął.

„Może masz rację” – mruknęła w końcu. – „Ale pamiętaj, że rodzina to nie tylko wspólne święta i życzenia. To też odpowiedzialność. I czasem trzeba umieć oddać coś, nawet jeśli się tego nie chce”.

Te słowa bolały najbardziej, bo były niesprawiedliwe. Mama wyszła chwilę później, życząc mi wszystkiego dobrego, ale jej twarz była ściągnięta, a ramiona napięte.

Kiedy zamknęłam za nią drzwi, usiadłam na podłodze i długo patrzyłam w jedno miejsce. Mąż wszedł po chwili, usiadł obok i zapytał cicho: „Co się stało?” A ja odpowiedziałam tylko: „Nic, po prostu… czasem urodziny potrafią zaboleć bardziej niż zwykły dzień”.

Mój mąż głównie siedzi w domu i nie pracuje nigdzie na stałe, a cały wolny czas spędza z przyjaciółmi. Jestem mamą trójki dzieci, chodzę do pracy i zajmuję się domem. Nie wiem, jak długo to wytrzymam

Mam 60 lat i od dawna jestem samotną kobietą, dlatego niedawno zdecydowałam się na związek z mężczyzną. Syn mnie nie rozumie i powiedział nawet, że jeśli wyjdę za niego za mąż, to nie zobaczę już wnuków

Zakochałam się w mężu mojej siostry, a on odwzajemnił moje uczucia. Teraz nie wiem, jak powiedzieć siostrze o tym, co się między nami dzieje, a Marcin mimo wszystko nie chce opuścić rodziny